Rozdział III

    Ginny Weasley patrzyła jak jej przyjaciółka śpi niespokojnie. Hermiona co chwilę przewracała się z boku na bok i mamrotała niezrozumiałe wyrazy. Pościel wokół niej była mokra od potu. Obie delikatne próby obudzenia jej spełzły na niczym, więc dziewczyna spróbowała raz jeszcze. Tym razem potrząsnęła nią mocniej i panna Granger spojrzała na nią pełnymi przerażenia oczami.
      - To tylko ja - powiedziała spokojnie - dobrze się czujesz? Prawie ominęło cię śniadanie.
      - Nie chcę jeść, chyba się czymś zatrułam. Powinnam zostać w łóżku.
    Ginny przyłożyła wierzch dłoni do czoła przyjaciółki, aby sprawdzić temperaturę. Wszystko jednak wydało jej się w normalnie.
      - Widziałam liścik - odezwała się w końcu, bojąc się poruszyć ten temat.
    Brązowe oczy znów wypełniły się przerażeniem. Dziewczyna wstrzymała oddech, najwidoczniej zbyt wystraszona, by się odezwać.
      - Nie martw się- ciągnęła Ginny nie czekając na odpowiedź. - Może chociaż tobie odpisze.
      - Odpisze mi? Kto??
      - Harry! Pisałaś do niego przecież, list leżał na biurku, prosiłaś aby przesłał ci pelerynę. Co się dzieje?
      - Nic, naprawdę. Po prostu... Po prostu mi niedobrze. Porozmawiamy potem.
      - Chcesz, żebym go wysłała? -  zapytała z westchnieniem.
     Przyjaciółka przytaknęła i ukryła pod kołdrą tak, że można było zobaczyć jedynie jej włosy.
Ginny zabrała więc list, rzuciła Hermionie niepewne spojrzenie i wyszła z dormitorium.
Przez całą drogą do sowiarni myślała o kierunku w jakim idzie jej życie. Przez chwilę miała wszystko. Miłość, szczęście, poczucie stabilizacji i pewność. Harry był światłem w jej życiu odkąd go poznała. Odkąd nie mogła w jego obecności wymówić choćby słowa i odkąd ją uratował gdy opętał ją Voldemort. Zawsze był jej bohaterem, a teraz był tak daleko... Odkąd zaczął pracę jako auror wszystko się zmieniło, spoważniał i zaczął cenić swoją pracę wyżej niż ich związek. Czy dało się to uratować? Czy to wszystko dążyło już tylko do zagłady?
    W sowiarni już ktoś był. Blaise Zabini przywiązywał właśnie list do nóżki ogromnego puchacza.
Zaszczycił Ginny krótkim spojrzeniem i znów skupił całą uwagę na sowie.
      - Hej, Weasley. Ja...
      - Nie, Zabini, nadal nie wiedzą gdzie przebywa twoja matka - przerwała mu, nim zdążył dokończyć.
      - Ach, myślałem, że może Potter... Albo twój brat...
      - Nie rozmawiamy o pracy.
    Właściwie było jej go szkoda. Po obaleniu Voldemorta jego matka zniknęła i szukało jej kilku aurorów. Mogła uciec, zostać porwana lub zamordowana, a jej syn nie miał nawet pojęcia co się z nią stało. Pomyślała o swojej matce i o tym, co przeżywała przez ostatni rok.
      - Jeżeli będę wiedziała cokolwiek to z pewnością ci o tym powiem - dodała łagodniej. Odwrócił się do niej z nikłym uśmiechem.
      - Dzięki. Gdybyś chciała kiedyś pogadać o... O czymkolwiek, to zawsze możesz się do mnie zgłosić.
      - Wątpię, żebym z tego skorzystała - zaśmiała się. - Możesz być jednak pewien, że skontaktuję się z Ronem w sprawie twojej matki i wypytam go.
    Wyraz jego twarzy nieznacznie się zmienił, co nie uszyło jej uwadze. Być może wychwycił to, że nie wspomniała nic o Harry'm. Nie miała odwagi drążyć już tego tematu. Wypuściła sowę i wyszła bez pożegnania.



    Dziewczyna szczelniej otuliła się swoim bordowym swetrem. Mimo chłodu i gęsiej skórki na ciele wciąż siedziała na błoniach i odrabiała pierwsze domowe zadania. Dla niej weekend nie był żadnym powodem do lenistwa, szczególnie, że chciała pokazać się w tej szkole z jak najlepszej perspektywy. W Brazylii wszystko było inaczej. Miała przyjaciół, dobry kontakt z nauczycielami i oceny powyżej średniej. A potem była ta straszna noc, gdy pakowali się przy krzykach matki i musieli uciekać z kraju jak najdalej. Nie obwiniała o to Laurusa, ale mimo wszystko... Zacisnęła powieki, aby odgonić od siebie widok krwi. Nie mogła mieć pretensji, to po prostu się stało. Jednak w chłodnej mglistej Wielkiej Brytanii brakowało jej parzącego słońca, długich dni. Nie umiała się tutaj odnaleźć i być szczęśliwa. To nie był jej dom....Straciła swoje życie i nie mogła już go odzyskać. Ludzie w jej nowym domu byli uprzejmi, ale wyczuwała dystans, który ich oddzielał. Nikt nawet nie próbował się z nią zaprzyjaźnić, to byli zupełnie obcy ludzie, miała już tylko Laurusa.
      - Hej, Pandora! - usłyszała wołanie za swoimi plecami i odwróciła się.
    Teodor Nott zmierzał w jej kierunku z delikatnym uśmiechem na twarzy.
      - Mam nadzieję, że nie przeszkadzam - usiadł obok niej na trawie.
Zaprzeczyła. Nott był miły. W pierwszy dzień szkoły, tuż po ceremonii trochę rozmawiali i wyglądało na to, że ją polubił, ona jego z resztą też. Jako jedyny okazał jej szczere zainteresowanie i życzliwość.
    Siedzieli w ciszy, najwidoczniej on tez nie należał do rozmownych osób. Nie przeszkadzało jej to, miło było czuć obok siebie jego niemą obecność.
      - Chyba marzniesz - powiedział, gdy po raz kolejny zadrżała pod wpływem podmuchu silniejszego wiatru. Zdjął swój cienki, jesienny płaszcz i delikatnie okrył nim ramiona dziewczyny, kolejny miły gest.
      - Nie chcesz wracać do zamku?
      - Nie, chciałabym jeszcze chwilę tu posiedzieć. To jezioro jest takie piękne. Spójrz, jak cudownie mienią się w nim promienie słońca. Dla ciebie to z pewnością codzienność.
    W starej szkoły nie było spokojnie. Tereny były równie piękne, ale bardziej dzikie.
Bajowy zamek usytuowany pośrodku puszczy dawał im schronienie przed słońcem, ale roiło się tam od dziwacznych stworzeń oraz egzotycznych roślin. Męczący, tropikalny klimat dawał się wszystkim we znaki, a ulewy i burza łamały drzewa i uniemożliwiał wychodzenie. Tak piękna czysta wody była dla Pandory czymś magicznym, spokojnym i pewnym. Słońce było tu delikatniejsze i dawało więcej radości. Do chłodu możną się przyzwyczaić, przywykła przecież do zimna w swoim sercu.
      - Tak, to dla mnie codzienność - odpowiedział po dłuższej chwili. - Mimo tego doceniam to miejsce i piękno przyrody. Możemy tu zostać jak długo będziesz chciała.
    Uśmiechnęła się w podziękowaniu. Może jeszcze będzie dobrze, może znajdzie tu przyjaciół i wszystko jakoś się ułoży. Może...



    Hermiona cały miesiąc przeleżała w swoim dormitorium udając już wszystkie choroby świata. Po lekcjach wracała do łóżka lub zaszywała się w bibliotece. Na posiłki praktycznie nie schodziła. Ginny systematycznie donosiła jej tosty i przemycała obiady. Nie zadawała zbyt wielu pytań, uwierzyła w wymówki o tęsknocie i wspomnieniach z wojny. A nawet jeżeli nie, to nie dała tego po sobie poznać.
    Po wiadomości, którą Gryfonka otrzymała nie była w stanie normalnie funkcjonować. Data na liściku mogła być przypadkowa, a oprócz niej wiedziała o tym tylko jedna osoba. Po dokładnym przemyśleniu sprawie nie miała wątpliwości, kto był nadawcą. Ale co ona miała z tym wszystkim wspólnego? Co wspólnego miał z tym wszystkim ten duszny, lipcowy wieczór?
    Lekcje dłużyły jej się jak nigdy przez ostatnie siedem lat. Odliczała minuty, aby znów móc zasnuć się w swoim łóżku i nie rozmawiać już z nikim. Jeszcze gorzej czuła się, gdy przypomniała sobie, że w trzy wieczory w tygodniu miała patrole z Malfoy'em. Był ostatnią osobą, z którą miała ochotę rozmawiać w tym stanie. Teraz już po prostu snuli się po korytarzach w ciszy. Przestała odpowiadać nawet na te najgłupsze prowokacje z jego strony. W dodatku pogłębiły się jej lęki i nocne chodzenie po zamku nie wydawało się już takie bezpieczne. Ten ktoś wiedział o jej istnieniu, może nawet ją obserwował? Może to Malfoy? A ona znów zostanie z nim tylko sama. Karciła się w duchu za popadanie w paranoję. Widziała przerażonego Dracona podczas bitwy o Hogwart,on nie byłby w stanie zamordować kogoś z zimną krwią. Miał już tyle szans, aby poderżnąć jej gardło.
    Postępy w znalezieniu mordercy stanęły w martwym punkcie. Przesłuchani zostali wszyscy uczniowie, zamek dokładnie sprawdzony. Wszyscy zaczęli już wierzyć, że był to jednorazowy atak i powoli zaczynali czuć się znów bezpieczniej. W połowie października wszyscy przywykli do wizyt urzędników ministerstwa, ale sprawa pozostała nierozwiązana.



    Przemyślenia Hermiony na temat jej aktualnej sytuacji życiowej przerwał ostatni tego dnia dzwonek. Zdecydowała się jednak, aby iść tego dnia na obiad i w końcu zacząć myśleć i obserwować. Ta osoba musiała się czymś zdradzić, czymkolwiek. O ile naprawdę nie był to ktoś spoza zamku. Czuła, że popada w paranoję, ale ta osoba wiedziała... Mogła zniszczyć jej życie.
    Dopiero przed patrolem przestała nerwowo przypatrywać się każdej mijanej osobie. Czy tego chciał? Żeby popadła w obłęd i postradała zmysły? To była jej kara, wiedziała o tym
    Tym razem przypadło im w udziale najgorsze, według Hermiony, miejsce, czyli lochy. Najzimniejsza i najbardziej ponura część zamku. Szczególnie nocą. Światła pochodni rzucały po korytarzu długie niespokojnie cienie.
      - Byłaś na obiedzie, w końcu wyszłaś ze swojej jamy - odezwał się Draco po kilkunastu minutach.
      - Nawet nie próbuj mnie zagadywać - warknęła w odpowiedzi.
    Wszystkie jej zmysły były wytężone. Ten ktoś mógł się przecież kręcić po zamku a ona nie mogła tego przeoczyć.
      - Słuchaj, nieszczególnie marzę o kilku godzinach ciszy. Znowu.
      - A ja nieszczególnie marzę o wymuszonej rozmowie z tobą.
    A może to jednak on? Może tylko próbuję uśpić jej czujność irytującymi odzywkami? Uspokój się, spędzasz z nim tyle czasu, że powinnaś już nie żyć.
      - Czy oni w ogóle coś robią? - Najwidoczniej nie wziął sobie jej odpowiedzi do serca. - Ciągle są tylko patrole i wzmożona czujność, ale żadnych oznak pościgu. Aurorzy też niezbyt coś robią. Minęło półtora miesiąca, do jasnej cholery.
    Zrezygnowała z odpowiedzi mając nadzieję, że to uciszy Ślizgona.
    Po godzinie korytarz był tak samo nieprzyjemny i obcy jak na początku. Po lochach krążyło tylko echo ich kroków i nie zakłócał tego choćby najmniejszy inny dźwięk. A potem usłyszeli jak coś uderza w posadzkę na końcu korytarza. Przestraszona dziewczyna złapała Dracona za rękaw szaty, w odpowiedzi posłał jej pełne podekscytowania spojrzenie. Dla niego to wszystko było zabawą, polowaniem. Ścisnęli mocniej różdżki i ruszyli w stronę z której wydobył się dźwięk. Dziewczyna czuła jak serca próbuję uciec jej z piersi. Kroki. Ktoś uciekał. Rzucili się pędem w tamtą stronę. Draco delikatnie przytrzymał dziewczynę i wysunął się na prowadzenie. Chciał ją chronić czy nie psuć sobie rozrywki?  Uciekinier nawet nie ukrywał już swojej obecności, widzieli przed sobą jego poruszający się cień. W korytarzu ich kroki dudniały niczym wystrzały. Różdżka Malfoy'a rozjaśniła lochy czerwonym światłem i intruz runął z hukiem na ziemię.
      - Kogo my tu mamy? - zapytał  Ślizgon z nieskrywaną satysfakcją w glosie.
Hermiona oświetliła posadzkę przy pomocy swojej różdżki ich oczom ukazała się nieprzytomny Laurus.
      - No świetnie, mój dom. Taka hańba.
      - Spodziewałeś się czegoś innego? - odpowiedziała sarkastycznie.
    Draco cofnął zaklęcie i chłopak otworzył oczy i szybko pozbierał się z ziemi. Żadne z prefektów nie opuściło swojej różdżki.
      - Co tu robisz o tej porze? - zapytała Hermiona. - Opuszczanie pokojów wspólnych po zmroku jest zakazane. Slytherin traci pięćdziesiąt punktów.
    Malfoy jęknął.
      - Nie tak ostro, zlutuj się Granger. A ty- zwrócił się do młodszego Ślizgona - słyszałeś jej pytanie, odpowiadaj.
      - Chciałem się tylko przewietrzyć. - Patrzył na nich czujnie i spokojnie. - Umiem się obronić.
      - Włąśnie widzieliśmy - zironizował Malfoy - Zmiataj stąd i lepiej, żebym cię więcej nie widział po zmroku, rozumiemy się?
    Laurus bez słowa wyminął ich i odszedł. Odprowadzili go wzorkiem aż do pokoju wspólnego Slytherinu.
      - Musimy to zgłosić - powiedziała Hermiona.
      - Po co? To tylko bezczelny szczyl.
      - Jest tylko rok młodszy od nas - poprawiła go automatycznie.
      - Nieważne. Nie ma po co robić zamieszania, wystraszył się, dostał nauczkę, więcej nie wyjdzie.
      - A jeżeli to on?
      - Czy Ty aby nie popadasz w paranoję? Chłopak jak każdy inny, chciał być odważny, ale się nie udało. Ile razy z Potterem włóczyliście się nocą po zamku?
    Hermiona poczuła się tak dotknięta tym, że Malfoy zbagatelizował sprawę, że ignorowała go do samego końca patrolu.
Dopiero gdy odprowadził ją do wieży Gryffindoru zdobyła się na krótkie zdawkowe pożegnanie.


    Draco Malfoy obudził się ledwo żywy. Nigdy nie kładł się spać zbyt wcześnie, ale te patrole zupełnie rozregulowały jego tryb dnia i snu. Gdy ubrał się i zszedł na śniadanie, przy stole siedzieli prawie wszyscy Ślizgoni.
      - Nie minąłeś może gdzieś Pansy po drodze? Miała mi oddać moje zadanie z transmutacji - mruknął Blaise gdy tylko przełknął ostatni kęs kiełbaski.
      - Niestety - odpowiedział Draco nakładając sobie tosty.
      - To dziwne, zazwyczaj jest tu przed nami. Czekam, aż zejdzie tu jakaś dziewczyna z jej dormitorium. Potrzebuję tego zadania w tym momencie, bo będę trupem. Ej, ty! - Wycelował palcem w dziewczynę, która obok nich przechodziła. - Nie mieszkasz z Pansy Parkinson?
      - Mieszkam - warknęła, najwidoczniej urażona tonem Blaise'a.
      - Tak myślałem. Długo jeszcze będzie zbierać tu swój chudy zad?
      - Nie wiem, wy mi powiedzcie, to pewnie z wami była całą noc.
      - Słucham? - zapytał Draco między jednym gryzem a drugim..
      - Nie wróciła na noc. Myślałyśmy, że znów siedzi u was - odpowiedziała dziewczyna i zbladła.
      - I żadnej z was, kretynki, nie przeszło przez myśl, że mogło jej się coś stać?! - Zabini uderzył ręką w stół tak mocno, że siedzące niedaleko osoby podskoczył przerażone.
      - Gdzie widziałyście ją po raz ostatni i o której? - Do rozmowy włączył się Nott, w jego głosie pobrzmiewała panika.
      - Chwilę po dziewiątej, siedziała koło kominka i odrabiała jakieś zadania.
      - Idiotki - warknął Blaise i wstał. Draco zrobił to samo. Przy stole nauczycielskim śniadanie jadł aktualnie tylko Flitwick, więc skierowali się w jego stronę.
-  Panie profesorze - odezwał się Draco, siląc się na uprzejmości choć czuł jak żołądek podchodzi mu do gardła. - Nasza przyjaciółka, Pansy Parkinson nie wróciła na noc do dormitorium. Nie mamy pojęcia gdzie jest.
    Nauczyciel spojrzał na nich i wstał wycierając dłonie w serwetkę.
      - Nie mówiła wam, że gdzieś wychodzi?
      - Ona nie wychodzi nocami, martwimy się, że coś mogło jej się stać.
      - Za mną, chłopcy.
Flitwick wyprowadził ich z Wielkiej Sali i ruszyli w stronę gabinetu McGonagall.
      - Jeżeli coś jej się stało... - mruczał Zabini pod nosem.
      - Blaise, ja chyba wiem, kto mógł to zrobić... - szepnął Draco, strach ściskał mu gardło.

_______________________________________________________

Witam serdecznie i wracam z nowym rozdziałem! Mam nadzieję, że Wam się spodoba, bo zaczęłam powoli wprowadzać wątki poboczne. :)

9 komentarzy:

  1. Widzę, że się rozkręca co bardzo mnie cieszy :) jestem ogromnie ciekawa co stało się z Pansy i niesamowicie zaintrygowana co takiego przydarzyło się Hermionie, że aż tak zareagowała na liścik. Ciekawy rozdział. Uwielbiam kryminały i muszę przyznać, że Twoje opowiadanie robi na mnie coraz większe wrażenie :) z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział :) weny!!! s.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuje bardzo za taki miły komentarz i mam nadzieję, że Cię nie zawiodę! :)

      Usuń
  2. Bardzo fajny klimat ma to opowiadanie, czuć od razu, że wątki kryminalne krążą gdzieś między wierszami, a do tego z rozdziału na rozdział robi się coraz ciekawiej.
    Szkoda mi strasznie Hermiony i w sumie nie mam pojęcia co powinna zrobic z tym strachem, widać ze ten krótki liścik mocno ją poturbował i wcale się nie dziwię.
    Już miałam marudzic, że szkoda, że między Harrym i Ginny sie nie układa i że mam nadzieję, ze pomiedzy nimi się ułoży... ale potem napatoczył się Zabini i rozbudziłam w sobie nadzieję na jakieś przyjemne Blinny :D A do nich też mam straszna słabośc, wiec chyba Harry jest na straconej pozycji... xd
    Fajnie, że próbuje mu jakoś pomóc z matką, gdziekolwiek ona jest. Jego też mi szkoda, co takie poszkodowane te twoje postacie :D Przez wszystkich mnie serduszko boli.
    Wątek Pandory i Teo mnie zaciekawił, choc fragment był krótki. Czekam na więcej, bo wydają sie sympatyczni.
    Nie mogę rozgryźć tej sprawy z liścikiem, zwłaszcza, ze Hermiona podejrzewa, kto był nadawcą. Mówi, że o czymś, co się wydarzyo tamtego dnia wiedziała tylko ona i jeszcze jedna osoba, a hasłem było morderstwo. Kurcze, troche abstrakcyjna myśl, ale czy to Hermiona kogos zabiła? I teraz ktoś jej grozi, ze to wyjawi? Zwłaszcza, ze mowi, ze ten ktos może jej zniszyc życie. Czy może była świadkiem, jak ktoś popełnia morderstwo? Ale wtedy fragment o niszczeniu życia się nie dodaje. Sama nie wiem, bo Hermiony w roli kilera absolunie nie widzę, ale są różne sytuacje, które mogą zmusić nas do róznych okropnych rzeczy. Więc nie bedę dalej snuć teorii spskowych, zeby nie robić z siebie pośmiewiska :D
    Twój Draco mi się coraz bardziej podoba, do wszystkie podchodzi z takim dziwnym, chłodnym, ironicznym spokojem. I tak się wydaje, jakby kompletnie go nie obchodziło, co ktokoliek sobie o nim pomyśli :D
    No i Pansy, umieram z ciekawości co się z nią stało. Jeśli cos złego lub, no wiesz, najgorszego, to nasuwa mi sie ten sam podejrzany, który zapewne nasunął sie Draco, czyli ten Ślizgon którego znaleźli. Ale rozwiazania zagadki nie podsunełabyś nam tak szybko, wiec zobaczymy co się bedzie działo w następnym :D
    Czekam z niecierpliwością.
    Pozdrawiam i weny życzę! ;*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja jakos nie umiem robić nieposzkodowanych postaci, no wesołe rzeczy mi nie wychodzą :D Oj szybko nie zdradzę i mam nadzieje, ze uda mi sie to utrzymać w tajemnicy aż do samego końca!
      Dziękuje bardzo za komentarz <3

      Usuń
  3. Malfoyem i Harrym. Popraw te błędy, bo są podstawowe :)

    Boję się o Pansy, ale całe szczęście zaraz się dowiem co tam się stało. W poprzednim komentarzu zapomniałam napisać, że przeczuwam Blinny. Skoro Harry nie odpowiada Ginny na listy to na 100% połączysz ją z Blaisem.

    Pozdrawiam,
    E.
    https://patrzac-zbyt-uwaznie.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za wykazanie błędów! Z jakiegoś powodu zawsze byłam pewna, że tak jest prawidłowo! :D poprawie z rana, jak nie będe zasypiać na siedząco.
      I dziękuje bardzo za komentarz! Zacznę juz teraz zwracać większa uwagę na koncówki, jak dowiedziałam sie jak jest poprawnie :D

      Usuń
  4. Nadal jest obiecująco!
    Cóż mogę powiedzieć, czytam dalej i się wciągam!
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. #MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
    Dotychczas myślałam, że za morderstwem stoi rodzeństwo z Brazylii. Ale jakoś nie mogę w to uwierzyć. Dlaczego to któreś z nich miałoby zabijać? Jeśli to naprawdę oni, kryminał wydałby się zbyt przewidywalny i oczywisty.

    Pansy... Czyżby coś się jej stało? Na liście podejrzanych pewnie znajdzie się Laurus.

    Wciąż stosujesz błedny zapis dialogów. Doczytaj na ten temat ;)

    Pozdrawiam, Bloody Rose

    OdpowiedzUsuń
  6. Cholera co jest Pansy? Proszę niech jej się nic nie stanie! Nie została zamordowana tak jak Phoeobe, co?

    OdpowiedzUsuń