Zaczęło świtać, gdy Hermiona wreszcie zasnęła. Był to słaby, niespokojny sen, przerywany wierceniem się
po łóżku i koszmarami. Przez całą noc myślała tylko o nożu ukrytym w jej kufrze i
eliksirze wielosokowym, którym dysponuje jej oprawca.
Przeanalizowała swoją sytuację po stokroć i doszła do wniosku,
że będzie musiała kolejnej nocy zakopać narzędzie zbrodni, zanim
ktoś go odnajdzie. Ta opcja jako jedyna wydawała się jej
bezpieczna. Ostatnie wydarzenia znów uaktywniły w niej pierwotny
instynkt przetrwania za wszelką cenę. Zupełnie, jak podczas wojny…
Nie uniknie też rozmowy z Draconem Malfoyem, nie może ryzykować,
że morderca przybierze jego postać i pozna jej plany. Bądź będzie
udawał ją… Był w jej dormitorium, z pewnością zabrał
pozostawione na szczotce włosy. Nie da rady sprawdzać reszty
przyjaciół, bez wzbudzania podejrzeń, więc będzie musiała, w
miarę możliwości, się od nich odciąć. To dla bezpieczeństwa
ich i jej planu. Mimo wszystko chciało jej się płakać na myśl,
jak bardzo te jedna noc zmieniła jej życie, które teraz wyrwało
jej się spod kontroli. Po prostu istniała bez żadnego planu, po
prostu chciała przeżyć. Dlatego zakopie nóż i będzie chroniła
swoich bliskich. Nie było to rozwiązanie idealne, ale na lepsze nie
udało jej się wpaść tej stresującej nocy. Po prostu
przeżyć...
Podczas śniadania, które przeżuwała mechanicznie, nie skupiając się nawet na produktach, które właśnie trafiają do jej żołądka, próbowała zapanować nad emocjami. Po dwóch godzinach przerywanego snu nie była w stanie myśleć, więc już drugi raz dolewała sobie kawy. Przez monetę wysłała Malfoyowi sygnał SOS i obserwowała, jak wyraz jego twarzy zmienia się, gdy poczuł charakterystyczne wibracje, miała nadzieję, że mimo gwaru w Wielkiej Sali, usłyszał też dźwięk. Gdy chłopak spojrzał na nią ze swojego miejsca, była już pewna, że tak. Dała mu czas na wykonanie ruchu. Czy potraktuje to poważnie? Zostawił niedojedzony posiłek i podniósł się z swojego miejsca. Hermiona automatycznie zrobiła to samo. Poczuła odrobinę wdzięczności, że nie kazał jej na siebie czekać, ani jej nie zignorował. Nie zwracała uwagi na to, że prawie nic nie zjadła, ciężko przechodziło jej przez gardło nawet to kilka kęsów jajecznicy.
Wyszła z pomieszczenia zaraz za chłopakiem i oboje skierowali się szybko w kierunku opuszczonych sal lekcyjnych, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Trzymała lekki dystans, aby nikt nie pomyślał, że idą razem i dała mu się prowadzić przez prawie puste korytarze. Co chwilę oglądała się za siebie, aby upewnić się, że nikt ich nie obserwuje. Wolałaby uniknąć niewygodnych pytań i podejrzeń. Gdy wreszcie znaleźli się w bezpiecznym miejscu, nie dała dojść Draconowi do słowa. Chciała działać szybko i mieć już tę stresującą sytuację za sobą. Musiała ostrzec go jak najszybciej.
- Jak zginął Zgredek? – zapytała, wyciągając różdżkę i celując w szyję chłopaka.
Miała nadzieję, że takie pytanie wystarczy, by go sprawdzić. Na dobrą sprawę nie przychodziła jej do głowy żadna inna sytuacja z nim związana. Nigdy nie zostawali sam na sam, a jeżeli już, to nie działo się nic wartego zapamiętania. Miała tylko nadzieję, że mordercy nie było wtedy w jego posiadłości albo, że nieświadomie nie podzielił się nią ze zbyt wielką ilością osób.
- Zwariowałaś – prychnął, patrząc na nią zaniepokojony.
- Odpowiadaj – warknęła, dźgając go końcem różdżki, nie chciała dać mu zbyt wiele czasu na zastanowienie.
- Prawdopodobnie od noża, którym trafiła go Bellatrix w moim domu, gdy pomógł wam w ucieczce.
-Czy rozmawiałeś ze mną od wczorajszego dnia? – opuściła różdżkę, ale nadal miała ją w pogotowiu. Teraz padło najważniejsze pytanie. Co jeżeli zabójca zabrał jej włosy, a potem wrócił do Pokoju Wspólnego Slytheriunu pod jej postacią i jakimś pretekstem?
- Nie, Granger… Dobrze się czujesz?
- Od teraz za każdym razem, gdy się widzimy, zadawaj mi pytanie sprawdzające, to bardzo ważne. I koniec tego tematu.
Wyglądał, jakby chciał jednak drążyć ten temat. Patrzył na nią trochę spokojniej i leniwym ruchem poprawił włosy.
- Dlaczego wysłałaś mi sygnał SOS? – zapytał, wciąż bacznie się jej przyglądając.
Nagle po całym zamku rozległ się wzmocniony magicznie głos profesor McGonagall, uwalniając Hermionę od odpowiedzi. Przebił się przez wszelkie mury i brzmiał jak zapowiedź katastrofy.
- Prefekci naczelni proszeni są o pojawienie się w moim gabinecie. Dziewczyna poczuła, jak przechodzą ją ciarki. Coś musiało się stać...
Podczas śniadania, które przeżuwała mechanicznie, nie skupiając się nawet na produktach, które właśnie trafiają do jej żołądka, próbowała zapanować nad emocjami. Po dwóch godzinach przerywanego snu nie była w stanie myśleć, więc już drugi raz dolewała sobie kawy. Przez monetę wysłała Malfoyowi sygnał SOS i obserwowała, jak wyraz jego twarzy zmienia się, gdy poczuł charakterystyczne wibracje, miała nadzieję, że mimo gwaru w Wielkiej Sali, usłyszał też dźwięk. Gdy chłopak spojrzał na nią ze swojego miejsca, była już pewna, że tak. Dała mu czas na wykonanie ruchu. Czy potraktuje to poważnie? Zostawił niedojedzony posiłek i podniósł się z swojego miejsca. Hermiona automatycznie zrobiła to samo. Poczuła odrobinę wdzięczności, że nie kazał jej na siebie czekać, ani jej nie zignorował. Nie zwracała uwagi na to, że prawie nic nie zjadła, ciężko przechodziło jej przez gardło nawet to kilka kęsów jajecznicy.
Wyszła z pomieszczenia zaraz za chłopakiem i oboje skierowali się szybko w kierunku opuszczonych sal lekcyjnych, gdzie mogliby spokojnie porozmawiać. Trzymała lekki dystans, aby nikt nie pomyślał, że idą razem i dała mu się prowadzić przez prawie puste korytarze. Co chwilę oglądała się za siebie, aby upewnić się, że nikt ich nie obserwuje. Wolałaby uniknąć niewygodnych pytań i podejrzeń. Gdy wreszcie znaleźli się w bezpiecznym miejscu, nie dała dojść Draconowi do słowa. Chciała działać szybko i mieć już tę stresującą sytuację za sobą. Musiała ostrzec go jak najszybciej.
- Jak zginął Zgredek? – zapytała, wyciągając różdżkę i celując w szyję chłopaka.
Miała nadzieję, że takie pytanie wystarczy, by go sprawdzić. Na dobrą sprawę nie przychodziła jej do głowy żadna inna sytuacja z nim związana. Nigdy nie zostawali sam na sam, a jeżeli już, to nie działo się nic wartego zapamiętania. Miała tylko nadzieję, że mordercy nie było wtedy w jego posiadłości albo, że nieświadomie nie podzielił się nią ze zbyt wielką ilością osób.
- Zwariowałaś – prychnął, patrząc na nią zaniepokojony.
- Odpowiadaj – warknęła, dźgając go końcem różdżki, nie chciała dać mu zbyt wiele czasu na zastanowienie.
- Prawdopodobnie od noża, którym trafiła go Bellatrix w moim domu, gdy pomógł wam w ucieczce.
-Czy rozmawiałeś ze mną od wczorajszego dnia? – opuściła różdżkę, ale nadal miała ją w pogotowiu. Teraz padło najważniejsze pytanie. Co jeżeli zabójca zabrał jej włosy, a potem wrócił do Pokoju Wspólnego Slytheriunu pod jej postacią i jakimś pretekstem?
- Nie, Granger… Dobrze się czujesz?
- Od teraz za każdym razem, gdy się widzimy, zadawaj mi pytanie sprawdzające, to bardzo ważne. I koniec tego tematu.
Wyglądał, jakby chciał jednak drążyć ten temat. Patrzył na nią trochę spokojniej i leniwym ruchem poprawił włosy.
- Dlaczego wysłałaś mi sygnał SOS? – zapytał, wciąż bacznie się jej przyglądając.
Nagle po całym zamku rozległ się wzmocniony magicznie głos profesor McGonagall, uwalniając Hermionę od odpowiedzi. Przebił się przez wszelkie mury i brzmiał jak zapowiedź katastrofy.
- Prefekci naczelni proszeni są o pojawienie się w moim gabinecie. Dziewczyna poczuła, jak przechodzą ją ciarki. Coś musiało się stać...
Luna w samotności jadła kiełbaskę.
W samotności, jak zwykle. Nie miała w Ravenclawie zbyt wielu
znajomych, ale nie winiła ich za to, że nie chcą z nią rozmawiać.
Nie chcieli zrozumieć wielu spraw z otaczającego ich świata. Na
szczęście miała swoich przyjaciół, choć ostatnimi czasy nie
spędzała z nimi wiele czasu. Nie przeszkadzało jej to jednak
szczególnie. Była prawie sama całe życie. Tylko ona i jej tato.
Rówieśnicy nigdy nie akceptowali specyficznego światopoglądu. No
nic, miała przecież bliskich sobie ludzi. Nawet, gdy nie było ich
przy niej, wiedziała, że zawsze może na nich liczyć. Neville,
Harry i Ron skończyli już szkołę, więc zostały jej tylko
Hermiona i Ginny, które nie miały dla niej zbyt wiele czasu. Czuła
się trochę samotna, ale powitała tę samotność jak przyjaciela.
Przez tyle lat radziła sobie bez nikogo, więc przetrwa i tym razem.
Mimo wszystko potrzebowała teraz wsparcia. Ostatnie przeżycia i
zamknięcie w dworze Malfoyów odcisnęły na niej swoje piętno. A
teraz pojawił się On, był miły i wydawało jej się, że naprawdę
ją rozumie. Chociaż tak naprawdę nigdy nie podejrzewała, że
zainteresują kogoś nargle tak bardzo, jak jego… Mogła godzinami
rozpisywać się o swoim życiu, a on zawsze odsyłał sowę z taką
ilością ciepłych słów. Nie spotykali się jednak zbyt często,
prawdopodobnie był po prostu nieśmiały i wolał drogę listowną.
Uśmiechnęła się na myśl o nim.
- Ej, Pomyluna! – odwróciła się w stronę cienkiego głosu, który ją zawołał i kilku chichotów.
Kawałek jajecznicy przemknął zaraz koło jej głowy wśród szyderczego rechotu i wylądował na podłodze. Kilku starszych Krukonów rzuciło w stronę trzecioklasistów zirytowane spojrzenia.
- Nudzi wam się, gówniarze? – niski głos przechodzącego obok Zabiniego zadźwięczał jej w uszach.
Idący obok Teodor Nott uśmiechnął się do niej współczująco i smutno. Odwzajemniła uśmiech, ale włożyła w niego trochę więcej radości. W końcu zawsze wydawał jej się taki zagubiony.
Trzynastoletni Krukoni skulili się pod naporem wrogiego wzroku starszego, rosłego Ślizgona.
- Trochę szacunku – mruknął jeszcze gdy mijali ich w drodze do swojego stołu.
Luna posłała złośliwym dzieciakom pogodny uśmiech. Takie szaleństwa i złośliwości przejdą im z wiekiem, więc dlaczego miałaby ich teraz winić? Oni jednak unikali jej wzroku, jakby bali się, że Ślizgon wróci zaraz, aby spuścić im łomot.
Rozejrzała się po Wielkiej Sali, Ginny nigdzie nie było, za to Hermiona siedziała i wpatrywała się w stronę stołu Slytherinu. Krukonce przeszło przez myśl, aby podejść do niej i porozmawiać, ale w tym momencie dziewczyna wstała. Luna westchnęła i wpatrzyła się w swój talerz. Sama, jak zawsze.
- Ej, Pomyluna! – odwróciła się w stronę cienkiego głosu, który ją zawołał i kilku chichotów.
Kawałek jajecznicy przemknął zaraz koło jej głowy wśród szyderczego rechotu i wylądował na podłodze. Kilku starszych Krukonów rzuciło w stronę trzecioklasistów zirytowane spojrzenia.
- Nudzi wam się, gówniarze? – niski głos przechodzącego obok Zabiniego zadźwięczał jej w uszach.
Idący obok Teodor Nott uśmiechnął się do niej współczująco i smutno. Odwzajemniła uśmiech, ale włożyła w niego trochę więcej radości. W końcu zawsze wydawał jej się taki zagubiony.
Trzynastoletni Krukoni skulili się pod naporem wrogiego wzroku starszego, rosłego Ślizgona.
- Trochę szacunku – mruknął jeszcze gdy mijali ich w drodze do swojego stołu.
Luna posłała złośliwym dzieciakom pogodny uśmiech. Takie szaleństwa i złośliwości przejdą im z wiekiem, więc dlaczego miałaby ich teraz winić? Oni jednak unikali jej wzroku, jakby bali się, że Ślizgon wróci zaraz, aby spuścić im łomot.
Rozejrzała się po Wielkiej Sali, Ginny nigdzie nie było, za to Hermiona siedziała i wpatrywała się w stronę stołu Slytherinu. Krukonce przeszło przez myśl, aby podejść do niej i porozmawiać, ale w tym momencie dziewczyna wstała. Luna westchnęła i wpatrzyła się w swój talerz. Sama, jak zawsze.
Hermiona jako pierwsza puściła się biegiem w stronę drzwi, a Draco podążył w ślad za nią. Pędem pokonywali schody i korytarze, aby jak najszybciej usłyszeć nowe, z pewnością tragiczne, wieści. Dziewczyna powoli traciła siły, ale zmuszała swoje mięśnie do jeszcze odrobiny wysiłku, chociaż nie była pewna, czy nie padnie zaraz przed gabinetem z wycieńczenia. Jak najszybciej chciała mieć już te wieści za sobą, jak złe by one nie były. Wszystko było lepsze od niepewności.
McGonagall czekała na nich tuż przed ogromną chimerą. Oboje jak na zawołanie próbowali wyhamować po szaleńczym biegu, gdy dostrzegli, że kąciki jej warg układają się w lekki uśmiech. Zgięci w pół, próbując złapać oddech, patrzyli na nią zaskoczeni.
- Znaleźli ją? – w głosie Dracona pobrzmiewała tak wielka nadzieja, że Hermiona aż bała się usłyszeć odpowiedź.
Lekki uśmiech na twarzy dyrektorki przygasł i pokręciła delikatnie głową. Nie mówiąc nic więcej machnęła różdżką i posąg odsunął się, ukazując im schody. Cała trójka ruszyła nimi powoli. Gryfonka nadal nie odzyskała pełni sił, więc szła kilka schodów za nimi. Z ulgą weszła do gabinetu. Wreszcie jakaś płaska powierzchnia.
- Chciała nas pani widzieć – odezwał się Malfoy.
- To prawda, zbliża się spore wydarzenie. W przyszłą sobotę będzie miało miejsce oficjalne mianowanie pana Kinsleya Shacklebolta na stanowisko Ministra Magii. Dostałam trzy zaproszenia na tę uroczystość, jedno dla mnie i dwa dla prefektów naczelnych. Ufam, że godnie będziecie tego dnia reprezentować szkołę. Dla ciebie, panno Granger, mam szczególnie dobrą wiadomość. Z pewnością będziesz miała szansę spotkać tam pana Pottera i pana Weasleya – nauczycielka posłała Hermionie ciepły uśmiech.
Dziewczyna poczuła, jak coś ściska ją w żołądku i nie był to skurcz radosnego podniecenia. Znów zobaczy Rona... Nie była nawet pewna, czy chce. Tak wiele zmieniło się od czasu wakacji. Poczuła odrobinę wolności. Chciałaby pamiętać trochę więcej poza ułudą szczęścia. Jeżeli fasada i pielęgnowane kłamstwa upadną gdy się spotkają?
- Obowiązują eleganckie stroje, więc proszę odkurzyć elegancką szatę panie Malfoy. I bez żadnych szaleństw, to nie wystawny bal. Chcę widzieć was w gabinecie w przyszłą sobotę po śniadaniu, tylko bez żadnych spóźnień – spojrzała na nich surowo.
Do Hermiony ledwo docierały jej ostatnie słowa. Nawet bez tego bankietu miała teraz dość zmartwień...
Naszą pierwszą zasadą było udawanie, że go nie znam. W Hogwarcie byliśmy obcymi dla siebie ludźmi, wysyłaliśmy sobie tylko listy. A potem znów nadchodziły wakacje i mogliśmy być tym, co drzemało głęboko w nas. Bestiami. Najpierw jednak poznałem najważniejszą rzecz w moim życiu. Przebyliśmy tę podróż świstoklikiem, a potem przesiedliśmy się na miotły, aby lecieć nad wielką, głęboką wodą, aż nie zobaczyliśmy wieży. Była ogromna i przerażająca. Wyglądała jak szkielet, samotna.
Mój przyjaciel zatrzymał swoją miotłę, więc zrobiłem to samo.
- Ja mogę tam wejść, ty nie. Mój ojciec nadal ma jakieś przywileje, więc mogę go odwiedzać. Nie martw się o to, postarałem się, abyś dostał wyraźną zgodę, ale od teraz podajesz się za mojego brata. Zająknij się, a już nigdy stamtąd nie wyjdziesz.
Do teraz nie wiem, jak udało mi się wejść do Azkabanu. Wiem, że rodzina mojego przyjaciela miała ogromne wpływy. Nie chcę nawet wiedzieć, jak wiele galeonów przepłynęło przez pary rąk, abym na papierze, na ten jeden dzień, stał się jego bratem. Wiem tylko, że jego ojciec współpracował z ministerstwem, aby pozwalano mu na wizyty rodziny. Jeden mały papierek dał mi wejście do piekła. Nawet gdybym miał przypomnieć sobie wszystkie szczegóły, jak do tego doszło, z pewnością nie byłbym teraz w stanie.
Dementorzy nigdy na mnie nie działali. Obce były mi szczęście czy radość. Tak samo jak reszta emocji. Dobrych wspomnień też nie miałem wiele.
Ale widziałem cele, wychudzonych więźniów, wraki ludzi bez nadziei. Oni wszyscy wiedzieli, że nie ma dla nich już najmniejszego ratunku. Mogą tylko czekać na śmierć. Widziałem brudne ciała w jeszcze brudniejszych łachmanach, obłąkane oczy wpatrzone w jeden punkt, poruszające się usta w niemej modlitwie.
- Dlaczego mnie tu zabrałeś? - zapytałem, czując do tego miejsca obrzydzenie.
- Żebyś zobaczył, jak kończą tacy jak ja i ty. Jeżeli nie są ostrożni oczywiście. Chcę, żebyś patrzył i rozumiał, jak może potoczyć się twoje życie. Niech ta wycieczka będzie dla ciebie największą nauką ostrożności.
Posyłam sowę i patrzę, jak odlatuje z moim listem. Na szczęście mam jeszcze przyjaciół, którzy zawsze mi pomogą. Uśmiecham się do siebie, może i będzie to coś rodem z taniego horroru, ale wiem, jakie wzbudzi emocje.
- Dzień dobry – odwracam się natychmiast.
- Dzień dobry profesorze Flitwick. Piękną mamy dziś pogodę jak na listopad – uśmiecham się.
Z łatwością przybieram maskę sympatycznego ucznia. Operuję między twarzami, zmieniając je w zależności od okoliczności, aby ukryć moją prawdziwą. Twarz psychopaty. Wiem, że stary Flitwick mnie lubi, jestem przecież takim dobrym, uczynnym chłopcem. Kolejna maska.
- Zaiste, piękny – odpowiada.
Hermiona uporczywie pracowała nad swoim esejem na transmutację, ale nie mogła się skupić. Wiedziała, że ktoś ją obserwuje i wiedziała też kto. Laurus siedział przy stoliku obok i co chwila rzucał jej spojrzenia znad opasłej księgi. Walczyła przez chwilę z emocjami. Nie da mu wygrać, pokaże mu, że się go nie boi. Wstała szybko i podeszła do niego. Oparła się rękami o jego stolik i przybliżyła do niego twarz. Serce waliło jej jak oszalałe i całą siłą woli zmusiła się, aby spojrzeć mu w oczy.
- Czy mógłbyś przestać się na mnie gapić? Jeżeli chcesz mnie śledzić, to przynajmniej nie przeszkadzaj mi w nauce – syknęła.
______________________
Hej, hej! Cieszę się, że wreszcie publikuję ten rozdział, bo kończy on tak naprawdę pierwszą część, w której chciałam wprowadzić Was w sytuację i pokazać bohaterów. Jeżeli przez to przebrnęliście (dla mnie napisanie tego to była katorga), to mogę obiecać wam, że przynajmniej 3 następne rozdziały będą dość intensywne, jeżeli nie emocjonalnie, to coś się tam będzie działo.
Ledwo przeżyłam ten miesiąc, siedząc prawie dzień w dzień w pracy po 12h, uznałam, że jednak mogę jeść gruz, albo zdrapywać tynk ze ścian. Kolejnego rozdziału możecie wyczekiwać za jakieś dwa tygodnie.
Zachęcam do komentowania, bo trochę mi smutno, jak tu tak pusto :/
Właśnie nadrobiłam wszystkie rozdziały, które opublikowałaś. Bardzo podoba mi się pomysł na tą historię. Tajemnica Hermiony, jej współpraca z Draco, zapowiada się ciekawie. Już nie mogę doczekać się rozwoju wypadków bo wygląda na to, że na prawdę masz ciekawy pomysł na poprowadzenie wydarzeń. Mam nadzieję, że nie zniechęcisz się niewielką ilością komentarzy bo jednak wyświetlenia mówią, że jednak ktoś jest zainteresowany ;) Życzę Ci wytrwałości w doprowadzeniu tego opowiadania do końca!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
Dziesiona
PS Może mój umysł jest już spaczony ilością przeczytanych opowiadań, ale nie pogardziłabym romansikiem Luny z Nottem lub Zabinim. Nott to mój taki fandomowy crush od wielu lat :D
Witam nową czytelniczkę i bardzo się cieszę, że Ci się podoba! Co do poprowadzenia wypadków związanych z mordercą mam wszystko obmyślone aż do zakończenia :D
UsuńNie zniechęcam się i zamierzam pisac choćby sama dla siebie, bo lubię pisanie tej historii!
Dziękuje bardzo jeszcze raz i pozdrawiam :*
ZNowu muszę cię przeprosić, że mam zapłon jak ten leniwiec z zootopii ;c Ale mam ostatnio troche kłopotów ze zdrowiem i nie bardzo czułam się na siłach, zeby otworzyc laptopa. A na telefonie raczej nie piszę kmentarzy, bo to u mnie bardzo poważny proces jest, który wymaga otwarcia osobnego okienka z notatnikiem :D
OdpowiedzUsuńKurde a Hermiona nie mgłaby ZNISZCZYĆ tego noża? Ja wiem, ze to ważny dowód, ale no kurde, ja bym chyba była na jej miejscu zbyt przerażona, żeby myśleć takmi praktycznymi kategoriami :D A poza tym ona chyba nie planuje kiedykolwiek ujawniać gdzie go zakopałą czy cos. Bardzo mi jej szkoda, że instynkty, które często brały górę podczas wojny teraz do niej wracają i ona znów musi się nimi kierować. Kiedy już myślała, ze całą tę masakrę ma za sobą.
Liczę, że bedzie miała szybko okazję wyjaśnić wszystko Draco, bo sądzę, że powinien wiedzieć. Hermiona nie powinna być z tym wszystkim sama, a choć ona i Draco może nie są w pokojowych stosunkach, to jednak ktoś będzie znał sytuację, będzie mogła z kimś omówić poszczególne sprawy, posłuchać jakiegoś innego punktu widzenia... no i sądzę, ze będzie się również czuła bezpieczniejsza, bo jeśli coś by się jej stało, to przynajmniej jedna osoba by mogła cokolwiek zrobić. A przynajmniej na pewno wiecej niż cała reszta.
Framnent z Luną był jednocześne smutny, uroczy, ciepły i intrygujący, czyli generalnie bardzo lunowaty :p Bardzo mnie ciekawi kim jest ów tajemniczy On, choć równie dobrze może to być ktoś kogo w ogóle nie znamy, skoro rozmawiają głównie listownie. Tzn napisałaś, ze on pewnie jest nieśmiały i woli taką drogę komunikacji, ale nie wiem czy to znaczy, że on mieszka gdzieś indziej i również nie mają możliwości często sie spotykać, czy może On jest na terenie Hogwartu, ale naprawdę jest AŻ TAK nieśmiały, żeby cześciej rozmawiać z Luną tak a nie inaczej. Albo chciałaś, żeby to nie było jasne, alebo ja jestem głupia i nie skumałam, obie opsje są równie prawdopodobne :D
Podobali mi sie Zabini i Nott jako rycerze na białych koniach, jak ja kocham, kiedy ktoś odczarowuje Ślizgonów :D
Mam nadzieję, że Luna bedzie pojawiać się cieszej, bo fragment z nia wyszedł ci naprawdę dobrze i bardzo, bardzo kanoniczne! Z drobnymi zmianami, po przeżyciach w dworze Malfoyów, które uważam za bardxo prawdopodobne czy nawet pewne. Ale widzę, że nadal chcesz, zaby wszystkich twoich bohaterów było nam szkoda :D
W reszcie rozdziału masz niewyjustowany tekst, tak tylko mówię, bo nie wiem czy zauważyłaś, może tak miało być :D
Zapowiedź tej imprezy brzmi fajnie, zgaduję, że różne ważne rzeczy się tam wydarzą :D Liczę na to, że dostaniemy nowe fakty na temat mordercy, ale również na jakis rozwój sytuacji między Draco i Hermioną, no weź rozkręć ten romans bo mam niedorowy miłości we krwi :D A tak na poważnie, to cieszę sie, ze Hermiona zdaje sobe sprawe, że jej związek z Ronem nie ma się najlepiej, ze dużo się zmieniło i że jednak jest pomiędzy nimi taka relacja z dozą iluzji, kłamstwa, które sami podtrzymują, usilne pragnienie udawania, ze wszystko jest w porządku. No bo serio, ona prawie w ogóle o nim nie myśli, odkąd wróciłą do szkoły, nie ma żadnych listów od Rona, więc albo w ogóle ich sobie nie wysyłaja, albo są dla Hermiono średnio istotne, prawie obojętne. I mam również nadzieję, ze ów związek już nie potrwa długo. Just go on ruin that shit, Draco xd
Jak czytałam fragment kursywą to właściwie przestałam oddychać i dopiero jak się skończył to ogarnęłam, ze w sumie bez tlenu to umrę xd Bardzo chciwie łowiłam wszystkie informację, próbując wycągnąc z tego fragmentu jakiekolwiek wskazówki, ale niczego imponującego niestety nie dokońałam xd Ale zakładam (być moze błednie), ze to było z punktu widzenia naszego mordercy, których właściwie moze być nawet dwóch, bo jego przyjaciel powiedział "taci jak ja i ty". ale niekoniecznie, bo moze ten drugi grasuje i popełnia morderstwa czy inne zbrodnie gdzieś indziej. No i jeśli to rzeczywiście były myśli naszego Złego, to wiemy, ze jest w Hogwarcie. I jest uczniem, skoro Flitwick ma go uważać za uczynnego "chłopca".+
+I nadal nie wiem kogo podejrzewam, czy bedzie to któraś z postaci, które nam przedsttawiłaś blizej czy może ktoś zupełnie inny :D
OdpowiedzUsuńI czego ten dupek chce od Hermiony? Jestem ciekawa jego reakcji na ten groźny wybuch Grangerówny xd
Rozdział bardzo fajny i nie mogę się doczekać następnych, szczególnie że mówisz, ze sporo ma się dziać ;)
Pozdrawiam serdecznie i Weny życzę! ;*
Hej, hej :* matko, czekam na Twoje komentarze jak na gwiazdkę :D
UsuńWiem, ze mi sie nie wyjustowalo, muszę z tym zawalczyć, ale jakoś leń mnie straszny złapał i po dwóch nieudanych próbach sie poddałam xd
Wszystkie fragmenty kursywą są myślami mordercy z Hogwartu.
Co do Luny, to chciałam, zeby było to niejasne.
Nie umiem pisac wesołych rzeczy :/ nie wychodzi mi kreowanie postaci, jeżeli nie maja jakiejs blizny, którą mogę rozdrapywać z rozdziału na rozdział :D
Bardzo dziękuje za komentarz i zdrowia zycze :* weny mi akurat nie brakuje, bo jestem w połowie kolejnego rozdziału i na dobra sprawę zostały mi do napisania (i przepisania z kartki mojego ulubionego, dawno napisanego fragmentu) tylko trzy sytuacje, chyba że na cos jeszcze wpadnę w trakcie :D
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńHistoria jest naprawdę ciekawa, dopracowana. Ale sam tekst pod względem językowym już taki nie jest. Nadal robisz błąd w zapisach dialogów. Poczytaj o tym. To ważna i przydatna umiejętność.
Poza tym, czekam na dalszą część. Jestem strasznie ciekawa kim jest owy zabójca. Maltretujesz nas, nie mówiąc nam :p
Harrah's Casino & Racetrack | MapyRO
OdpowiedzUsuńHarrah's Casino & Racetrack is located near 고양 출장샵 Harrah's 성남 출장마사지 Cherokee Casino in 광주광역 출장샵 Cherokee. The property was built for four Native 구리 출장마사지 American tribes: the Confederated Tribes of 밀양 출장안마