Świstoklik wylądował na
ogromnej łące. Hermiona z trudem złapała równowagę, ale udało
jej się stanąć na nogach. Draco i McGonagall wylądowali miękko i
z gracją, mieli o wiele większe doświadczenie w podróżach tym
środkiem. Dziewczyna zachwycona rozejrzała się po okolicy. Zielony
teren rozciągał się aż po horyzont na lekko pagórkowym terenie,
co dawało złudzenie, że nigdy się nie kończy. Dzień był
piękny, poranne słońce przebijało się przez nieliczne chmury i
złotymi promykami oświetlało różnokolorowe liście na licznych
drzewach i pod nimi, leżące na nadal zielonej trawie. A potem
spojrzała na ogromną rezydencję. Przez idealnie przystrzyżony
trawnik biegła wyłożona żwirem ścieżka prowadząca do dworku.
Budynek był spory, pomalowany na szaro, z białymi elementami przy
licznych oknach rozrzuconych na trzech piętrach.
- Panno Granger, idzie pani? - Hermiona usłyszała głos McGonagall i oderwała wreszcie wzrok od otoczenia.
Dyrektorka i Malfoy patrzyli na nią wyczekująco, trzymając już swoje podróżne torby. Gryfonka złapała szybko wszystkie swoje rzeczy i ruszyła za nimi. Przy drzwiach wejściowych stało kilka doniczkowych, małych drzewek. Sam hall był bardzo przestronny i urządzony i jasnych, pastelowych pokojach. Po chwili przy recepcji pojawiła się kobieta dobiegająca do trzydziestki, ubrana była bardzo elegancko i, jak na gust Hermiony, miała zbyt wiele makijażu.
McGonagall podała ich nazwiska i recepcjonistka uśmiechnęła się do nich promiennie.
- Pani Minerwa McGonagall, pokój numer 5, piętro drugie. Pani Hermiona Granger, pokój numer 10, piętro trzecie. Pan Draco Malfoy, pokój numer 13, również trzecie piętro – czytała z wielkiej księgi gości, rozdając im klucze ozdobione małymi frędzelkami i blaszkami z wybitym numerem pokoju.
- Jeszcze chwila – odezwała się dyrektorka, gdy jej uczniowie wzięli już swoje bagaże w rękę. - Uroczystość zaczyna się o godzinie dwudziestej, więc bądźcie gotowi trochę wcześniej. Sala znajduje się kilkanaście metrów stąd. Musicie wyjść z dworku i go obejść. Z pewnością ją zobaczycie. Do tego czasu macie czas wolny – uśmiechnęła się do nich delikatnie.
Ruszyli w ciszy przez pastelowe wnętrza w poszukiwaniu swoich pokoi, wdrapując się po krętych, drewnianych schodach i zaglądając do mijanych pomieszczeń. Wreszcie, po dłuższej chwili kluczenia przez korytarze, zaleźli swoje pokoje. Hermiona z podekscytowaniem przekręciła klucz w zamku i westchnęła widząc swój pokój. Była w jasnych, beżowo-brązowych kolorach. Miał jednoosobowe łóżko z kolumienkami, dwa okna wybiegające na front rezydencji i małą kanapę z niskim stolikiem. Szafa nie była duża, z jasnego drewna i stojąca na nóżkach. Gryfonka szybko włożyła tam wszystkie ubrania, które wzięła ze sobą. Szybko podeszła, aby zobaczyć należącą do niej łazienkę. Pomieszczenie było dość duże, prawdopodobnie tylko trochę mniejsze, niż pokój. Na środku, ustawiona na dywanie w stylu skóry i futra zdartego ze zwierzęcia (Hermiona miała nadzieję, że jest jednak sztuczne), stała ogromna, wyprofilowana wanna na lwich łapkach. Dziewczyna patrzyła na nią zachwycona i już teraz miała ochotę nalać do niej wody i po prostu się tam położyć. Do przyjęcia miała jednak jeszcze trochę czasu, więc postanowiła poczekać z tym jeszcze kilka godzin. Teraz był czas na naukę, OWUTEMy to nie przelewki.
Wreszcie nadszedł moment, gdy w spokoju mogła zacząć przygotowywać się do uroczystości. Wzięła długą, gorącą kąpiel, próbując przygotować się psychicznie do spotkania z Ronem. To z pewnością jej dzisiaj nie ominie...
Zaczęła od ubrania sukienki. Miała głęboki, granatowy kolor i sięgała prawie do kolan. Góra była dość mocno wycięta, choć zakrywała wszystko, co powinna. Była dopasowana, a ilość materiału zwężała się aż do szyi, zakończona tasiemką ciasno przylegającą do jej gardła. Czuła się w niej lekko naga z niezakrytymi ramionami i miała nadzieję, że nikt nie uzna ją za wyzywającą. Dół puszczony był luźno. Pod dwoma warstwami lekko prześwitującego, lejącego się materiału, znajdowała się obcisła podszewka.
Gryfonka zebrała luźne loki opadające na jej twarz i spięła je z tyłu spinką z granatowym kamieniem. Zadbała, aby reszta loków, sięgająca jej za łopatki, miała ładny, schludny kształt i nie sterczała w różne strony. Teraz zostało jej już tylko nałożenie lekkiego makijażu, choć pokusiła się o pasujący cień do powiek, i założenie szpilek w beżowym kolorze. Wszystkie potrzebne jej rzeczy spakowała do małej, srebrnej torebki. Westchnęła jeszcze, szykując się na to, co nieuniknione.
- Panno Granger, idzie pani? - Hermiona usłyszała głos McGonagall i oderwała wreszcie wzrok od otoczenia.
Dyrektorka i Malfoy patrzyli na nią wyczekująco, trzymając już swoje podróżne torby. Gryfonka złapała szybko wszystkie swoje rzeczy i ruszyła za nimi. Przy drzwiach wejściowych stało kilka doniczkowych, małych drzewek. Sam hall był bardzo przestronny i urządzony i jasnych, pastelowych pokojach. Po chwili przy recepcji pojawiła się kobieta dobiegająca do trzydziestki, ubrana była bardzo elegancko i, jak na gust Hermiony, miała zbyt wiele makijażu.
McGonagall podała ich nazwiska i recepcjonistka uśmiechnęła się do nich promiennie.
- Pani Minerwa McGonagall, pokój numer 5, piętro drugie. Pani Hermiona Granger, pokój numer 10, piętro trzecie. Pan Draco Malfoy, pokój numer 13, również trzecie piętro – czytała z wielkiej księgi gości, rozdając im klucze ozdobione małymi frędzelkami i blaszkami z wybitym numerem pokoju.
- Jeszcze chwila – odezwała się dyrektorka, gdy jej uczniowie wzięli już swoje bagaże w rękę. - Uroczystość zaczyna się o godzinie dwudziestej, więc bądźcie gotowi trochę wcześniej. Sala znajduje się kilkanaście metrów stąd. Musicie wyjść z dworku i go obejść. Z pewnością ją zobaczycie. Do tego czasu macie czas wolny – uśmiechnęła się do nich delikatnie.
Ruszyli w ciszy przez pastelowe wnętrza w poszukiwaniu swoich pokoi, wdrapując się po krętych, drewnianych schodach i zaglądając do mijanych pomieszczeń. Wreszcie, po dłuższej chwili kluczenia przez korytarze, zaleźli swoje pokoje. Hermiona z podekscytowaniem przekręciła klucz w zamku i westchnęła widząc swój pokój. Była w jasnych, beżowo-brązowych kolorach. Miał jednoosobowe łóżko z kolumienkami, dwa okna wybiegające na front rezydencji i małą kanapę z niskim stolikiem. Szafa nie była duża, z jasnego drewna i stojąca na nóżkach. Gryfonka szybko włożyła tam wszystkie ubrania, które wzięła ze sobą. Szybko podeszła, aby zobaczyć należącą do niej łazienkę. Pomieszczenie było dość duże, prawdopodobnie tylko trochę mniejsze, niż pokój. Na środku, ustawiona na dywanie w stylu skóry i futra zdartego ze zwierzęcia (Hermiona miała nadzieję, że jest jednak sztuczne), stała ogromna, wyprofilowana wanna na lwich łapkach. Dziewczyna patrzyła na nią zachwycona i już teraz miała ochotę nalać do niej wody i po prostu się tam położyć. Do przyjęcia miała jednak jeszcze trochę czasu, więc postanowiła poczekać z tym jeszcze kilka godzin. Teraz był czas na naukę, OWUTEMy to nie przelewki.
Wreszcie nadszedł moment, gdy w spokoju mogła zacząć przygotowywać się do uroczystości. Wzięła długą, gorącą kąpiel, próbując przygotować się psychicznie do spotkania z Ronem. To z pewnością jej dzisiaj nie ominie...
Zaczęła od ubrania sukienki. Miała głęboki, granatowy kolor i sięgała prawie do kolan. Góra była dość mocno wycięta, choć zakrywała wszystko, co powinna. Była dopasowana, a ilość materiału zwężała się aż do szyi, zakończona tasiemką ciasno przylegającą do jej gardła. Czuła się w niej lekko naga z niezakrytymi ramionami i miała nadzieję, że nikt nie uzna ją za wyzywającą. Dół puszczony był luźno. Pod dwoma warstwami lekko prześwitującego, lejącego się materiału, znajdowała się obcisła podszewka.
Gryfonka zebrała luźne loki opadające na jej twarz i spięła je z tyłu spinką z granatowym kamieniem. Zadbała, aby reszta loków, sięgająca jej za łopatki, miała ładny, schludny kształt i nie sterczała w różne strony. Teraz zostało jej już tylko nałożenie lekkiego makijażu, choć pokusiła się o pasujący cień do powiek, i założenie szpilek w beżowym kolorze. Wszystkie potrzebne jej rzeczy spakowała do małej, srebrnej torebki. Westchnęła jeszcze, szykując się na to, co nieuniknione.
Sala balowa była spora. Nad głowami gości znajdowały się kryształowe żyrandole, a podłogi wręcz błyszczały. Pomieszczenie było przestronne i pięknie oświetlone tysiącami unoszących się lampek. Po równoległej stronie sali znajdowało się podwyższenie z mównicą, całe udekorowane na czerwono. Elegancko ubrani czarodzieje zbierali się szybko, zajmując miejsca przy wielu okrągłych stołach. Co chwilę ktoś przystawał aby pozdrowić Hermionę lub się przedstawić. Wchodząc do sali bardzo ładna kelnerka wręczyła Gryfonce kieliszek z powitalnym szampanem.
W tłumie zbierających się osób Hermionie mignęła znajoma czarna czupryna przyjaciela.
- Harry! - zawołała.
Chłopak odwrócił się na dźwięk głosu i uśmiechnął się radośnie. Przecisnął się szybko pod prąd i Hermiona rzuciła mu się na szyję. Miała wrażenie, że nie widzieli się wieki i nabrała wrażenia, jakby obecność przyjaciela miała odgonić wszystkie złe rzeczy, które spotkały ją w ostatnim czasie. W jego objęciach poczuła się bezpieczna jak w domu. Ach, gdyby był z nią w tym roku w Hogwarcie, wszystko z pewnością wyglądałoby inaczej.
- Widzę, że Draco też przyjechał – odezwał się były Gryfon radośnie.
- Draco? - dziewczyna zmrużyła oczy podejrzliwie.
- Chodź, musimy o czymś porozmawiać.
Harry złapał ją za ramię i odciągnął od tłumu. Stanęli w pewnej odległości od ludzi i chłopak rozejrzał się, czy na pewno nikt ich nie usłyszy. Hermona coraz bardziej stawała się zainteresowana tą sprawą i tym, co przyjaciel ma jej do powiedzenia.
- Posłuchaj chciałem powiedzieć ci o tym wcześniej, ale nie chciałem robić tego listownie. Teraz mamy dopiero okazję porozmawiać, szczególnie, że ty i Draco jesteście teraz Prefektami Naczelnymi. Czas chyba wybaczyć mu kilka rzeczy, Hermiono. On zrobił coś dobrego, ale nie mogę powiedzieć ci dokładnie co. Ryzykował własnym życiem i nie robił tego, by oczyścić swoje nazwisko, wymusił przysięgę, że zostanie anonimowy. Spłacił też swój dług, który zaciągnął, gdy uratowaliśmy mu życie.
Gryfonka przez chwilę stała jak wryta. Zastanawiała się, co dokładnie zrobił Malfoy, ale nie chciała wymuszać tej odpowiedzi. Kto wie, może Draco kiedyś sam podzieli się z nią tą informacją, gdy będzie chciał.
- Gdzie Ron? - zapytała z niepewnym uśmiechem, nie chcąc nadal drążyć tematu i nie narażać Harry'ego na zdradzenie więcej niż mógł.
Harry zmieszał się w wbił wzrok w ziemię.
- My jakby... Bo Ron... Po prostu my... Nie rozmawiamy ze sobą od czasu tamtego artykułu. Aż dziwię się, że ty chciałaś się ze mną przywitać.
Hermiona musiała przyznać, że przez chwilę walczyła ze sobą, gdy zobaczyła przyjaciela. Była na niego wściekła za to, co zrobił Ginny, ale jednocześnie tęskniła za nim tak bardzo, że nie umiałaby go zignorować. Ginny z pewnością mogłaby to zrozumieć.
- Harry, żeby było jasne... Nie pochwalam tego, nigdy nie byłam tak tobą zawiedziona jak w tamtym momencie i naprawdę nie wiem co strzeliło ci do głowy – odpowiedziała lodowatym głosem.
- Ja wiem, ale to było... To był tylko ten jeden pocałunek Hermiono, przysięgam. Bardzo chciałem napisać do Ginny i błagać o wybaczenie, ale bałem się. Pomyślałem, że ty byś...
- Słucham? - przerwała mu Hermiona cofając się. - Chyba żartujesz.
- Hermiono, nie rozumiesz. Znalazłem się nagle sam, w całkiem nowej sytuacji. Daphne bardzo mi pomagała i zbliżyliśmy się do siebie, ale po tym artykule zerwałem z nią kontakt. Zupełnie mnie omotała, nie wiedziałem już co robić. Kocham Ginny i chcę z nią być. Naprawdę żałuję – w jego głosie pobrzmiewała prawdziwa rozpacz.
- Mam uwierzyć, że gdyby artykuł nie powstał również zerwałbyś z nią kontakt skoro mógłbyś zostać bezkarny? Nie pisz do niej, nie kontaktuj się z nią. Ona naprawdę bardzo to przeżyła, ale jest już lepiej. Musisz żyć z tym, co zrobiłeś, ale Ginny pozostaw w spokoju – warknęła. - Przykro mi, ale muszę iść, zobaczyłam Rona.
Była to świetna wymówka, a konfrontacji z chłopakiem i tak nie da rady uniknąć. Wypiła powitalny kieliszek za jednym razem, aby dodać sobie odwagi.
- Hermiono – zawołał jeszcze za nią przyjaciel. - Świetnie wyglądasz – zawołał z uśmiechem, gdy się odwróciła.
Podziękowała skinieniem głowy.
Draco co chwilę dolewał sobie wina. McGonagall pozwoliła im na odrobinę alkoholu, ale dla każdego odrobina wygląda trochę inaczej. W trakcie przydługiej i nudnej przemowy Shacklebolta rozglądał się po wnętrzu i zgromadzonych ludziach. Pomieszczenie wyglądało o wiele biedniej, niż się spodziewał. Nic, co mogłoby wyróżnić je spośród wielu innych, które widział. Ostatecznie jego pokój też nie robił dobrego wrażenia, był raczej ciasny, z małym łóżkiem i niewygodną wanną. Wszędzie wokół niego siedzieli ludzie, część z nich znał tylko z widzenia, a reszta pracowała w Ministerstwie Magii jeszcze za czasów jego ojca. Nie zmieniało to faktu, że i jedni, i drudzy w najlepszym wypadku go ignorowali.
Po każdym wrogim spojrzeniu rzuconym w jego stronę przez uczestnika tej żałosnej imprezy, pił trochę wina. W takim tempie raczej szybko skończy się jego wieczór. Kiedy przypadkiem trafił na spojrzenie Pottera, ten pozdrowił go z uśmiechem. Draco nie odpowiedział tym samym. Czuł się okropnie i chciał po prostu zniknąć. Przywykł do nienawiści ze strony ludzi, ale wtedy miał swoją tarczę, swoje nazwisko. Teraz to wszystko było gówno warte, a jemu pozostawało jedynie wino, aby jakoś ten wieczór przeżyć.
- Draco? - usłyszał za sobą znajomy głos i odwrócił się szybko.
-
Madelaine, co ty tu robisz? – posłał dziewczynie najszerszy
uśmiech na jaki mógł się zdobyć, ale i tak wypadł dość
blado.
Szczupła, wysoka dziewczyna ubrana w strój kelnerki uśmiechała się do niego radośnie. Nie zmieniła się wiele od wakacji. Czarne, falowane włosy sięgały jej trochę za ramiona. Madelaine nadal była blada, z uroczymi rumieńcami, a w jej jasnoniebieskich oczach błyskały płomyki. Młody Malfoy musiał przyznać, że trochę za nią tęsknił. Poznali się tego lata i łączyło ich coś, co przypominało romans. Zero angażowania się, zero zazdrości i kłótni. Obojgu ten układ bardzo odpowiadał i gdy wyjeżdżał do szkoły, rozstali się jako przyjaciele. Bez łez i rozpaczy.
- Załapałam sobie dodatkową pracę, aby trochę dorobić. To duże wydarzenie, z pewnością uczestnictwo mi nie zaszkodzi. Ale chyba ty nie cieszysz się z mojego widoku – zmrużyła oczy, bacznie mu się przyglądając.
- Cieszę się, oczywiście. Ale nie czuję się tu dobrze, to nie moje towarzystwo – szepnął, zbliżając do niej twarz, aby siedzące niedaleko osoby nie mogły go usłyszeć.
- Możemy coś na to zaradzić – odszepnęła, dolewając mu wina i mrugnęła do niego.
Odeszła od jego stolika kręcąc biodrami i Draco doszedł do wniosku, że do tej pory stanowczo nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił.
Szukając toalety obiecał sobie, że nie tknie już wina tego wieczoru. Już teraz lekko szumiało mu w głowie i nawet nie chciał myśleć, ile plotek by spowodował, gdyby upił się bardziej. Upadły arystokrata osiąga kolejny poziom dna psując podniosłą uroczystość. O ile w jego reputacji dało się popsuć jeszcze cokolwiek, a w to szczerze wątpił.
Już chciał wyjść za róg, aby kontynuować swoją misję poszukiwawczą, gdy usłyszał podniesiony głos Hermiony i zatrzymał się gwałtownie. Z jednej strony nie chciał podsłuchiwać, ale z drugiej...
- Ktoś tam był i wszystko widział – w jej głosie pobrzmiewała wściekłość pomieszana z nutą rozpaczy.
- Tłumaczę ci po raz setny, że byliśmy tam sami – odezwał się Weasley. - To nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
- Przestań wreszcie podważać wszystko, co mówię – krzyknęła, ale szybko się opamiętała, bo kolejne zdanie wypowiedziała tak cicho, że Draco musiał wytężyć słuch. - Ten ktoś istnieje i aktualnie zamienia moje życie w piekło.
Chociaż Draco ich nie widział, mógł przysiąc, że Granger jest bliska płaczu. Głos łamał jej się, gdy kończyła swoje wypowiedzi. Wyjrzał ostrożnie zza rogu. Para stała naprzeciw siebie, spojrzenie Gryfonki mogło ciskać z oczu iskry, za to Weasley stał tyłem, więc Malfoy nic nie mógł dowiedzieć się na temat jego emocji.
- Panna Granger, pan Waesley! - zagrzmiał głos Shacklebota i Draco szybko schował się za bezpieczny róg.
- Witam panie ministrze – dziewczyna musiała być naprawdę dobrą aktorką, jej głos nagle przybrał łagodny, lekko wesoły ton.
- Gratuluję zaręczyn, to naprawdę świetna wiadomość.
- Kogo podsłuchujemy? - Draco podskoczył gwałtownie na dźwięk głosu Madelaine zaraz koło swojego ucha.
- Nikogo – odpowiedział mechanicznie.
- Powinniśmy się zmywać, bo ten nikt będzie zaraz tędy przechodził – złapała go za rękę i pociągnęła za sobą korytarzem w stronę sali bankietowej.
Draco przyglądał się parom na parkiecie i nadal popijał wino, tym razem w zdecydowanie mniejszych ilościach i wolniejszym tempie. Właściwie nie ruszał się ze swojego miejsca, oprócz tej jednej wycieczki, gdy udało mu się podsłuchać sprzeczkę Granger i Weasleya. Nadal zastanawiał się o co dokładnie im poszło, bo i tak był to zdecydowanie najbardziej interesujący moment tego wieczoru. Może kiedyś wypomni jej to przy sprzyjającej sytuacji i dowie się czegoś więcej...
Zbliżała się dopiero dziesiąta, a on już miał ochotę położyć się we własnym łóżku i iść spać.
- Chcesz się na chwilę wyrwać? Mam przerwę – Madelaine znów pojawiła się obok jego stolika i uśmiechnęła do niego wesoło.
- A znasz jakieś miejsce, do którego moglibyśmy się udać? - zapytał.
I tak każde miejsce wydawało się lepsze od tego, gdzie jedyne co widział to wrogie spojrzenia.
- Jeżeli nie przeszkadza ci pomieszczenie gospodarcze – szepnęła, posyłając mu zalotne spojrzenie.
Wstał bez namysłu i dał się poprowadzić. Szczerze wątpił, aby ktokolwiek zauważył jego zniknięcie na pół godziny, a to, że spotkał tu Madelaine było prawdziwym szczęściem. Naprawdę ją lubił i była prawdopodobnie jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która cieszyła się z jego obecności. Te kilka minut w obecności kogoś, dla kogo znaczył cokolwiek było dla niego miłą odmianą.
Szedł o krok za nią, patrząc, jak jej włosy delikatnie falują. Przystanęła w końcu pokazując mu drzwi. Otworzył je bez namysłu i zamarł.
-Idźcie sobie, byłam tu pierwsza – chlipnęła siedząca na skrzynce Granger.
Draco w osłupieniu wpatrywał się w jej zaczerwienioną twarz, rozmazany makijaż i rozzłoszczoną minę. Przez chwilę do jego lekko otępiałego od wina mózgu docierało, co właśnie widzi.
- Bardzo cię przepraszam, Madelaine, ale to wygląda na sytuację awaryjną. Czy moglibyśmy jednak przełożyć nasze plany na trochę inny termin? - zapytał nadal wpatrując się w Gryfonkę.
Odczekał chwilę, aż jego towarzyszka odejdzie na bezpieczną odległość i w końcu się odezwał.
- Co się dzieje, Granger? - zapytał marszcząc brwi.
- Chcę być sama, nie zrozumiałeś? A gdyby przyłapała cię z nią McGonagall miałbyś problemy.
Westchnął, wszedł do ciasnej komórki i zamknął za sobą drzwi. Ciemność wokół niego była tak głęboka, że musiał zapalić różdżkę, aby zlokalizować, gdzie dokładnie znajduje się Hermiona. Przysunął do siebie najbliżej stojące wiadro, odwrócił je dnem do góry i usiadł na tej zbyt małej, niewygodnej powierzchni.
- Nie wyjdę, aż nie powiesz mi, czemu siedzisz tu sama i ryczysz.
- To nie jest twoja sprawa.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Zadałem proste pytanie i oczekuję odpowiedzi. Co się stało, Granger?
Przez chwilę słyszał tylko jej oddech i pociąganie nosem. Powoli szykował się psychicznie na wybuch płaczu, a z tym nie umiał sobie radzić.
- Pokłóciłam się z Ronem – odpowiedziała w końcu żałosnym tonem.
No tak, to akurat wie. Uznał jednak, że nie jest to najlepszy moment, aby się przyznać, więc udawał nieświadomego. Przy odrobinie szczęścia sama mu powie.
- Coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem, jak to się skończy.
- To chyba on powinien tu siedzieć i płakać. Ma do stracenia jedyny inteligentny pierwiastek w swoim życiu -parsknął.
- Możesz stąd wyjść albo przynajmniej się nie odzywać? - wyczuł w jej głosie wściekłość, wiec zaprzestał dalszych prób żartowania.
Siedzieli przez chwilę w zupełnej ciszy i ciemności. Do uszu Dracona docierał tylko dźwięk je przerywanego oddechu i był pewny, że znowu płacze, ale próbuje to przed nim ukrywać jak tylko może, tłumiąc to w sobie. W końcu, nie mogąc już tego słuchać, odezwał się.
- Powinnaś stąd wyjść. Szkoda tak ładnego makijażu, nie zasługuje, aby skończyć rozmazany na twoich policzkach.
- Ktoś zrobił ci pranie mózgu w te wakacje? - zapytała po chwili milczenia.
Posłał w jej stronę zirytowane spojrzenie, choć i tak nie mogła go zobaczyć.
- Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust epitet „ładny” skierowany w jakąkolwiek część mnie. Kim jesteś i dlaczego podszywasz się pod Dracona Malfoya? - usłyszał w jej głosie kpinę.
- Nie zadałaś mi dziś rano pytania sprawdzającego, mogę być kimkolwiek, Granger – zaśmiał się. - Spokojnie, możesz sobie to teraz darować, nikt tego dnia nie chciałby być mną, możesz odetchnąć.
- Skoro nikt się pod ciebie nie podszywa, to co się w tobie zmieniło? Ty cały czy po prostu ktoś trafił cię jakimś skutecznym zaklęciem i uszkodził część mózgu odpowiedzialną za bycie socjopatycznym dupkiem?
- Jesteś naiwna, ludzie się nie zmieniają, Granger.
- To co się stało z twoim wrednym charakterkiem? - zakpiła.
Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią i nad tym, czy chce być z nią całkowicie szczery. W ciemności było mu łatwiej zdobyć się na powiedzenie prawdy. Ani ona nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy, ani on jej reakcji. Mógłby wyrzucić to z siebie czując się bezkarny, jakby jej nie było i po prostu mówił w otaczającą go ciemność.
- Po prostu wszystko straciłem. Moja reputacja i pozycja legły w gruzach, ideały, w które wierzyłem, upadły. Łatwo jest mieć wszystko gdzieś, gdy nie ma się już nic. Nie dbam już o moje stare wartości, próbuję ułożyć sobie życie na nowo, bo inaczej chyba bym zwariował, myśląc o tym, co straciłem. Widzisz spojrzenia wszystkich ludzi tutaj w moją stronę? Uważają mnie za drugą kategorię, którą kiedyś byłaś dla mnie ty. Naprawdę trudno jest mi się odnaleźć w tym wszystkim.
Chociaż próbował to zamaskować, miał świadomość, że w jego głosie pobrzmiewa żal. Przynajmniej to z siebie wyrzucił, po raz pierwszy od kilku miesięcy poczuł się trochę lepiej, mówiąc to. Wzdrygnął się, gdy Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu.
- Powinnaś czuć satysfakcję – warknął.
- Nie jestem taką osobą. Nie umiem cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia, nawet, jeżeli chodzi o ciebie.
Poczuł się nagle skrępowany jej bliskością i dotykiem. Przez jej słowa poczuł się jeszcze gorzej, już chyba wolałby, gdyby powiedziała mu, że na to wszystko zasłużył.
- Powinniśmy już iść – wstał gwałtownie, otworzył drzwi i wyciągnął do niej rękę. - Może nawet z tobą zatańczę.
- Próbujesz naprawić swoją reputację czy zrujnować moją? - zaśmiała się, otarła ostatnie łzy i złapała jego dłoń.
Siedząc przy stoliku poszła w ślady Dracona, od którego czuła alkohol, i sięgnęła po kieliszek wina. Kilka łyków z pewnością jej nie zaszkodzi, a i tak nie miała już ochoty na nic tego wieczoru. Siedziała niedaleko dwóch starszych czarownic, których najwidoczniej jedynym celem wizyty w tym miejscu było zbieranie najświeższych plotek. Hermiona, trochę niezależnie od swojej woli, słyszała większość tego co mówią i powoli zaczynało ją to już nużyć. Obgadywanie innych ludzi nigdy nie było jedną z jej ulubionych form rozrywki, a słuchanie, jak czynią to obce rozmowy było jeszcze bardziej irytujące i nudne.
- Jak on śmie pokazywać się tutaj o tym co on i jego rodzina wyrządzili w naszym świecie? - słysząc to panna Granger poczuła jednak odrobinę zainteresowania i nadstawiła uszu.
- Malfyowie nigdy nie mieli wstydu czy honoru, paraduje tutaj dumny z siebie – odezwała się druga czarownica, która pod kilogramem makijażu ukrywała problem z pogodzeniem się z przemijającym czasem.
- Nie wiem jakim prawem ktoś go tutaj wpuścił, gdyby ten chłopak miał choć trochę skruchy nie pokazywałby się w towarzystwie uczciwych, porządnych ludzi.
Hermiona czuła buzujący w niej gniew i wypiła kieliszek wina jednym haustem, od razu dolewając sobie więcej. Na usta cisnęło jej się kilka niecenzuralnych słów pod adresem jej towarzyszek, ale siedziała cicho. Nienawidziła takich ludzi, których jedyną radością z życia był jad i złośliwość. Spojrzała na siedzącego po drugiej stronie sali samotnego Dracona.
- Sama widzisz, moja droga Margaret, że wszyscy unikają go jak ognia. Dobrze wiedzą, jakim szatańskim pomiotem jest ten chłopak.
Nie wytrzymała. Wstała agresywnie, aż krzesło za nią zawalczyło z grawitacją. Dwie czarownice spojrzały na nią z zaskoczeniem, na co odpowiedziała pogardliwym spojrzeniem. Pewnym siebie krokiem ruszyła przez całą salę walcząc ze swoją nieumiejętnością poruszania się na obcasach z taką prędkością. Wyhamowała wreszcie przed stolikiem Dracona.
- Obiecałeś mi taniec – warknęła.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i rozejrzał się po prawie pustym parkiecie. Teraz byliby idealnie widoczni i nikt nie przeoczyłby ich tańca.
- Granger, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł w tej chwili...
- Wstawaj! - czuła jak rośnie w niej gniew na te dwie stare czarownice, które z pewnością teraz ją obserwowały i kibicowały jej, aby powiedziała kilka ostrych słów temu szatańskiemu pomiotowi.
- Słuchaj, ja naprawdę chciałbym, ale... - odezwał się niepewnie, wciąż rozglądając się po zgromadzonych ludziach.
- Draconie Lucjuszu Malfoy, obiecałeś mi ten cholerny taniec, więc wstawaj w tym momencie, zanim będę musiała siłą wyciągnąć cię na sam środek parkietu. Zachowaj się jak gentleman i nie każ mi czekać. Uwierz mi, że nie chcesz kazać mi czekać. – Musiał zobaczyć w jej oczach ten gniew który płonął w jej wnętrzu, bo spojrzał na nią jakoś inaczej i wstał z ociąganiem.
Złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą na sam środek ani na chwilę nie zwalniając. Starała się nie patrzeć w stronę swojego stolika, ale wściekłość i mściwa satysfakcja jej nie opuszczała. Chłopak musiał podbiegać, aby nie wyglądać, jakby był zaciągany tam za karę, ale jego wyraz twarzy zdradzał, że nic z tego nie rozumie.
- Jesteś całkowicie pewna, że chcesz tańczyć akurat w tym momencie? - zapytał rozglądając się po opustoszałym parkiecie.
- Ręce na moją talię, Malfoy – warknęła rozkazującym tonem.
Chłopak posłusznie spełnił jej polecenie. Gwałtownie położyła dłonie na jego ramionach wbijając paznokcie. Wściekłość na ludzkość nadal w niej buzowała.
- Posłuchaj, Granger, mogłabyś zostawić sobie zabawy z drapaniem do łóżka? Nie znam preferencji Weasleya, ale ja w tym momencie odczuwam lekki dyskomfort.
- Przepraszam – szepnęła i rozluźniła dłonie.
Uspokajała się powoli kołysząc się powoli w ramionach Dracona w rytm muzyki. Nie odzywali się do siebie i Hermiona nie chciała przerywać tego milczenia. Jego dotyk sprawiał jej lekki dyskomfort, ale nie mogła się teraz wycofać. Niech patrzą. Niech widzą, że ona nie ma do niego żalu. Harry twierdzi, że Draco zrobił coś dobrego i ważnego, chociaż nie wiedziała co, to była skłonna mu uwierzyć. Wiedziała też, że Malfoy jednak ma serce, naprawdę boi się o Pansy i cierpi z powodu tego wszystkiego co się stało. Może nie był dobrym człowiekiem, ale nie zasługiwał na te wszystkie złe słowa od osób, które znały go tylko z widzenia. Pomógł jej dziś, zobaczył, że płacze i nie uciekł z krzykiem, nie wyśmiał jej, po prostu siedział i starał się być jak najmniej irytujący. Zasłużył chociaż na tyle, aby ludzie teraz widzieli, że czas wybaczyć i zapomnieć o pewnych sprawach.
- Zaskakująco ładnie dziś wyglądasz, pasuje ci ten kolor – szepnął z uroczym uśmiechem.
- Po prostu tańcz – odpowiedziała.
- Dziękuję – powiedział jeszcze i poczuła, jak mocniej ścisnął jej talię.
- Za co? - zapytała zaskoczona podnosząc wzrok i patrząc na jego twarz.
Muzyka nadal była spokojna i powolna, a Draco milczał przez chwilę, jakby rozważał, co ma jej odpowiedzieć.
- Wiem, co o mnie mówią, szczególnie dzisiaj, w tym miejscu, przy takiej okazji. Wiem, dlaczego podeszłaś i jestem wdzięczny. Dużo to dla mnie znaczy, Granger – spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się smutno.
- Nie myśl o tym teraz, to nie ma sensu, po prostu tańczmy.
Skinął lekko głową. Hermiona poczuła, jak resztki gniewu zamieniają się w smutek. Nigdy wcześniej Malfoy nie powiedział jej nic tak miłego i osobistego, więc czuła się nieswojo, ale przez chwilę obnażył się przed nią i dostrzegła w jego oczach wielkie przygnębienie. Z samego szczytu hierarchii stoczył się niespodziewanie na sam dół i był pewna, że upadek musiał boleć.
Piosenka minęła, a oni nadal kołysali się razem w rytmie spokojnej ballady. Hermiona czuła jego smukłe palce na swojej talii i dawała mu się prowadzić. Musiała przyznać, że poruszał z się z gracją, której na próżno było szukać u Rona czy Harry'ego.
- Chyba wszyscy już nas widzieli – szepnął do jej ucha.
- Tak, masz rację. Odprowadź mnie do stolika – odpowiedziała, choć tak naprawdę przeczekałaby jeszcze do końca utworu, bo pewnie nieprędko będzie miała jeszcze okazję zatańczyć.
Dała mu się poprowadzić aż do jej miejsca. Ukłonił jej się jeszcze na odchodne z zawadiackim uśmiechem i zostawił samą z pełnymi oburzenia spojrzeniami rzucanymi w jej stronę. Dwie starsze czarownice wpatrywały się w nią, jakby właśnie obwieściła, że zamierza wymordować połowę zgromadzonych osób tańcząc przy tym wesoło. Wypiła kilka łyków wina i odwróciła się w ich stronę.
- Czy mają panie coś przeciwko mojemu przyjacielowi? - zapytała z najbardziej uroczym uśmiechem na jaki było ją stać.
Obie kobiety natychmiast spojrzały w swoje talerze i z ożywieniem zaczęły komentować między sobą jedzenie i wystrój sali. Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie nakładając sobie porcję sałatki.
Harry podszedł do niej niespodziewanie, gdy kończyła już jeść. Nawet nie miała tego wieczoru zbyt wielu okazji do rozmowy z nim, z to oboje odbyli setki konwersacji z ludźmi, których ledwo znali lub widzieli pierwszy raz w życiu.
- Przyszedłem się pożegnać – powiedział ze smutnym uśmiechem. - Rano wzywają nas obowiązki i niestety nie możemy zabawić tu dłużej.
- A Ron?
- Wyszedł już chwilę temu, jeżeli dobrze widziałem.
Westchnęła. Była wściekła na Rona, że ani trochę nie wziął na poważnie tej sytuacji, ale nie był to powód, aby wychodzić bez pożegnania. Wystarczyłoby zwykłe machnięcie, na tyle chyba zasługiwała. Mimo tego, co stało się w wakacje... Mimo tego, że patrząc na niego widziała tamtą noc i nie mogła pozbyć się wizji jego twarzy, zapomnieć jego słów. Musimy pozbyć się ciała, Hermiono... Nikt nie może wiedzieć, bo wtedy nie będę już umiał ci pomóc. Musisz być silna, musisz nauczyć się z tym żyć... Nadal jednak nie wiedziała jak i wszystko wracało do niej w najgorszych koszmarach. Nie mogła po prostu funkcjonować po tym, co się stało, po tym, co zrobiła. Jej ciało odmówiło jej tamtej nocy posłuszeństwa, system obronny kazał jej wyrzucić z siebie całą zawartość żołądka, jakby to mogło pozbyć się nawet toksyn, które miała w sercu. Leżała spocona na zimnej, kafelkowej podłodze krztusząc się łzami i próbując złapać oddech przed kolejną falą mdłości, które wracały na każde wspomnienie tego okropnego momentu.
Harry przytulił ją mocno na pożegnanie, obiecując, że z pewnością wyśle do niej list, w co i tak nie uwierzyła.
Sala wreszcie zaczęła pustoszeć i Hermiona z ulgą przyjęła, że niedługo będzie mogła udać się do swojego pokoju i położyć. Draco zniknął już jakiś czas temu, zapewne z tamtą dziewczyną albo udał się już spać, a McGonagall właśnie żegnała się z ostatnimi gośćmi. Gryfonka uznała wreszcie, że nie ma na co już czekać, zabrała torebkę, płaszcz i ruszyła w stronę wyjścia. Miała już zdecydowanie dość tego miejsca i tego przyjęcia.
Owiało ją zimne, listopadowe powietrze. Od razu wyszukała sobie klucz od pokoju, aby nie sterczeć potem na korytarzu i nie przeszukiwać torebki. Z trudem przemierzała żwirową drogę na wysokich obcasach i marzyła już tylko o wannie i łóżku.
Wdrapała się wreszcie po krętych drewnianych schodach i stanęła przed swoimi drzwiami. Dawno nie czuła tak ogromnej ulgi, że znajduje się sama ze sobą, bez gwaru, muzyki i obcych ludzi.
Przekręciła klucz w zamku i weszła pewnie do pomieszczenia. Od razu poczuła, że coś jest nie tak. W niewietrzonym pokoju unosił się charakterystyczny zapach, który kojarzył jej się tylko z jednym. Zapaliła szybko światło i wrzasnęła. Od widoku krwi, w którym skąpany był jej pokój zakręciło jej się w głowie. Czerwona ciecz była wszędzie. Spływała litrami po podłodze, obmywając jej jasne buty. Wsiąkała w jasną narzutę na łóżku i kapała powoli ze stolika. Poczuła jak robi jej się słabo i zdołała zarejestrować jeszcze ociekający napis na ścianie.
Szczupła, wysoka dziewczyna ubrana w strój kelnerki uśmiechała się do niego radośnie. Nie zmieniła się wiele od wakacji. Czarne, falowane włosy sięgały jej trochę za ramiona. Madelaine nadal była blada, z uroczymi rumieńcami, a w jej jasnoniebieskich oczach błyskały płomyki. Młody Malfoy musiał przyznać, że trochę za nią tęsknił. Poznali się tego lata i łączyło ich coś, co przypominało romans. Zero angażowania się, zero zazdrości i kłótni. Obojgu ten układ bardzo odpowiadał i gdy wyjeżdżał do szkoły, rozstali się jako przyjaciele. Bez łez i rozpaczy.
- Załapałam sobie dodatkową pracę, aby trochę dorobić. To duże wydarzenie, z pewnością uczestnictwo mi nie zaszkodzi. Ale chyba ty nie cieszysz się z mojego widoku – zmrużyła oczy, bacznie mu się przyglądając.
- Cieszę się, oczywiście. Ale nie czuję się tu dobrze, to nie moje towarzystwo – szepnął, zbliżając do niej twarz, aby siedzące niedaleko osoby nie mogły go usłyszeć.
- Możemy coś na to zaradzić – odszepnęła, dolewając mu wina i mrugnęła do niego.
Odeszła od jego stolika kręcąc biodrami i Draco doszedł do wniosku, że do tej pory stanowczo nie zdawał sobie sprawy jak bardzo za nią tęsknił.
Szukając toalety obiecał sobie, że nie tknie już wina tego wieczoru. Już teraz lekko szumiało mu w głowie i nawet nie chciał myśleć, ile plotek by spowodował, gdyby upił się bardziej. Upadły arystokrata osiąga kolejny poziom dna psując podniosłą uroczystość. O ile w jego reputacji dało się popsuć jeszcze cokolwiek, a w to szczerze wątpił.
Już chciał wyjść za róg, aby kontynuować swoją misję poszukiwawczą, gdy usłyszał podniesiony głos Hermiony i zatrzymał się gwałtownie. Z jednej strony nie chciał podsłuchiwać, ale z drugiej...
- Ktoś tam był i wszystko widział – w jej głosie pobrzmiewała wściekłość pomieszana z nutą rozpaczy.
- Tłumaczę ci po raz setny, że byliśmy tam sami – odezwał się Weasley. - To nie ma nic wspólnego z tą sprawą.
- Przestań wreszcie podważać wszystko, co mówię – krzyknęła, ale szybko się opamiętała, bo kolejne zdanie wypowiedziała tak cicho, że Draco musiał wytężyć słuch. - Ten ktoś istnieje i aktualnie zamienia moje życie w piekło.
Chociaż Draco ich nie widział, mógł przysiąc, że Granger jest bliska płaczu. Głos łamał jej się, gdy kończyła swoje wypowiedzi. Wyjrzał ostrożnie zza rogu. Para stała naprzeciw siebie, spojrzenie Gryfonki mogło ciskać z oczu iskry, za to Weasley stał tyłem, więc Malfoy nic nie mógł dowiedzieć się na temat jego emocji.
- Panna Granger, pan Waesley! - zagrzmiał głos Shacklebota i Draco szybko schował się za bezpieczny róg.
- Witam panie ministrze – dziewczyna musiała być naprawdę dobrą aktorką, jej głos nagle przybrał łagodny, lekko wesoły ton.
- Gratuluję zaręczyn, to naprawdę świetna wiadomość.
- Kogo podsłuchujemy? - Draco podskoczył gwałtownie na dźwięk głosu Madelaine zaraz koło swojego ucha.
- Nikogo – odpowiedział mechanicznie.
- Powinniśmy się zmywać, bo ten nikt będzie zaraz tędy przechodził – złapała go za rękę i pociągnęła za sobą korytarzem w stronę sali bankietowej.
Draco przyglądał się parom na parkiecie i nadal popijał wino, tym razem w zdecydowanie mniejszych ilościach i wolniejszym tempie. Właściwie nie ruszał się ze swojego miejsca, oprócz tej jednej wycieczki, gdy udało mu się podsłuchać sprzeczkę Granger i Weasleya. Nadal zastanawiał się o co dokładnie im poszło, bo i tak był to zdecydowanie najbardziej interesujący moment tego wieczoru. Może kiedyś wypomni jej to przy sprzyjającej sytuacji i dowie się czegoś więcej...
Zbliżała się dopiero dziesiąta, a on już miał ochotę położyć się we własnym łóżku i iść spać.
- Chcesz się na chwilę wyrwać? Mam przerwę – Madelaine znów pojawiła się obok jego stolika i uśmiechnęła do niego wesoło.
- A znasz jakieś miejsce, do którego moglibyśmy się udać? - zapytał.
I tak każde miejsce wydawało się lepsze od tego, gdzie jedyne co widział to wrogie spojrzenia.
- Jeżeli nie przeszkadza ci pomieszczenie gospodarcze – szepnęła, posyłając mu zalotne spojrzenie.
Wstał bez namysłu i dał się poprowadzić. Szczerze wątpił, aby ktokolwiek zauważył jego zniknięcie na pół godziny, a to, że spotkał tu Madelaine było prawdziwym szczęściem. Naprawdę ją lubił i była prawdopodobnie jedyną osobą w tym pomieszczeniu, która cieszyła się z jego obecności. Te kilka minut w obecności kogoś, dla kogo znaczył cokolwiek było dla niego miłą odmianą.
Szedł o krok za nią, patrząc, jak jej włosy delikatnie falują. Przystanęła w końcu pokazując mu drzwi. Otworzył je bez namysłu i zamarł.
-Idźcie sobie, byłam tu pierwsza – chlipnęła siedząca na skrzynce Granger.
Draco w osłupieniu wpatrywał się w jej zaczerwienioną twarz, rozmazany makijaż i rozzłoszczoną minę. Przez chwilę do jego lekko otępiałego od wina mózgu docierało, co właśnie widzi.
- Bardzo cię przepraszam, Madelaine, ale to wygląda na sytuację awaryjną. Czy moglibyśmy jednak przełożyć nasze plany na trochę inny termin? - zapytał nadal wpatrując się w Gryfonkę.
Odczekał chwilę, aż jego towarzyszka odejdzie na bezpieczną odległość i w końcu się odezwał.
- Co się dzieje, Granger? - zapytał marszcząc brwi.
- Chcę być sama, nie zrozumiałeś? A gdyby przyłapała cię z nią McGonagall miałbyś problemy.
Westchnął, wszedł do ciasnej komórki i zamknął za sobą drzwi. Ciemność wokół niego była tak głęboka, że musiał zapalić różdżkę, aby zlokalizować, gdzie dokładnie znajduje się Hermiona. Przysunął do siebie najbliżej stojące wiadro, odwrócił je dnem do góry i usiadł na tej zbyt małej, niewygodnej powierzchni.
- Nie wyjdę, aż nie powiesz mi, czemu siedzisz tu sama i ryczysz.
- To nie jest twoja sprawa.
- Nie zachowuj się jak dziecko. Zadałem proste pytanie i oczekuję odpowiedzi. Co się stało, Granger?
Przez chwilę słyszał tylko jej oddech i pociąganie nosem. Powoli szykował się psychicznie na wybuch płaczu, a z tym nie umiał sobie radzić.
- Pokłóciłam się z Ronem – odpowiedziała w końcu żałosnym tonem.
No tak, to akurat wie. Uznał jednak, że nie jest to najlepszy moment, aby się przyznać, więc udawał nieświadomego. Przy odrobinie szczęścia sama mu powie.
- Coś poważnego?
- Jeszcze nie wiem, jak to się skończy.
- To chyba on powinien tu siedzieć i płakać. Ma do stracenia jedyny inteligentny pierwiastek w swoim życiu -parsknął.
- Możesz stąd wyjść albo przynajmniej się nie odzywać? - wyczuł w jej głosie wściekłość, wiec zaprzestał dalszych prób żartowania.
Siedzieli przez chwilę w zupełnej ciszy i ciemności. Do uszu Dracona docierał tylko dźwięk je przerywanego oddechu i był pewny, że znowu płacze, ale próbuje to przed nim ukrywać jak tylko może, tłumiąc to w sobie. W końcu, nie mogąc już tego słuchać, odezwał się.
- Powinnaś stąd wyjść. Szkoda tak ładnego makijażu, nie zasługuje, aby skończyć rozmazany na twoich policzkach.
- Ktoś zrobił ci pranie mózgu w te wakacje? - zapytała po chwili milczenia.
Posłał w jej stronę zirytowane spojrzenie, choć i tak nie mogła go zobaczyć.
- Nigdy nie sądziłam, że kiedykolwiek usłyszę z twoich ust epitet „ładny” skierowany w jakąkolwiek część mnie. Kim jesteś i dlaczego podszywasz się pod Dracona Malfoya? - usłyszał w jej głosie kpinę.
- Nie zadałaś mi dziś rano pytania sprawdzającego, mogę być kimkolwiek, Granger – zaśmiał się. - Spokojnie, możesz sobie to teraz darować, nikt tego dnia nie chciałby być mną, możesz odetchnąć.
- Skoro nikt się pod ciebie nie podszywa, to co się w tobie zmieniło? Ty cały czy po prostu ktoś trafił cię jakimś skutecznym zaklęciem i uszkodził część mózgu odpowiedzialną za bycie socjopatycznym dupkiem?
- Jesteś naiwna, ludzie się nie zmieniają, Granger.
- To co się stało z twoim wrednym charakterkiem? - zakpiła.
Zastanowił się przez chwilę nad odpowiedzią i nad tym, czy chce być z nią całkowicie szczery. W ciemności było mu łatwiej zdobyć się na powiedzenie prawdy. Ani ona nie mogła zobaczyć wyrazu jego twarzy, ani on jej reakcji. Mógłby wyrzucić to z siebie czując się bezkarny, jakby jej nie było i po prostu mówił w otaczającą go ciemność.
- Po prostu wszystko straciłem. Moja reputacja i pozycja legły w gruzach, ideały, w które wierzyłem, upadły. Łatwo jest mieć wszystko gdzieś, gdy nie ma się już nic. Nie dbam już o moje stare wartości, próbuję ułożyć sobie życie na nowo, bo inaczej chyba bym zwariował, myśląc o tym, co straciłem. Widzisz spojrzenia wszystkich ludzi tutaj w moją stronę? Uważają mnie za drugą kategorię, którą kiedyś byłaś dla mnie ty. Naprawdę trudno jest mi się odnaleźć w tym wszystkim.
Chociaż próbował to zamaskować, miał świadomość, że w jego głosie pobrzmiewa żal. Przynajmniej to z siebie wyrzucił, po raz pierwszy od kilku miesięcy poczuł się trochę lepiej, mówiąc to. Wzdrygnął się, gdy Hermiona położyła mu dłoń na ramieniu.
- Powinnaś czuć satysfakcję – warknął.
- Nie jestem taką osobą. Nie umiem cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia, nawet, jeżeli chodzi o ciebie.
Poczuł się nagle skrępowany jej bliskością i dotykiem. Przez jej słowa poczuł się jeszcze gorzej, już chyba wolałby, gdyby powiedziała mu, że na to wszystko zasłużył.
- Powinniśmy już iść – wstał gwałtownie, otworzył drzwi i wyciągnął do niej rękę. - Może nawet z tobą zatańczę.
- Próbujesz naprawić swoją reputację czy zrujnować moją? - zaśmiała się, otarła ostatnie łzy i złapała jego dłoń.
Siedząc przy stoliku poszła w ślady Dracona, od którego czuła alkohol, i sięgnęła po kieliszek wina. Kilka łyków z pewnością jej nie zaszkodzi, a i tak nie miała już ochoty na nic tego wieczoru. Siedziała niedaleko dwóch starszych czarownic, których najwidoczniej jedynym celem wizyty w tym miejscu było zbieranie najświeższych plotek. Hermiona, trochę niezależnie od swojej woli, słyszała większość tego co mówią i powoli zaczynało ją to już nużyć. Obgadywanie innych ludzi nigdy nie było jedną z jej ulubionych form rozrywki, a słuchanie, jak czynią to obce rozmowy było jeszcze bardziej irytujące i nudne.
- Jak on śmie pokazywać się tutaj o tym co on i jego rodzina wyrządzili w naszym świecie? - słysząc to panna Granger poczuła jednak odrobinę zainteresowania i nadstawiła uszu.
- Malfyowie nigdy nie mieli wstydu czy honoru, paraduje tutaj dumny z siebie – odezwała się druga czarownica, która pod kilogramem makijażu ukrywała problem z pogodzeniem się z przemijającym czasem.
- Nie wiem jakim prawem ktoś go tutaj wpuścił, gdyby ten chłopak miał choć trochę skruchy nie pokazywałby się w towarzystwie uczciwych, porządnych ludzi.
Hermiona czuła buzujący w niej gniew i wypiła kieliszek wina jednym haustem, od razu dolewając sobie więcej. Na usta cisnęło jej się kilka niecenzuralnych słów pod adresem jej towarzyszek, ale siedziała cicho. Nienawidziła takich ludzi, których jedyną radością z życia był jad i złośliwość. Spojrzała na siedzącego po drugiej stronie sali samotnego Dracona.
- Sama widzisz, moja droga Margaret, że wszyscy unikają go jak ognia. Dobrze wiedzą, jakim szatańskim pomiotem jest ten chłopak.
Nie wytrzymała. Wstała agresywnie, aż krzesło za nią zawalczyło z grawitacją. Dwie czarownice spojrzały na nią z zaskoczeniem, na co odpowiedziała pogardliwym spojrzeniem. Pewnym siebie krokiem ruszyła przez całą salę walcząc ze swoją nieumiejętnością poruszania się na obcasach z taką prędkością. Wyhamowała wreszcie przed stolikiem Dracona.
- Obiecałeś mi taniec – warknęła.
Chłopak spojrzał na nią zaskoczony i rozejrzał się po prawie pustym parkiecie. Teraz byliby idealnie widoczni i nikt nie przeoczyłby ich tańca.
- Granger, nie jestem pewien, czy to dobry pomysł w tej chwili...
- Wstawaj! - czuła jak rośnie w niej gniew na te dwie stare czarownice, które z pewnością teraz ją obserwowały i kibicowały jej, aby powiedziała kilka ostrych słów temu szatańskiemu pomiotowi.
- Słuchaj, ja naprawdę chciałbym, ale... - odezwał się niepewnie, wciąż rozglądając się po zgromadzonych ludziach.
- Draconie Lucjuszu Malfoy, obiecałeś mi ten cholerny taniec, więc wstawaj w tym momencie, zanim będę musiała siłą wyciągnąć cię na sam środek parkietu. Zachowaj się jak gentleman i nie każ mi czekać. Uwierz mi, że nie chcesz kazać mi czekać. – Musiał zobaczyć w jej oczach ten gniew który płonął w jej wnętrzu, bo spojrzał na nią jakoś inaczej i wstał z ociąganiem.
Złapała go za rękę i zaczęła ciągnąć za sobą na sam środek ani na chwilę nie zwalniając. Starała się nie patrzeć w stronę swojego stolika, ale wściekłość i mściwa satysfakcja jej nie opuszczała. Chłopak musiał podbiegać, aby nie wyglądać, jakby był zaciągany tam za karę, ale jego wyraz twarzy zdradzał, że nic z tego nie rozumie.
- Jesteś całkowicie pewna, że chcesz tańczyć akurat w tym momencie? - zapytał rozglądając się po opustoszałym parkiecie.
- Ręce na moją talię, Malfoy – warknęła rozkazującym tonem.
Chłopak posłusznie spełnił jej polecenie. Gwałtownie położyła dłonie na jego ramionach wbijając paznokcie. Wściekłość na ludzkość nadal w niej buzowała.
- Posłuchaj, Granger, mogłabyś zostawić sobie zabawy z drapaniem do łóżka? Nie znam preferencji Weasleya, ale ja w tym momencie odczuwam lekki dyskomfort.
- Przepraszam – szepnęła i rozluźniła dłonie.
Uspokajała się powoli kołysząc się powoli w ramionach Dracona w rytm muzyki. Nie odzywali się do siebie i Hermiona nie chciała przerywać tego milczenia. Jego dotyk sprawiał jej lekki dyskomfort, ale nie mogła się teraz wycofać. Niech patrzą. Niech widzą, że ona nie ma do niego żalu. Harry twierdzi, że Draco zrobił coś dobrego i ważnego, chociaż nie wiedziała co, to była skłonna mu uwierzyć. Wiedziała też, że Malfoy jednak ma serce, naprawdę boi się o Pansy i cierpi z powodu tego wszystkiego co się stało. Może nie był dobrym człowiekiem, ale nie zasługiwał na te wszystkie złe słowa od osób, które znały go tylko z widzenia. Pomógł jej dziś, zobaczył, że płacze i nie uciekł z krzykiem, nie wyśmiał jej, po prostu siedział i starał się być jak najmniej irytujący. Zasłużył chociaż na tyle, aby ludzie teraz widzieli, że czas wybaczyć i zapomnieć o pewnych sprawach.
- Zaskakująco ładnie dziś wyglądasz, pasuje ci ten kolor – szepnął z uroczym uśmiechem.
- Po prostu tańcz – odpowiedziała.
- Dziękuję – powiedział jeszcze i poczuła, jak mocniej ścisnął jej talię.
- Za co? - zapytała zaskoczona podnosząc wzrok i patrząc na jego twarz.
Muzyka nadal była spokojna i powolna, a Draco milczał przez chwilę, jakby rozważał, co ma jej odpowiedzieć.
- Wiem, co o mnie mówią, szczególnie dzisiaj, w tym miejscu, przy takiej okazji. Wiem, dlaczego podeszłaś i jestem wdzięczny. Dużo to dla mnie znaczy, Granger – spojrzał jej w oczy i uśmiechnął się smutno.
- Nie myśl o tym teraz, to nie ma sensu, po prostu tańczmy.
Skinął lekko głową. Hermiona poczuła, jak resztki gniewu zamieniają się w smutek. Nigdy wcześniej Malfoy nie powiedział jej nic tak miłego i osobistego, więc czuła się nieswojo, ale przez chwilę obnażył się przed nią i dostrzegła w jego oczach wielkie przygnębienie. Z samego szczytu hierarchii stoczył się niespodziewanie na sam dół i był pewna, że upadek musiał boleć.
Piosenka minęła, a oni nadal kołysali się razem w rytmie spokojnej ballady. Hermiona czuła jego smukłe palce na swojej talii i dawała mu się prowadzić. Musiała przyznać, że poruszał z się z gracją, której na próżno było szukać u Rona czy Harry'ego.
- Chyba wszyscy już nas widzieli – szepnął do jej ucha.
- Tak, masz rację. Odprowadź mnie do stolika – odpowiedziała, choć tak naprawdę przeczekałaby jeszcze do końca utworu, bo pewnie nieprędko będzie miała jeszcze okazję zatańczyć.
Dała mu się poprowadzić aż do jej miejsca. Ukłonił jej się jeszcze na odchodne z zawadiackim uśmiechem i zostawił samą z pełnymi oburzenia spojrzeniami rzucanymi w jej stronę. Dwie starsze czarownice wpatrywały się w nią, jakby właśnie obwieściła, że zamierza wymordować połowę zgromadzonych osób tańcząc przy tym wesoło. Wypiła kilka łyków wina i odwróciła się w ich stronę.
- Czy mają panie coś przeciwko mojemu przyjacielowi? - zapytała z najbardziej uroczym uśmiechem na jaki było ją stać.
Obie kobiety natychmiast spojrzały w swoje talerze i z ożywieniem zaczęły komentować między sobą jedzenie i wystrój sali. Hermiona uśmiechnęła się triumfalnie nakładając sobie porcję sałatki.
Harry podszedł do niej niespodziewanie, gdy kończyła już jeść. Nawet nie miała tego wieczoru zbyt wielu okazji do rozmowy z nim, z to oboje odbyli setki konwersacji z ludźmi, których ledwo znali lub widzieli pierwszy raz w życiu.
- Przyszedłem się pożegnać – powiedział ze smutnym uśmiechem. - Rano wzywają nas obowiązki i niestety nie możemy zabawić tu dłużej.
- A Ron?
- Wyszedł już chwilę temu, jeżeli dobrze widziałem.
Westchnęła. Była wściekła na Rona, że ani trochę nie wziął na poważnie tej sytuacji, ale nie był to powód, aby wychodzić bez pożegnania. Wystarczyłoby zwykłe machnięcie, na tyle chyba zasługiwała. Mimo tego, co stało się w wakacje... Mimo tego, że patrząc na niego widziała tamtą noc i nie mogła pozbyć się wizji jego twarzy, zapomnieć jego słów. Musimy pozbyć się ciała, Hermiono... Nikt nie może wiedzieć, bo wtedy nie będę już umiał ci pomóc. Musisz być silna, musisz nauczyć się z tym żyć... Nadal jednak nie wiedziała jak i wszystko wracało do niej w najgorszych koszmarach. Nie mogła po prostu funkcjonować po tym, co się stało, po tym, co zrobiła. Jej ciało odmówiło jej tamtej nocy posłuszeństwa, system obronny kazał jej wyrzucić z siebie całą zawartość żołądka, jakby to mogło pozbyć się nawet toksyn, które miała w sercu. Leżała spocona na zimnej, kafelkowej podłodze krztusząc się łzami i próbując złapać oddech przed kolejną falą mdłości, które wracały na każde wspomnienie tego okropnego momentu.
Harry przytulił ją mocno na pożegnanie, obiecując, że z pewnością wyśle do niej list, w co i tak nie uwierzyła.
Sala wreszcie zaczęła pustoszeć i Hermiona z ulgą przyjęła, że niedługo będzie mogła udać się do swojego pokoju i położyć. Draco zniknął już jakiś czas temu, zapewne z tamtą dziewczyną albo udał się już spać, a McGonagall właśnie żegnała się z ostatnimi gośćmi. Gryfonka uznała wreszcie, że nie ma na co już czekać, zabrała torebkę, płaszcz i ruszyła w stronę wyjścia. Miała już zdecydowanie dość tego miejsca i tego przyjęcia.
Owiało ją zimne, listopadowe powietrze. Od razu wyszukała sobie klucz od pokoju, aby nie sterczeć potem na korytarzu i nie przeszukiwać torebki. Z trudem przemierzała żwirową drogę na wysokich obcasach i marzyła już tylko o wannie i łóżku.
Wdrapała się wreszcie po krętych drewnianych schodach i stanęła przed swoimi drzwiami. Dawno nie czuła tak ogromnej ulgi, że znajduje się sama ze sobą, bez gwaru, muzyki i obcych ludzi.
Przekręciła klucz w zamku i weszła pewnie do pomieszczenia. Od razu poczuła, że coś jest nie tak. W niewietrzonym pokoju unosił się charakterystyczny zapach, który kojarzył jej się tylko z jednym. Zapaliła szybko światło i wrzasnęła. Od widoku krwi, w którym skąpany był jej pokój zakręciło jej się w głowie. Czerwona ciecz była wszędzie. Spływała litrami po podłodze, obmywając jej jasne buty. Wsiąkała w jasną narzutę na łóżku i kapała powoli ze stolika. Poczuła jak robi jej się słabo i zdołała zarejestrować jeszcze ociekający napis na ścianie.
Następnym
razem będzie twoja.
Czuła, jak nie może ustać na nogach, które gwałtownie się pod
nią ugięły. Zdążyła pomyśleć już tylko o tym, że leci na
spotkanie spływającej po podłodze czerwieni.
________________________________________
Hej, hej! :*
Rozdział jednak trochę wcześniej, bo nie wiem jak będę wyrabiała z czasem we wtorek. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam długość, bo jakoś mi się rozrósł. Wreszcie nie pisałam od presją czasu i jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału. Myślę, że jest zauważalnie wyższej jakości, niż przynajmniej dwa poprzednie! Kolejny rozdział jest już w połowie ukończony, więc mam ogromny zapas czasu.
A jeżeli spodobał się komuś opis dworku, to takie miejsce naprawdę istnieje (choć bez sali balowej) i po prostu musiałam je tu umieścić, bo to najpiękniejsze miejsce w którym byłam!
Rozdział dla Lithine, mam nadzieję, że zaspokoi trochę Twoje niedobory miłości :*
Dajcie znać, jak podobał Wam się rozdział i do następnego! :D
________________________________________
Hej, hej! :*
Rozdział jednak trochę wcześniej, bo nie wiem jak będę wyrabiała z czasem we wtorek. Mam nadzieję, że nie przeszkadza Wam długość, bo jakoś mi się rozrósł. Wreszcie nie pisałam od presją czasu i jestem naprawdę zadowolona z tego rozdziału. Myślę, że jest zauważalnie wyższej jakości, niż przynajmniej dwa poprzednie! Kolejny rozdział jest już w połowie ukończony, więc mam ogromny zapas czasu.
A jeżeli spodobał się komuś opis dworku, to takie miejsce naprawdę istnieje (choć bez sali balowej) i po prostu musiałam je tu umieścić, bo to najpiękniejsze miejsce w którym byłam!
Rozdział dla Lithine, mam nadzieję, że zaspokoi trochę Twoje niedobory miłości :*
Dajcie znać, jak podobał Wam się rozdział i do następnego! :D
Dziękuję ci przepięknie za dedykację <3 Wczoraj wieczorem wracałam do domu po OKROPNYM dniu i jak zobaczyłąm ze jest rozdział, to do razu mi się humor poprawił, a jak zobaczyłam dedykację to już w ogóle dzień stał się lepszy :D
OdpowiedzUsuńCały ten dworek opisałąś bardzo ładnie, zarówno od zewnątrz jak i w środku :) Jestem bardzo ciekawa, gdzież to owo miejsce rzeczywiscie istnieje. Zawsze chciałam mieć wannę na "łapkach" :D
Boże, Hermiona totalnie by mnie zhejtowałą jakby mnie zobaczyła, zawsze mam za duzo makijażu na oczach xd jestem tym typem człowieka, który moze, jeśli chcę dłuzej pospać, moze iść na ważne spoktanie bez mejkapu, ale za to jeśli muszę tylko wyjść do sklepu i chcę poprawic sobie humor, to odwale Picasso na powiekach xd
I opis tego jak wyglądała Hermiona, kiedy już wyszykowała się na bal, również mi się podobał. Uwielbiam imprezy w opowiadniach ;D
Cieszę się, że Harry, choć ma swoje za uszami i z pewnością zrobił i powiedział parę rzeczy, z którymi ma problem, to jednak nie jest kreowany na zło wcielone. To jednak główny bohater mojej ukochanej serii i czasem się dziwię jak w ff-ach ludze potrafia zrobić z niego totalnego degenerata i wywrócić postać na lewą stronę, żeby tylko zrobic Blinny :D Tutaj się to nie wydarzyło, z czego bardzo sie cieszę, a Harry, choć popełnia błedy, nadal jest Harrym. A łączenie Ginny z Blaisem również lubię, a tutaj mamy przykład, że można to zrobic porządnie, a nie iść na łatwiznę i przemalowywać Harry'ego :D
Srogie baty mu się należą, za tą sytuację z Daphne i jeszcze, że chciał, aby to Hermiona za niego przepraszała, i nie dziwię się, że Ron przestał z nim gadać. Chociaż pewnie i tak się kiedyś pogodzą, za dużo razem przeszli.
Ciekawa jestem bardzo co takiego zrobił Draco, ja na miejscu Hermiony nei dałąbym Harry;emu spokoju, dopóki by mi nie powiedział xd
Podobało mi sie bardzo, jak różnie Draco i Hermiona postrzegali sale balową i pokoi, w których zamieszkiwali, gdzie ona była zachwycona a Draco "meeh, widziałem lepsze".
Nie podoba mi sie ta Madelaine xd Och, no dobra, na razie nic złego nie zrobiła (oprócz podwalania się do Draco)... i nawet mnei rozbawiło jak wyskoczyła z tym "kogo podsłuchujemy"... ale ja chcę dramione, no kurcze :D
Więc (tak, wiem, nie wolno tak zaczynać zdania xd) cokolwiek złego zrobiła Hermiona, Ron również tam był. Ale czy miał w tym swój udział, większy lub mniejszy, czy może był tylko obserwatorem?
"To chyba on powinien tu siedzieć i płakać. Ma do stracenia jedyny inteligentny pierwiastek w swoim życiu" - hahah uwielbiam Draco <3 no i wymsknał mu sie komplemencik! Nawet bardziej wartościowy niż późniejszy, odnosnie jej makijażu
"Ty cały czy po prostu ktoś trafił cię jakimś skutecznym zaklęciem i uszkodził część mózgu odpowiedzialną za bycie socjopatycznym dupkiem?" - ona też jest dobra xd muszę kiedyś wykorzystać w życiu ten pocisk :D
Ja tam lubie podsłuchiwać plotkujących ludzi :D Ale taka neicheć to tego bardzo pasuje do kanonicznej Hermiony
Straaasznie mi się podobało, jak usłyszała jak te baby obgadują Draco i poleciała z nim zatańczyc na pustym parkiecie xd DRAMIONE ŻYJE I MA SIĘ DOBRZE <3 dobra, wiem, ze to dopiero początki, ale daj mi się nacieszyc :D I jego reakcja również mnie chwyciła za serce, niby wszystko ma gdzieś, niby Granger nie lubi, ale jednak nie chciał, zeby jego zła sława sie na niej odbiła. Cieszę sie, że ona się do niego już trochę przekonuje i mam nadzieję, że już nie będzie pluć jadem, jak tylko Draco się do niej odezwie :D
Tak mi go szkoda było, jak jej podziękował no i wyjaśniał za co.
"Z samego szczytu hierarchii stoczył się niespodziewanie na sam dół i był pewna, że upadek musiał boleć." - super zdanie
+No nie wierzę, że Ron wyszedł bez pożegnania z narzeczoną, której prawie nie widuje, dziad jeden. No i chyba jednak kogos zabiła, skoro Ron pomagał pozbyc się ciała. Ale kogo? Czemu? Mózg mi wariuję, jak próbuje wyobrazic sobie Hermionę w tej sytuacji, umieram z ciekawości
OdpowiedzUsuńTa scena z krwią przerażająca i omg co Hermiony bedzie następne?
Nie mogę sie doczkekać następnego i jeszcze raz dziękuję za dedykację, która wraz z naprawdę świetnym (chyba moim ulubionym do tej pory) rozdziałem pomogła nieco na moje niedobory miłości :D
Weny życzę i pozdrawiam! ;*
Matko, byłam pewna, że odpisałam xD
UsuńCieszę sie, że poprawiłam Ci trochę humor :3
Ja tez wybieram jak najdłuższe spanie, więc jestem fanką przedłużonych rzęs, teraz to juz totalnie nie muszę nic ze sobą robić rano :D
Cieszę się, że zauważyłaś kontrast miedzy postrzeganiem Hermiony a Draco, miałam nadzieje, ze ktoś to dostrzeże.
Ja zawsze łowie wszystkie dramy, jak coś sie dzieje obok mojej pracy, to podnoszę sobie krzesło i nasłuchuje xD
Dziękuje bardzo za komentarz i do następnego :*
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że rozdział czytało mi się wyjątkowo przyjemnie. Nawet nie zwracałam uwagi na błędy. To pewnie wszystko przez zgrabnie opisane uczucia Hermiony i Dracona. Oby więcej takich rozdziałów. Jest naprawdę świetny i przyznam szczerze, że zaczynam coraz bardziej lubić Dramione :D
Pozdrawiam, Bloody Rose