Przerażony Draco zobaczył
ją w momencie, gdy zachwiała się i zaczęła osuwać na ziemię.
Biegł tu, ile sił w nogach, gdy tylko usłyszał ze swojego pokoju
jej krzyk. Był pewien, że musiało stać się coś okropnego, bo
jeszcze nigdy wcześniej nie słyszał, by wrzeszczała z
jakiegokolwiek innego powodu niż wściekłość. A to co usłyszał
było pełne czystego przerażenia. Ten dźwięk nadal dźwięczał
mu w uszach, gdy pełen obaw zobaczył otwarte drzwi i ślady krwi na
korytarzu.
Wbiegł do jej pokoju, rozchlapując krew pod podeszwami butów i zobaczył jak Hermiona stoi wśród masakry w jej pokoju, a potem nogi lekko się pod nią uginają. Wydawało mu się, że każdy jej ruch widział w spowolnionym tempie. Zatoczyła się lekko, a potem jej bezwładne ciało zaczęło zbliżać się szybko w kierunku podłogi... Rzucił się w jej stronę i udało mu się złapać dziewczynę, nim zetknęła się z ziemią. Zachwiał się delikatnie, gdy wziął na siebie cały ciężar jej bezwładnego ciała. Koniec jej sukienki zwisał kilka centymetrów nad podłogą. Był w szoku widząc wszechobecną krew, ale nie miał czasu na zastanawianie się, co dokładnie tam zaszło ani rozglądanie się po pomieszczeniu. Podtrzymując Hermionę szukał w niej oznak życia lub jakiejkolwiek rany.
- Żyj, Granger. Żyj, do cholery!
Pierś na szczęście unosiła się i opadała a na jej ubraniach nie było ani śladu czerwieni. Odetchnął, wyglądało na to, że nawet odrobina z tego co znajdowało się w pokoju nie należy do niej. Z trudem, starając się, aby nie dotknęła krwi, wziął ją z trudem na ręce i wyniósł z pomieszczenia.
Wysoka, zasapana postać biegła w ich kierunku, łapiąc się za serce. Długa suknia powiewała za nią upodabniając ją do ogromnej zjawy. Chociaż Malfoy nie mógł rozpoznać jej twarzy w prawie zupełnej ciemności, to wiedział dokładnie, kim jest.
- Nic jej nie jest, pani profesor – odezwał się Draco drżącym głosem.
Próbował zachować spokój, ale przerażenie w nim rosło do ogromnych rozmiarów. Granger stojąca na środku pokoju pływającego w krwi. Jej krzyk. Napis na ścianie, który zauważył kątem oka, gdy próbował ją podnieść. Jej nieprzytomne ciało w jego ramionach... W świetle, sączącym się z jej pokoju, mógł obserwować jej twarz i wyczekiwał momentu, w którym otworzy oczy.
Gęsta krew z jej kremowych szpilek spływała powoli, kapiąc na ziemię i wsiąkając w drewno. Kropla po kropli, jak przerażające łzy. Miał wrażenie, że dokładnie słyszy ich każde uderzenie, jakby był małym wybuchem.
Patrzył na nią, gdy otworzyła wreszcie oczy. Spojrzała na niego z zaskoczeniem, jakby nie wiedziała co stało się przed chwilą i dlaczego znajduje się na jego rękach.
- Malfoy? - zapytała cicho, jakby nie była pewna, czy nie jest w śnie.
Próbował się delikatnie uśmiechnąć, ale nie mógł się na to zdobyć w tych okolicznościach, więc skinął tylko głową.
- Co... Co się stało?
Chciał coś odpowiedzieć, cokolwiek, co nie zabrzmiałoby nawet w połowie tak makabrycznie jak prawda, ale w tym czasie poczuł, jak jej ciało się napina, a w jej oczach pojawia się przerażenie.
- Proszę ją stąd zabrać, panie Malfoy – wydusiła z siebie McGonagall patrząc przez otwarte drzwi do wnętrza pokoju dziewczyny.
Nie musiała powtarzać mu tego dwa razy, sam nie miał ochoty spędzać w tym miejscu ani minuty dłużej.
- Możesz iść? - zwrócił się do dziewczyny najłagodniejszym głosem, na jaki się zdobył.
- Nie mam pojęcia, ale spróbuję – odpowiedziała.
Już w tonie jej głosu mógł wyczuć, że te próby nie będą miały sensu. Zdawało mu się, że nie jest w stanie mówić nawet odrobinę głośniej, niż szept. Postanowił nie ryzykować i ją zanieść. Na całe szczęście zostawił otwarte na oścież drzwi do swojego pokoju, gdy opuszczał go w pośpiechu, więc przynajmniej jedno utrudnienie mniej. Całą drogę od jej pokoju aż do jego znaczył krwawymi śladami, które w makabryczny sposób opisywały jego trasę.
Posadził ją na swoim łóżku i poszedł pootwierać wszystkie okna, a potem nalać jej wody. Podał jej szklankę, bacznie przyglądając się dziewczynie. Co do cholery właśnie się stało? Dopiero teraz, gdy zaleźli się w bezpiecznym, wolnym od krwi miejscu, zaczęło docierać do niego wszystko co zobaczył. Komu mogła narazić się aż tak, że zadał sobie tyle trudu, aby ją nastraszyć? Było to bardziej chore, niż spora część rzeczy, które widział w życiu.
- Dziękuję – powiedziała słabo, odstawiając szklankę na stolik.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i McGonagall weszła do środka nie czekając na zaproszenie. Hermiona siedziała ukrywając twarz w dłoniach i myślała nad wszystkimi rzeczami, które doprowadziły do momentu, gdy jakiś wariat się na nie mścił. Kiedy straciła kontrolę nad swoim życiem? I kiedy to wreszcie się skończy? To nie może przecież trwać wiecznie. Pod osłoną nocy zakopała nóż, który jej przysłał, odcinała się od przyjaciół, przestała komukolwiek ufać i wróciły do niej koszmary. Zastanawiała się tylko, czy prędzej dorwie ją ten świr, czy zwariuje od ciągłego stresu i strachu o własne życie. Wycierała łzy, które szybko spływały po jej bladych policzkach. Chciała zaszyć się w jakiejś dziurze i nigdy więcej z niej nie wyjść, już na zawsze żałując tego, co zrobiła w tę okropną noc.
- Panno Granger, musimy porozmawiać – odezwała się McGonagall spokojnym tonem. - Muszę cię uspokoić, krew okazała się zwierzęca. Czy wiesz, kto to zrobił?
Hermiona odetchnęła w duchu. Zwierzęca krew. Czyli nie należała do Pansy ani żadnego innego ucznia Hogwartu. To było dla niej w tym momencie największym pocieszeniem. Zawahała się przez chwilę, ocierając ostatnie łzy. Trzęsącą dłonią przejechała po policzku pozostawiając na nim ciemny ślad rozmazanych kosmetyków. Oblizała nerwowo wargi, próbując zmusić się do wydania z siebie dźwięku.
- Tak – odpowiedziała cicho.
Widziała, jak Draco Malfoy gwałtownie odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nauczycielka wydawała się równie zdumiona pewnością i żalem w jej głosie.
- Nie ma się czym przejmować, naprawdę – Hermiona starała się brzmieć przekonująco, starała się z całych sił. - Ona robiła już wcześniej podobne rzeczy, ale nie jest groźna. To tylko zazdrość, pani profesor, zapewne wiedziała od Rona, że tu będę.
Dyrektorka patrzyła na nią marszcząc brwi. Hermiona błagała w duchu Merlina o pomoc, przecież muszą jej uwierzyć. Dlaczego miałaby kłamać? Przecież zawsze była przykładną osobą i gardziła oszustwem. Dlaczego miałaby chronić kogoś, kto grozi jej w tak oczywisty sposób? Postanowiła wykorzystać tę przewagę najlepiej, jak umiała. Nie miała innego wyjścia, nie mogła powiedzieć o wszystkim, co wie. Nie mogła powiedzieć, że to wszystko jest jej winą, a ona tak cholernie boi się przyznać, do tego, co zaszło. To wszystko wyżerało ją od środka i zaczynała się już dusić prawdą, której nikomu nie mogła wyznać. Miała ochotę rozpłakać się z bezsilności.
- Ona czyli kto? - nauczycielka nie odpuszczała.
- Naprawdę nie ma o czym mówić, to była koleżanka Rona. Jest wariatką, ale niegroźną. Podobne sytuacje spotykały mnie od czasu naszych zaręczyn, widocznie nie może się z tym pogodzić. Tym razem po prostu mnie zaskoczyła, to wszystko. Nie spodziewałam się. Nie mam powodu, aby się jej bać, po prostu musimy wyjaśnić sobie kilka spraw, gdy będę miała okazję ją spotkać. Bardzo za to wszystko przepraszam, gdybym wiedziała wcześniej...
Przygotowywała tę historyjkę odkąd tylko mogła trzeźwo myśleć, ale miała świadomość, że są tam poważne luki, których nie miała czasu zapełnić niczym przekonującym. Miała tylko nadzieję, że zda się na swoją dobrą opinię i nikt nie będzie zadawał jej zbyt wielu pytań. Na większość z nich z pewnością nie miałaby żadnej racjonalnej odpowiedzi. Dlaczego nie miała jeszcze kilku chwil, aby wymyślić coś lepszego? Dlaczego po prostu wszyscy nie mogli dać jej świętego spokoju?
- To ta, o której wspominałaś ostatnio? - odezwał się niespodziewanie Malfoy. - Mówiłem ci, żebyś coś z tym zrobiła, zanim przesadzi.
Hermiona w ostatniej chwili powstrzymała się, aby nie rzucić mu zdumionego spojrzenia. Jakimś sposobem wiedział o jej kłamstwie i podjął grę, próbując poprzeć jej wersję. Nie rozumiała jego motywów i tego, do czego zmierzał. Mimo wszystko poczuła minimalną wdzięczność.
- Tak – przyznała cicho.
Twarz McGonagall delikatnie złagodniała, co dziewczyna przyjęła z ogromną ulgą.
- Lepiej się czujesz, Granger? Nadal jesteś okropnie blada - odezwała dyrektorka przyglądając się dziewczynie z lekką troską w spojrzeniu.
- Tak, już naprawdę jest dobrze – przytaknęła szybko Hermiona, chcąc jak najszybciej zakończyć zainteresowanie jej osobą.
- Dobrze, w takim razie pan, panie Malfoy, pójdzie ze mną. Musimy porozmawiać. - Jej głos nie znosił sprzeciwu i Draco niechętnie ruszył za nią, posyłając Gryfonce przeciągłe spojrzenie.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, Hermiona mogła przestać trzymać nerwy na wodzi i udawać opanowaną. Ręce, które od jakiegoś czasu zaciskała na materacu, znów zaczęły się trząść. Myśli wracały szybko do pokoju pełnego krwi i do napisu na ścianie. Był tu... Musiał tu być. A jeżeli się pomyliła? Jeżeli morderstwa w Hogwarcie nie były powiązane z tym, co stało się w wakacje? A jeżeli to Draco lub Ron zrobili ten obrzydliwy pokaz siły w jej pokoju? Czuła się słaba i zmęczona, nie chciała już na niego polować, chciała odzyskać swoje dawne życie. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że mogłaby podejść do drzwi i spróbować podsłuchać o czym Malfoy i McGonagall rozmawiają, ale w tym momencie zobaczyła jak ktoś po drugiej stronie naciska na klamkę.
Ślizgon wszedł do pomieszczenia i poparzyła na dziewczynę unosząc brew.
- Nie ładnie tak kłamać, Granger.
Jego ton i wyraz twarzy był tak charakterystyczny, że Hermiona miała wrażenie, że usłyszy zaraz, że jego ojciec się o tym dowie. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością wybuchnęłaby śmiechem.
- To samo dotyczy ciebie – odpowiedziała, patrząc na swoje kolana.
- Ratowałem ci tyłek, Granger, bo kłamiesz żałośnie. Zanim zabierzesz się za bajeczki, upewnij się, że umiesz je opowiadać – mówił karcącym tonem. - A teraz oczekuję prawdy. Wiesz kto to zrobił?
Pokręciła głową. Nie można było nazwać tego kłamstwem, nie znała przecież jego nazwiska, więc udawała przed samą sobą, że właśnie o to pytał Ślizgon. Powiedzenie mu prawdy nie jest dobrym pomysłem i nigdy nie będzie.
- W takim razie dlaczego takiej odpowiedzi nie użyłaś przy McGonagall? Kłamałaś, zamiast powiedzieć, że nie wiesz. Co ukrywasz?
- Rozmawialiśmy o tym, umawialiśmy się, że nie będziesz zadawał pytań, pamiętasz? - mruknęła.
- Sytuacja się lekko skomplikowała w tym momencie, nie sądzisz? Chciałbym, żebyś odpowiedziała mi teraz na kilka pytań.
- Nie. To nie ma nic wspólnego z tobą, to wyłącznie moja sprawa i chcę, żebyś to uszanował.
Zbliżył się szybko do siedzącej Hermiony i pochylił tak, że teraz jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej.
- Ktoś swoją radosną twórczością dał ci właśnie do zrozumienia, że następnym razem rozsmaruje twoją krew na dywanie! - krzyknął i dziewczyna odsunęła się od niego gwałtownie. - Czy ty nie masz za grosz instynktu samozachowawczego, Granger?
- Nie potrzebuję twojej pomocy – warknęła.
- Odniosłem inne wrażenie, gdy sama do mnie przyszłaś i o nią prosiłaś!
Wstała gwałtownie, zmuszając go do cofnięcia się o krok.
- W znalezieniu Pansy, nie wtrącaniu się w moje sprawy! - krzyknęła.
- Dobrze, Granger. Proszę bardzo, niech ci będzie, ale nie zdziw się, jak kiedyś będzie na tę pomoc za późno.
- O czym rozmawiałeś z McGonagall? - zapytała, aby zmienić temat.
- McGonagall poprosiła mnie, żebym cię tu przenocował. Przy tym dodała, że mi ufa i ma nadzieję, że jestem tego zaufania godzien. A cóż miałbym ci niby Granger zrobić, spędzając z tobą kilka nocnych godzin? Jestem pewien, że umiesz się przede mną obronić, wierzę w twoje możliwości – zaśmiał się.
Spojrzała na niego zaskoczona. Czyżby dyrektorka próbowała zapewnić jej ochronę, zostawiając ją z Malfoyem? Z pewnością znalazłby się dla niej jakiś wolny pokój.
- Chcesz się przebrać? W tej sukience na pewno nie będzie ci wygodnie spać. Coś ci zaraz znajdę, bo twoje rzeczy są nadal w tamtym pokoju, czekają, aż aurorzy sprawdzą pomieszczenie.
Hermiona posłała mu spojrzenie z odrobiną wdzięczności, przełamując swoją dumę, ale nie miała siły, by mu odpowiedzieć. Czuła, jakby słowa kosztowały ją zbyt wiele energii. Bała się położyć do łóżka w kompletnej ciemności i od tej strony nawet cieszyła się, że Malfoy zostanie. Wiedziała, że gdy tylko zgaśnie światło, jej umysł popchnie ją dalej w stronę paranoi i strachu.
Chłopak wygrzebał ze swojej nierozpakowanej torby jakieś dresy i starą koszulkę. Rzucił je na łóżko i patrzył na Hermionę wyczekująco. Bez słowa wstała, wzięła rzeczy i poszła do łazienki.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Oczy miała opuchnięte, a na policzkach czarne ślady, które pozostawiły po sobie łzy zmieszane z tuszem do rzęs. Puściła wodę i szybko zmyła z siebie ślady płaczu. Napuściła wody do ogromnej wanny, związała włosy i położyła się w niej, czując się coraz lepiej. Gorąco obmywało jej ciało z całej tej nocy i przynosiło ulgę. Choć odrobinę odprężało.
Po kąpieli ubrała szybko dresy, które niebezpiecznie zsuwały się jej z bioder i pachnącą perfumami koszulkę. Z pewnością długo leżała w torbie wśród innych, naperfumowanych rzeczy. Zapach był ładny, bardzo ciężki, taki, o którym nigdy nie można zapomnieć. Kiedy już raz się go wyczuło, już zawsze przebijał się na tle wszystkich innych i można było go wyczuć nawet w miejscu pełnym ludzi. Pasował do arystokratycznego, zimnego Malfoya. Poczuła do nich lekkie obrzydzenie. Jak wiele zapach może powiedzieć o człowieku...
Leżała pod cienką kołdrą, a jej myśli wciąż pędziły w stronę bankietu i jej własnego strachu. Malfoy leżał na kanapie, na której co chwilę się wiercił i dziewczyna słyszała każdy jego ruch. Nie mogła już znieść tej ciszy.
- Dlaczego robisz to wszystko? - zapytała w końcu. - Spanie tutaj, ubrania, ochrona przed McGonagall...
Milczał i Hermiona zaczęła zyskiwać pewność, że zasnął.
- Jesteśmy partnerami, Granger. A ja jestem lojalny, pamiętaj o tym – odezwał się niespodziewanie.
Znów zapadła cisza, której dziewczyna nie mogła znieść. W ciszy i ciemności przychodziły jej do głowy różne rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, przerażały ją. Widziała tyle wyjść z tej sytuacji, ale istniało tylko jedno tak proste i tak skuteczne...
- Malfoy? Opowiesz mi coś? - zapytała cicho.
- Słucham? - słyszała w jego głosie zaskoczenie.
- Opowiedz mi, jak uratowałeś Harry'emu życie.
Milczał przez chwilę, zapewne analizując fakt, że dowiedziała się o całej tej sytuacji.
- To długa historia, Granger.
- Lubię takie.
- Nie. Jeżeli chcesz mogę opowiedzieć ci coś innego. Żył kiedyś chłopak, który...
- Mało oryginalne, brzmi jak bajeczka dla dzieci – przerwała mu.
- Jeżeli nie chcesz, to nie. To jest bajeczka na dobranoc, ale dla trochę starszych dzieci, Granger.
- Mów – odpowiedziała szybko.
Mogłaby słuchać czegokolwiek, byleby nie zostawać w tej okropnej ciszy. Odchrząknął teatralnie.
- Żył kiedyś chłopak, który był przekonany o swojej potędze. Wydawało mu się, że jest sprytny, odważny i ponad wszystkimi innymi. Trwał w tej swojej bańce przez wiele lat. A potem powoli zaczęła pękać. Zauważał rzeczy, których nigdy nie chciał zobaczyć i robił rzeczy, za które się wstydził. A potem usłyszał jej krzyk... Mógł tylko stać i patrzeć, ale w głębi duszy wiedział, że ta dziewczyna ma lepsze serce, niż on kiedykolwiek mógłby mieć i jakaś część jego wiedziała, że ona nie zasługuje na to, co ją spotyka. Zrozumiał wiele rzeczy tej nocy, a szczególnie to, że ani on, ani jego towarzysze nie są silni, bo tylko słabi udzie uciekają się do takich metod.
Milczała, rozmyślając nad tym, co powiedział. Czy były to swoiste przeprosiny w stylu Dracona Malfoya?
- Jutro wszystko wróci do normy, prawda? - zapytała cicho.
- Tak, Granger, jutro znowu będziesz mogła być podłą jędzą. Ja od siebie mogę dorzucić trochę sarkazmu. A teraz idź spać, bo zaczęło świtać. Trochę snu przyda się nam obojgu.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzała w stronę okna, niebo było szare, bez nawet śladu słońca. Czyżby dopiero zasnęła?
McGonagall zajrzała do pokoju i uśmiechnęła się smutno. Hermiona i Draco natychmiast zerwali się ze swoich miejsc.
- Jak się czujesz, Granger? - zapytała patrząc na dziewczynę z cieniem troski w oczach.
Hermiona przytaknęła, patrząc na kobietę ledwo przytomnie. Bolała ją głowa i bardzo chciała wrócić spać.
- Wstawajcie, zaraz będzie obiad.
- Obiad? - zapytał Draco ze swojej kanapy.
- Jest szesnasta, panie Malfoy. Dałam wam spać, bo i tak czekamy na przybycie aurorów, muszą sprawdzić, czy w tym pokoju nie było jakiejś klątwy. Do tej pory panna Granger musi tu zostać na wypadek jakiś nieprawidłowości.
Gdy w końcu wrócili do zamku, Hermiona była wykończona. Nadal czuła się źle, ale nie wykryto żadnych czarnoksięskich zaklęć. Dochodziła północ. Aurorzy zjawili się późno i musieli dokładnie sprawdzić pokój i ją. Dopiero potem mieli chwilę na spakowanie się i wreszcie mogli wrócić do Hogwartu. Była najszczęśliwszą osobą na świecie, gdy wreszcie weszła do swojego pokoju. Marzyła tylko o łóżku, bo głowa nadal pulsowała jej nieznośnym bólem. Przeszła obok pustego łóżka Ginny, a potem obok śpiących współlokatorek. Stanęła w pół kroku. Pustego łóżka Ginny... Z bijącym sercem zawróciła, aby sprawdzić, czy jej się to nie przewidziało. Pościel była w nieładzie, a przyjaciółki faktycznie nie było w łóżku. Podeszła szybko do Mandy i obudziła ją, potrząsając nią energicznie. Dziewczyna spojrzała na nią zaspana.
- Widziałaś Ginny? - Hermiona prawie krzyknęła.
Ich śpiąca obok współlokatorka podniosła się na łokciu.
- Co się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Nie ma Ginny! Widziałyście ją? - Teraz już krzyczała, czując jak narasta w niej histeria.
Dziewczyny poderwały się ze swoich łóżek, rozglądając się po dormitorium.
- Kładła się spać! Jestem tego pewna! Leżała tutaj, gdy zasypiałam – powiedziała Mandy przerażonym głosem.
Hermiona rzuciła się do swojego kufra i trzęsącymi się dłońmi zaczęła szukać peleryny. Nie mogła nigdzie jej znaleźć, więc wstała przeklinając i ruszyła do drzwi. Musi ją odnaleźć... Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś stało się Ginny. Zbierało jej się na płacz i czuła, jak całe ciało przebiegają niekontrolowane dreszcze strachu. Wyszła do pustego dormitorium, kierując się w stronę portretu Grubej Damy.
_____________________________________________
Uff, już się bałam, że nie wyrobię się w terminie z tym rozdziałem, bo ostatnio wiele rzeczy pochłania mi czas. Dla przykładu zaczęliśmy z chłopakiem oglądać Gwiezdne Wojny po raz pierwszy, zostały nam już tyko dwie ostatnie części: Powrót Jedi i Przebudzenie mocy. Naprawdę nie wiem, czemu tak długo się wzbranialiśmy przed obejrzeniem tego :D
Wbiegł do jej pokoju, rozchlapując krew pod podeszwami butów i zobaczył jak Hermiona stoi wśród masakry w jej pokoju, a potem nogi lekko się pod nią uginają. Wydawało mu się, że każdy jej ruch widział w spowolnionym tempie. Zatoczyła się lekko, a potem jej bezwładne ciało zaczęło zbliżać się szybko w kierunku podłogi... Rzucił się w jej stronę i udało mu się złapać dziewczynę, nim zetknęła się z ziemią. Zachwiał się delikatnie, gdy wziął na siebie cały ciężar jej bezwładnego ciała. Koniec jej sukienki zwisał kilka centymetrów nad podłogą. Był w szoku widząc wszechobecną krew, ale nie miał czasu na zastanawianie się, co dokładnie tam zaszło ani rozglądanie się po pomieszczeniu. Podtrzymując Hermionę szukał w niej oznak życia lub jakiejkolwiek rany.
- Żyj, Granger. Żyj, do cholery!
Pierś na szczęście unosiła się i opadała a na jej ubraniach nie było ani śladu czerwieni. Odetchnął, wyglądało na to, że nawet odrobina z tego co znajdowało się w pokoju nie należy do niej. Z trudem, starając się, aby nie dotknęła krwi, wziął ją z trudem na ręce i wyniósł z pomieszczenia.
Wysoka, zasapana postać biegła w ich kierunku, łapiąc się za serce. Długa suknia powiewała za nią upodabniając ją do ogromnej zjawy. Chociaż Malfoy nie mógł rozpoznać jej twarzy w prawie zupełnej ciemności, to wiedział dokładnie, kim jest.
- Nic jej nie jest, pani profesor – odezwał się Draco drżącym głosem.
Próbował zachować spokój, ale przerażenie w nim rosło do ogromnych rozmiarów. Granger stojąca na środku pokoju pływającego w krwi. Jej krzyk. Napis na ścianie, który zauważył kątem oka, gdy próbował ją podnieść. Jej nieprzytomne ciało w jego ramionach... W świetle, sączącym się z jej pokoju, mógł obserwować jej twarz i wyczekiwał momentu, w którym otworzy oczy.
Gęsta krew z jej kremowych szpilek spływała powoli, kapiąc na ziemię i wsiąkając w drewno. Kropla po kropli, jak przerażające łzy. Miał wrażenie, że dokładnie słyszy ich każde uderzenie, jakby był małym wybuchem.
Patrzył na nią, gdy otworzyła wreszcie oczy. Spojrzała na niego z zaskoczeniem, jakby nie wiedziała co stało się przed chwilą i dlaczego znajduje się na jego rękach.
- Malfoy? - zapytała cicho, jakby nie była pewna, czy nie jest w śnie.
Próbował się delikatnie uśmiechnąć, ale nie mógł się na to zdobyć w tych okolicznościach, więc skinął tylko głową.
- Co... Co się stało?
Chciał coś odpowiedzieć, cokolwiek, co nie zabrzmiałoby nawet w połowie tak makabrycznie jak prawda, ale w tym czasie poczuł, jak jej ciało się napina, a w jej oczach pojawia się przerażenie.
- Proszę ją stąd zabrać, panie Malfoy – wydusiła z siebie McGonagall patrząc przez otwarte drzwi do wnętrza pokoju dziewczyny.
Nie musiała powtarzać mu tego dwa razy, sam nie miał ochoty spędzać w tym miejscu ani minuty dłużej.
- Możesz iść? - zwrócił się do dziewczyny najłagodniejszym głosem, na jaki się zdobył.
- Nie mam pojęcia, ale spróbuję – odpowiedziała.
Już w tonie jej głosu mógł wyczuć, że te próby nie będą miały sensu. Zdawało mu się, że nie jest w stanie mówić nawet odrobinę głośniej, niż szept. Postanowił nie ryzykować i ją zanieść. Na całe szczęście zostawił otwarte na oścież drzwi do swojego pokoju, gdy opuszczał go w pośpiechu, więc przynajmniej jedno utrudnienie mniej. Całą drogę od jej pokoju aż do jego znaczył krwawymi śladami, które w makabryczny sposób opisywały jego trasę.
Posadził ją na swoim łóżku i poszedł pootwierać wszystkie okna, a potem nalać jej wody. Podał jej szklankę, bacznie przyglądając się dziewczynie. Co do cholery właśnie się stało? Dopiero teraz, gdy zaleźli się w bezpiecznym, wolnym od krwi miejscu, zaczęło docierać do niego wszystko co zobaczył. Komu mogła narazić się aż tak, że zadał sobie tyle trudu, aby ją nastraszyć? Było to bardziej chore, niż spora część rzeczy, które widział w życiu.
- Dziękuję – powiedziała słabo, odstawiając szklankę na stolik.
Rozległo się ciche pukanie do drzwi i McGonagall weszła do środka nie czekając na zaproszenie. Hermiona siedziała ukrywając twarz w dłoniach i myślała nad wszystkimi rzeczami, które doprowadziły do momentu, gdy jakiś wariat się na nie mścił. Kiedy straciła kontrolę nad swoim życiem? I kiedy to wreszcie się skończy? To nie może przecież trwać wiecznie. Pod osłoną nocy zakopała nóż, który jej przysłał, odcinała się od przyjaciół, przestała komukolwiek ufać i wróciły do niej koszmary. Zastanawiała się tylko, czy prędzej dorwie ją ten świr, czy zwariuje od ciągłego stresu i strachu o własne życie. Wycierała łzy, które szybko spływały po jej bladych policzkach. Chciała zaszyć się w jakiejś dziurze i nigdy więcej z niej nie wyjść, już na zawsze żałując tego, co zrobiła w tę okropną noc.
- Panno Granger, musimy porozmawiać – odezwała się McGonagall spokojnym tonem. - Muszę cię uspokoić, krew okazała się zwierzęca. Czy wiesz, kto to zrobił?
Hermiona odetchnęła w duchu. Zwierzęca krew. Czyli nie należała do Pansy ani żadnego innego ucznia Hogwartu. To było dla niej w tym momencie największym pocieszeniem. Zawahała się przez chwilę, ocierając ostatnie łzy. Trzęsącą dłonią przejechała po policzku pozostawiając na nim ciemny ślad rozmazanych kosmetyków. Oblizała nerwowo wargi, próbując zmusić się do wydania z siebie dźwięku.
- Tak – odpowiedziała cicho.
Widziała, jak Draco Malfoy gwałtownie odwrócił głowę w jej kierunku i spojrzał na nią z zaskoczeniem. Nauczycielka wydawała się równie zdumiona pewnością i żalem w jej głosie.
- Nie ma się czym przejmować, naprawdę – Hermiona starała się brzmieć przekonująco, starała się z całych sił. - Ona robiła już wcześniej podobne rzeczy, ale nie jest groźna. To tylko zazdrość, pani profesor, zapewne wiedziała od Rona, że tu będę.
Dyrektorka patrzyła na nią marszcząc brwi. Hermiona błagała w duchu Merlina o pomoc, przecież muszą jej uwierzyć. Dlaczego miałaby kłamać? Przecież zawsze była przykładną osobą i gardziła oszustwem. Dlaczego miałaby chronić kogoś, kto grozi jej w tak oczywisty sposób? Postanowiła wykorzystać tę przewagę najlepiej, jak umiała. Nie miała innego wyjścia, nie mogła powiedzieć o wszystkim, co wie. Nie mogła powiedzieć, że to wszystko jest jej winą, a ona tak cholernie boi się przyznać, do tego, co zaszło. To wszystko wyżerało ją od środka i zaczynała się już dusić prawdą, której nikomu nie mogła wyznać. Miała ochotę rozpłakać się z bezsilności.
- Ona czyli kto? - nauczycielka nie odpuszczała.
- Naprawdę nie ma o czym mówić, to była koleżanka Rona. Jest wariatką, ale niegroźną. Podobne sytuacje spotykały mnie od czasu naszych zaręczyn, widocznie nie może się z tym pogodzić. Tym razem po prostu mnie zaskoczyła, to wszystko. Nie spodziewałam się. Nie mam powodu, aby się jej bać, po prostu musimy wyjaśnić sobie kilka spraw, gdy będę miała okazję ją spotkać. Bardzo za to wszystko przepraszam, gdybym wiedziała wcześniej...
Przygotowywała tę historyjkę odkąd tylko mogła trzeźwo myśleć, ale miała świadomość, że są tam poważne luki, których nie miała czasu zapełnić niczym przekonującym. Miała tylko nadzieję, że zda się na swoją dobrą opinię i nikt nie będzie zadawał jej zbyt wielu pytań. Na większość z nich z pewnością nie miałaby żadnej racjonalnej odpowiedzi. Dlaczego nie miała jeszcze kilku chwil, aby wymyślić coś lepszego? Dlaczego po prostu wszyscy nie mogli dać jej świętego spokoju?
- To ta, o której wspominałaś ostatnio? - odezwał się niespodziewanie Malfoy. - Mówiłem ci, żebyś coś z tym zrobiła, zanim przesadzi.
Hermiona w ostatniej chwili powstrzymała się, aby nie rzucić mu zdumionego spojrzenia. Jakimś sposobem wiedział o jej kłamstwie i podjął grę, próbując poprzeć jej wersję. Nie rozumiała jego motywów i tego, do czego zmierzał. Mimo wszystko poczuła minimalną wdzięczność.
- Tak – przyznała cicho.
Twarz McGonagall delikatnie złagodniała, co dziewczyna przyjęła z ogromną ulgą.
- Lepiej się czujesz, Granger? Nadal jesteś okropnie blada - odezwała dyrektorka przyglądając się dziewczynie z lekką troską w spojrzeniu.
- Tak, już naprawdę jest dobrze – przytaknęła szybko Hermiona, chcąc jak najszybciej zakończyć zainteresowanie jej osobą.
- Dobrze, w takim razie pan, panie Malfoy, pójdzie ze mną. Musimy porozmawiać. - Jej głos nie znosił sprzeciwu i Draco niechętnie ruszył za nią, posyłając Gryfonce przeciągłe spojrzenie.
Gdy tylko zamknęły się drzwi, Hermiona mogła przestać trzymać nerwy na wodzi i udawać opanowaną. Ręce, które od jakiegoś czasu zaciskała na materacu, znów zaczęły się trząść. Myśli wracały szybko do pokoju pełnego krwi i do napisu na ścianie. Był tu... Musiał tu być. A jeżeli się pomyliła? Jeżeli morderstwa w Hogwarcie nie były powiązane z tym, co stało się w wakacje? A jeżeli to Draco lub Ron zrobili ten obrzydliwy pokaz siły w jej pokoju? Czuła się słaba i zmęczona, nie chciała już na niego polować, chciała odzyskać swoje dawne życie. Przez chwilę przeszło jej przez myśl, że mogłaby podejść do drzwi i spróbować podsłuchać o czym Malfoy i McGonagall rozmawiają, ale w tym momencie zobaczyła jak ktoś po drugiej stronie naciska na klamkę.
Ślizgon wszedł do pomieszczenia i poparzyła na dziewczynę unosząc brew.
- Nie ładnie tak kłamać, Granger.
Jego ton i wyraz twarzy był tak charakterystyczny, że Hermiona miała wrażenie, że usłyszy zaraz, że jego ojciec się o tym dowie. Gdyby okoliczności były inne, z pewnością wybuchnęłaby śmiechem.
- To samo dotyczy ciebie – odpowiedziała, patrząc na swoje kolana.
- Ratowałem ci tyłek, Granger, bo kłamiesz żałośnie. Zanim zabierzesz się za bajeczki, upewnij się, że umiesz je opowiadać – mówił karcącym tonem. - A teraz oczekuję prawdy. Wiesz kto to zrobił?
Pokręciła głową. Nie można było nazwać tego kłamstwem, nie znała przecież jego nazwiska, więc udawała przed samą sobą, że właśnie o to pytał Ślizgon. Powiedzenie mu prawdy nie jest dobrym pomysłem i nigdy nie będzie.
- W takim razie dlaczego takiej odpowiedzi nie użyłaś przy McGonagall? Kłamałaś, zamiast powiedzieć, że nie wiesz. Co ukrywasz?
- Rozmawialiśmy o tym, umawialiśmy się, że nie będziesz zadawał pytań, pamiętasz? - mruknęła.
- Sytuacja się lekko skomplikowała w tym momencie, nie sądzisz? Chciałbym, żebyś odpowiedziała mi teraz na kilka pytań.
- Nie. To nie ma nic wspólnego z tobą, to wyłącznie moja sprawa i chcę, żebyś to uszanował.
Zbliżył się szybko do siedzącej Hermiony i pochylił tak, że teraz jego twarz znajdowała się zaledwie kilka centymetrów od jej.
- Ktoś swoją radosną twórczością dał ci właśnie do zrozumienia, że następnym razem rozsmaruje twoją krew na dywanie! - krzyknął i dziewczyna odsunęła się od niego gwałtownie. - Czy ty nie masz za grosz instynktu samozachowawczego, Granger?
- Nie potrzebuję twojej pomocy – warknęła.
- Odniosłem inne wrażenie, gdy sama do mnie przyszłaś i o nią prosiłaś!
Wstała gwałtownie, zmuszając go do cofnięcia się o krok.
- W znalezieniu Pansy, nie wtrącaniu się w moje sprawy! - krzyknęła.
- Dobrze, Granger. Proszę bardzo, niech ci będzie, ale nie zdziw się, jak kiedyś będzie na tę pomoc za późno.
- O czym rozmawiałeś z McGonagall? - zapytała, aby zmienić temat.
- McGonagall poprosiła mnie, żebym cię tu przenocował. Przy tym dodała, że mi ufa i ma nadzieję, że jestem tego zaufania godzien. A cóż miałbym ci niby Granger zrobić, spędzając z tobą kilka nocnych godzin? Jestem pewien, że umiesz się przede mną obronić, wierzę w twoje możliwości – zaśmiał się.
Spojrzała na niego zaskoczona. Czyżby dyrektorka próbowała zapewnić jej ochronę, zostawiając ją z Malfoyem? Z pewnością znalazłby się dla niej jakiś wolny pokój.
- Chcesz się przebrać? W tej sukience na pewno nie będzie ci wygodnie spać. Coś ci zaraz znajdę, bo twoje rzeczy są nadal w tamtym pokoju, czekają, aż aurorzy sprawdzą pomieszczenie.
Hermiona posłała mu spojrzenie z odrobiną wdzięczności, przełamując swoją dumę, ale nie miała siły, by mu odpowiedzieć. Czuła, jakby słowa kosztowały ją zbyt wiele energii. Bała się położyć do łóżka w kompletnej ciemności i od tej strony nawet cieszyła się, że Malfoy zostanie. Wiedziała, że gdy tylko zgaśnie światło, jej umysł popchnie ją dalej w stronę paranoi i strachu.
Chłopak wygrzebał ze swojej nierozpakowanej torby jakieś dresy i starą koszulkę. Rzucił je na łóżko i patrzył na Hermionę wyczekująco. Bez słowa wstała, wzięła rzeczy i poszła do łazienki.
Spojrzała na swoje odbicie w lustrze. Oczy miała opuchnięte, a na policzkach czarne ślady, które pozostawiły po sobie łzy zmieszane z tuszem do rzęs. Puściła wodę i szybko zmyła z siebie ślady płaczu. Napuściła wody do ogromnej wanny, związała włosy i położyła się w niej, czując się coraz lepiej. Gorąco obmywało jej ciało z całej tej nocy i przynosiło ulgę. Choć odrobinę odprężało.
Po kąpieli ubrała szybko dresy, które niebezpiecznie zsuwały się jej z bioder i pachnącą perfumami koszulkę. Z pewnością długo leżała w torbie wśród innych, naperfumowanych rzeczy. Zapach był ładny, bardzo ciężki, taki, o którym nigdy nie można zapomnieć. Kiedy już raz się go wyczuło, już zawsze przebijał się na tle wszystkich innych i można było go wyczuć nawet w miejscu pełnym ludzi. Pasował do arystokratycznego, zimnego Malfoya. Poczuła do nich lekkie obrzydzenie. Jak wiele zapach może powiedzieć o człowieku...
Leżała pod cienką kołdrą, a jej myśli wciąż pędziły w stronę bankietu i jej własnego strachu. Malfoy leżał na kanapie, na której co chwilę się wiercił i dziewczyna słyszała każdy jego ruch. Nie mogła już znieść tej ciszy.
- Dlaczego robisz to wszystko? - zapytała w końcu. - Spanie tutaj, ubrania, ochrona przed McGonagall...
Milczał i Hermiona zaczęła zyskiwać pewność, że zasnął.
- Jesteśmy partnerami, Granger. A ja jestem lojalny, pamiętaj o tym – odezwał się niespodziewanie.
Znów zapadła cisza, której dziewczyna nie mogła znieść. W ciszy i ciemności przychodziły jej do głowy różne rzeczy, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego, przerażały ją. Widziała tyle wyjść z tej sytuacji, ale istniało tylko jedno tak proste i tak skuteczne...
- Malfoy? Opowiesz mi coś? - zapytała cicho.
- Słucham? - słyszała w jego głosie zaskoczenie.
- Opowiedz mi, jak uratowałeś Harry'emu życie.
Milczał przez chwilę, zapewne analizując fakt, że dowiedziała się o całej tej sytuacji.
- To długa historia, Granger.
- Lubię takie.
- Nie. Jeżeli chcesz mogę opowiedzieć ci coś innego. Żył kiedyś chłopak, który...
- Mało oryginalne, brzmi jak bajeczka dla dzieci – przerwała mu.
- Jeżeli nie chcesz, to nie. To jest bajeczka na dobranoc, ale dla trochę starszych dzieci, Granger.
- Mów – odpowiedziała szybko.
Mogłaby słuchać czegokolwiek, byleby nie zostawać w tej okropnej ciszy. Odchrząknął teatralnie.
- Żył kiedyś chłopak, który był przekonany o swojej potędze. Wydawało mu się, że jest sprytny, odważny i ponad wszystkimi innymi. Trwał w tej swojej bańce przez wiele lat. A potem powoli zaczęła pękać. Zauważał rzeczy, których nigdy nie chciał zobaczyć i robił rzeczy, za które się wstydził. A potem usłyszał jej krzyk... Mógł tylko stać i patrzeć, ale w głębi duszy wiedział, że ta dziewczyna ma lepsze serce, niż on kiedykolwiek mógłby mieć i jakaś część jego wiedziała, że ona nie zasługuje na to, co ją spotyka. Zrozumiał wiele rzeczy tej nocy, a szczególnie to, że ani on, ani jego towarzysze nie są silni, bo tylko słabi udzie uciekają się do takich metod.
Milczała, rozmyślając nad tym, co powiedział. Czy były to swoiste przeprosiny w stylu Dracona Malfoya?
- Jutro wszystko wróci do normy, prawda? - zapytała cicho.
- Tak, Granger, jutro znowu będziesz mogła być podłą jędzą. Ja od siebie mogę dorzucić trochę sarkazmu. A teraz idź spać, bo zaczęło świtać. Trochę snu przyda się nam obojgu.
Obudziło ją pukanie do drzwi. Odruchowo spojrzała w stronę okna, niebo było szare, bez nawet śladu słońca. Czyżby dopiero zasnęła?
McGonagall zajrzała do pokoju i uśmiechnęła się smutno. Hermiona i Draco natychmiast zerwali się ze swoich miejsc.
- Jak się czujesz, Granger? - zapytała patrząc na dziewczynę z cieniem troski w oczach.
Hermiona przytaknęła, patrząc na kobietę ledwo przytomnie. Bolała ją głowa i bardzo chciała wrócić spać.
- Wstawajcie, zaraz będzie obiad.
- Obiad? - zapytał Draco ze swojej kanapy.
- Jest szesnasta, panie Malfoy. Dałam wam spać, bo i tak czekamy na przybycie aurorów, muszą sprawdzić, czy w tym pokoju nie było jakiejś klątwy. Do tej pory panna Granger musi tu zostać na wypadek jakiś nieprawidłowości.
Gdy w końcu wrócili do zamku, Hermiona była wykończona. Nadal czuła się źle, ale nie wykryto żadnych czarnoksięskich zaklęć. Dochodziła północ. Aurorzy zjawili się późno i musieli dokładnie sprawdzić pokój i ją. Dopiero potem mieli chwilę na spakowanie się i wreszcie mogli wrócić do Hogwartu. Była najszczęśliwszą osobą na świecie, gdy wreszcie weszła do swojego pokoju. Marzyła tylko o łóżku, bo głowa nadal pulsowała jej nieznośnym bólem. Przeszła obok pustego łóżka Ginny, a potem obok śpiących współlokatorek. Stanęła w pół kroku. Pustego łóżka Ginny... Z bijącym sercem zawróciła, aby sprawdzić, czy jej się to nie przewidziało. Pościel była w nieładzie, a przyjaciółki faktycznie nie było w łóżku. Podeszła szybko do Mandy i obudziła ją, potrząsając nią energicznie. Dziewczyna spojrzała na nią zaspana.
- Widziałaś Ginny? - Hermiona prawie krzyknęła.
Ich śpiąca obok współlokatorka podniosła się na łokciu.
- Co się stało? - zapytała zaspanym głosem.
- Nie ma Ginny! Widziałyście ją? - Teraz już krzyczała, czując jak narasta w niej histeria.
Dziewczyny poderwały się ze swoich łóżek, rozglądając się po dormitorium.
- Kładła się spać! Jestem tego pewna! Leżała tutaj, gdy zasypiałam – powiedziała Mandy przerażonym głosem.
Hermiona rzuciła się do swojego kufra i trzęsącymi się dłońmi zaczęła szukać peleryny. Nie mogła nigdzie jej znaleźć, więc wstała przeklinając i ruszyła do drzwi. Musi ją odnaleźć... Nie wybaczyłaby sobie, gdyby coś stało się Ginny. Zbierało jej się na płacz i czuła, jak całe ciało przebiegają niekontrolowane dreszcze strachu. Wyszła do pustego dormitorium, kierując się w stronę portretu Grubej Damy.
_____________________________________________
Uff, już się bałam, że nie wyrobię się w terminie z tym rozdziałem, bo ostatnio wiele rzeczy pochłania mi czas. Dla przykładu zaczęliśmy z chłopakiem oglądać Gwiezdne Wojny po raz pierwszy, zostały nam już tyko dwie ostatnie części: Powrót Jedi i Przebudzenie mocy. Naprawdę nie wiem, czemu tak długo się wzbranialiśmy przed obejrzeniem tego :D
WYbacz, że dopiero komentuję, ale aktualnie jestem w środku maratonu (14 dni pracy/uczelni i żadnego dnia wolnego), więc jestem troche wykończona :D Normalni ludzie mogą napisać komentarz z telefonu, jadąc autobusem, ale ja potrzebuję komputera i otwartego na nim notatnika xd (i i tak będę sadzic mnóstwo literówek)
OdpowiedzUsuńRozdział bardzo mi sie podobał, coraz wiecej dramione vibes! <3 ale po kolei xd
Bardzo graficznie to wszystko opisałaś, szczególnie początek, kiedy koniec sukienki zwisał nad podłogą, albo jak krew kapała z jej butów - dzięki tym szczegółom nie sposób było sobie tego wszystkiego dokładnie nie wyobrazic.
Dobrze, że białogłowy przybył Hermionie na ratunek :P
Draco był taki kochany w tym rozdziale, taki zatroskany i widać, że sytuacja z Hermioną bardzo go poruszyła, choć nie dawal nic po sobie poznać. Nawet próbował sie uśmiechnać jak się obudziła, żeby poczuła się trochę lepiej :D
Też mi ulżyło, ze krew okazała sie zwierzęca, bo również początkowo od razu pomyślałam o Pansy, ze może jednak... cóż, dobrze sie stało, bo Draco by chyba oszalał.
Wymówka Hermiony była naprawdę kiepska i dziwię sie McGonagall, że to kupiła, nawet z poparciem Draco :D Chociaż z drugiej strony Minerwa widziała już w swoim życiu tak wiele, ze w zasadze cieżko, aby taka obsesyjna zazdrość ja zaskoczyła. A jak Draco sie wtracił, żeby pomóc Hermionie w tym małym kłamstewku to mnie za serducho chwyciło.
"Jego ton i wyraz twarzy był tak charakterystyczny, że Hermiona miała wrażenie, że usłyszy zaraz, że jego ojciec się o tym dowie" - hahahah o mój boże <3 Dzisiaj Draco byłby w Hogwarcie prawdziwym memem :D Za każdym razem, jakby stało sie cos złego to ktoś by mówił "mój ojciec się o tym dowie" albo "Pottah!"
No i też mnie ciekawi, czemu Hermiona nie powiedziała po prostu, ze nie wie kto to zrobił. Po to, zeby odciągnąć od siebie uwagę, żeby nie łaczono jej osoby z tym psychopatą?
"Bajeczka na dobranoc" w wykonaniu Draco była totalnie cudowna, uwielbiam ten fragment <3 Czytałam całą tą rozmową chyba z sześć razy :D Draco zdecydowanie się "odmraża". I mam nadzieję, ze wszystko jednak nie wróci do normy, przynajmniej nie wrogie stosunki dramione :D
Ach i Ginny. Że też musiałaś zakońćzyc w takim momencie. Moze po prostu poszła na jakąś nocną schadzkę z Zabinim? Zawsze lepiej myśleć, ze dzieś rozkwita jakaś miłość niż że ktoś ma poważne kłopoty :P A Hermiona nie powinna w środku nocy sama włóczyc sie po Hogwarcie...
Btw jakoś dwa rozdziały temu mówiłaś, ze ci smutno, ze komentarzy jest mało. Myślałaś może o tym, żeby publikować równolegle na wattpadzie? Co prawda komentarze tam są znacznie innego rodzaju niż na bloggerze i duuuużo młodszych czytelników, ale jednak masz dwie publicznosci zamiast jednej i ta świadomość i dowody na to, ze jeszcze pare osób czyta, naprawdę pomaga. Przynajmniej mi pomogła :D Bo nawet jak na bloggerze było mało pod jakimś rozdziałem to zawsze była ta myśl, ze przecież jest jeszcze wattpad, a na nim również kilka osób :D Myślę, ze to by ci dało wiecej motywacji, żeby kontynuować. Wybacz, ze tak paplam bez sensu, ale boję sie, że się zniechęcisz i nie skończysz opowiadania a to by mi złamało serce :D
Czekam niecierpliwie na kolejny ;)
Weny życzę i pozdrawiam! ;*
Cieszę się, że podobał Ci się Draco w tym rozdziale, bo rozkminiałam, czy to nie za szybko :D
UsuńO, może spróbuję z tym Wattpadem, nie myślałam o tym wcześniej. A opowiadanie i tak skończę, chociażby i tylko dla Ciebie i dla siebie, bo uwielbiam Twoje komentarze!
Dziękuję bardzo i również pozdrawiam :*
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńDraco ukazuje coraz to inne oblicze. Taka aluzja z jego strony i zachowanie wydały się jak najbardziej odpowiednie. Mam nadzieję tylko, że wydusi coś więcej od Granger. Powinien wiedzieć :)
Końcówka... i jeszcze raz końcówka. Co tutaj się dzieje? Niesamowity zwrot akcji. Czyżby Ginny coś się stało? Czekam na więcej :)
Pozdrawiam, Bloody Rose