Z bijącym sercem wybiegła na błonia
i rozjaśniła zaklęciem różdżkę. Deszcz był tak gęsty, że
ledwo widziała, gdzie idzie. Już po chwili czuła się przemoczona
i zmarznięta, ale nie poddawała się. Czuła, jak rośnie w niej
histeria i próbowała uspokoić swoje uczucia, aby móc trzeźwo
myśleć. Pędziła przed siebie, aż nie zbliżyła się do
Zakazanego Lasu. Ginny nie mogło nic się stać, po prostu nie
mogło. Hermiona nie przeżyłaby tego, to wszystko byłoby jej winą.
To ją chciał dopaść, a wszystkie postronne ofiary nie miały z
tym nic wspólnego.
Zaczęła nawoływać przyjaciółkę, nie przejmując się tym, że może usłyszeć ją ktoś niepowołany. Jej głos ginął w szumie deszczu. Nic ją nie interesowało, chciała tylko, żeby zgodził się na wymianę. Zrobi wszystko, co będzie chciał. Przyzna się, lub odda w jego ręce, byleby wypuścił Ginny.
Nie przestawała krzyczeć imienia przyjaciółki łamiącym się głosem, przeczesując linię drzew i wypatrując jakiegokolwiek ruchu. A potem usłyszała za sobą szmer, który lekko przebijał się na tle kropel uderzających o ziemię. Ucichła i w tym samym momencie ten dziwny dźwięk przestał dobiegać do jej uszu. Ktoś przystanął. Ktoś skradał się za nią i przystanął w tym samym momencie, co ona. Bała się odwrócić, wcale nie była taka pewna czy usłyszała to na pewno. Zrobiła jeszcze kilka kroków i a gdzieś za nią pod naporem pękła jakaś leżąca na trawie gałązka. Zaryzykowała, słysząc szaleńcze bicie swojego serca.
- Expelliarmus! - krzyknęła, odwracając się.
Zaklęcie minęło postać, która rzuciła się do ucieczki. Hermiona szybko ponowiła próbę. Tym razem śledzący ją człowiek został odrzucony siłą zaklęcia i padł na ziemię. Dziewczyna podeszła do niego ostrożnie, wciąż celując w niego różdżką. Oświetliła jego twarz i na jej widok poczuła dreszcze.
- Ile jeszcze razy będę cię powalać na ziemię? - warknęła.
Laurus patrzył na nią spod półprzymkniętych z bólu powiek i masował kark.
- Po co za mną lazłeś? Odpowiadaj – warknęła. - Gdzie jest Ginny?
- Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz – opowiedział.
- Accio różdżka! Accio nóż – wyszeptała Hermiona.
W jej stronę poszybowała jednak tylko różdżka chłopaka, po nożu nie było nawet śladu.
- Gdzie go chowasz?
- Przysięgam, że to nie ja! Mogę przysiąc na co chcesz, mogę złożyć nawet Wieczystą Przysięgę! Mogę to udowodnić, idź do dyrektorki, nie było mnie tutaj, gdy zginęła tamta dziewczyna... Byłem... Byliśmy... Musiałem... Po prostu do niej idź. - w jego głosie słyszała czystą desperację.
- To co robisz tu o tej porze? - Jej głos nadal miał ostry ton.
- Cierpię na bezsenność. Wychodzę nocami z dormitorium, bo nie mogę spać, a tutaj myśli mi się najlepiej. Przychodzę tu prawie codziennie od początku szkoły.
Hermiona miała już serdecznie dość tej rozmowy i czuła, że traci czas. Trzęsła się z zimna w przemoczonej bluzce. Wybiegła z zamku nawet nie myśląc o tym, jak zimno jest na dworze. Nie miała głowy do ubierania płaszcza, gdy jej przyjaciółka po prostu zniknęła. Zaciśnięte na różdżce palce zaczęły jej odmarzać.
- Więc po jaką cholerę mnie śledziłeś? - zapytała przekrzykując nasilający się deszcz.
- Bo nie chciałem, żeby coś ci się stało. To nierozsądne włóczyć się o tej porze po tym, co się tu działo. Miałem w planie iść z tobą, obserwować cię i w razie czego uratować.
- Rycerskie – prychnęła. - Przestań mydlić mi oczy! Obserwujesz mnie od dawna!
- Bo brałem cię za kogoś innego – krzyknął. - Wiele o tobie słyszałem i wiesz co? To gówno prawda. Miałem nadzieję, że znajdę w tobie przyjaciółkę, kogoś serdecznego, do cholery. Jedną dobrą osobę na tym świecie. Bałem się podejść i po prostu przedstawić, a potem zacząłem widzieć twoje wrogie spojrzenia. Twoje i innych! W bibliotece naprawdę zebrałem się w sobie, czekałem na dogodny moment, żeby z tobą porozmawiać, ale wcześniej zdążyłaś mi pokazać, jaka jesteś. Po osobie z mugolskiej rodziny spodziewałem się, że jednak nie będzie tak łatwo oceniać innych!
Stała zszokowana i nie przerywała jego tyrady. Najpierw czuła złość i chciała dosadnie powiedzieć mu, że jest względem niej zbyt surowy, ale potem dopadł ją wstyd. Miał rację... Miała oczywiście powody swojej podejrzliwości o których on nie wiedział, jednak nie była to dobra wymówka w obecnej sytuacji. Jak mógł tak szybko wpędzić ją w poczucie winy? Opuściła różdżkę i pozwoliła mu wstać, choć nadal czujnie go obserwowała.
- Odprowadzę cię do zamku – powiedział, gdy podniósł się z błota.
- Nie, muszę najpierw znaleźć Ginny – mruknęła rozglądając się po błoniach. - Jeżeli chcesz mnie pilnować, to idź ze mną.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła przed siebie, myśląc o wszystkim, co jej powiedział. Może nie powinna tak łatwo przyjmować jego wyjaśnień? Mimo wszystko miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Odwróciła się do Laurusa, który patrzył na nią niepewnie.
- Idziesz przede mną – warknęła, celując w niego różdżką. - Chcę cię widzieć.
Jakiś czas szli w ciszy przerywanej tylko nawoływaniami Hermiony. Dziewczyna nie była zadowolona z tego niespodziewanego towarzystwa, ale wolała mieć go w zasięgu wzroku, niż zastanawiać się, czy znów nie czai się w ciemności.
- Hermiona?
Gryfonka odwróciła się gwałtownie na dźwięk znajomego głosu przebijającego się przez deszcz. Serce biło jej jak oszalałe i miała wrażenie, że z ulgi zaraz zemdleje. Ginny stała obok rosłego chłopaka, którego Hermiona natychmiast rozpoznała. Podbiegła szybko do przyjaciółki i przytuliła ją mocno, miała wrażenie, że zaraz rozpłacze się z nadmiaru emocji.
Weasley i Zabini byli praktycznie susi, przy pomocy prostego zaklęcia krople po prostu odbijały się od parasola, który trzymał nad nimi chłopak. Hermiona nawet o tym nie pomyślała i zganiła się za to w myślach. Była tak zaaferowana zniknięciem Ginny, że adrenalina zadziałała jak należy i zimno oraz woda praktycznie jej nie przeszkadzały. Dopiero teraz z całą mocą odkryła, jak bardzo skostniałe ma palce i że jej skóra jest temperatury kostki lodu.
- Hermiono, co się stało? - zapytała przyjaciółka, patrząc na nią z przerażeniem pomieszanym z troską.
- Co się stało? Co się stało? Zniknęłaś! Odchodziłam od zmysłów! - Ulga powoli ustępowała miejsca wściekłości. - A ty włóczysz się tutaj z... Z nim – warknęła, oskarżycielsko celując palcem w Zabiniego.
Chłopak stał w bezruchu. Cała jego sylwetka była napięta, jakby szykował się do ataku. Zacisnął pięści, w jakby mimowolnym odruchu. Nie patrzył jednak na Hermionę, tylko na Laurusa.
- A ty co tutaj robisz z nim, Granger? - wysyczał, patrząc na młodszego Ślizgona.
- Jakiś problem, gringo? - zapytał Brazylijczyk jadowitym tonem.
- Nadal nie wiem, czy ma mnie to obrażać, ale po prostu mnie wkurzasz – warknął Blaise i rzucił się w stronę chłopaka.
Obie dziewczyny momentalnie zalazły się obok niego. Hermiona stanęła między mężczyznami z uniesioną różdżką. Ginny próbowała trzymać Ślizgona za ramię, ale z marnym skutkiem.
- Ani się rusz, Zabini – warknęła Hermiona wbijając różdżkę w pierś chłopaka.
Była pewna, że Blaise z łatwością by ją staranował, więc cały czas była gotowa do rzucenia oszałamiacza. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, ukazując jego wzburzenie. Napięcie między Ślizgonami było namacalne i wypełniło całą atmosferę. Stali przez chwilę w ciszy. Ginny trzymała Zabiniego za ramię, a Hermiona zasłaniała sobą Brazylijczyka.
- Nic tu po mnie – mruknął Laurus i odszedł, znikając w słabnącym deszczu.
Dziewczyny odetchnęły z ulgą, że obyło się bez rękoczynów, chociaż Blaise nadal rzucał wściekłe spojrzenia w stronę, w którą udał się młodszy mężczyzna. Hermiona trzęsła się z zimna, to już nie były nawet ciarki, ie mogą zapanować nad swoją szczęką i jej zęby uderzały o siebie co chwilę. Pragnęła teraz już tylko znaleźć się w jakimś ciepłym, suchym pomieszczeniu.
- Hermiono, naprawdę przepraszam... Ja... To było naprawdę głupie. I przepraszam też za wzięcie peleryny-niewidki – powiedziała cicho Ginny.
- Ubierz ją, wracamy do zamku. Nie mam zamiaru spędzić tu ani minuty dłużej.
Gryfonka uśmiechnęła się do nich smutno i zniknęła pod materiałem. Cała trójka ruszyła szybko do zamku.
- Nie masz na sobie płaszcza z jakiegoś konkretnego powodu? - zapytał Zabini patrząc na przemarzniętą dziewczynę.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, kierując na niego światło swojej różdżki.
- Jeżeli można za niego uznać przypuszczenia, że moja przyjaciółka leży gdzieś martwa, to tak, miałam konkretny powód – warknęła, próbując zapanować nad chęcią rzucenia w niego jakimś paskudnym zaklęciem.
- Naprawdę przepraszam – powiedziała Ginny, idąca gdzieś po lewej stronie Hermiony.
- Nie mam pojęcia, co wam strzeliło do głowy!
Weszli cicho do zamku i ukryli się w cieniu. Hermiona miała jeszcze jedną rzecz do zrobienie i chciała mieć to już za sobą. Musiała poinformować Dracona o rozmowie z Laurusem i o tym, że istnieje możliwość, że się pomylili, a nie była to optymistyczna wizja. Oznaczało to ni mniej, nie więcej, że tak naprawdę mordercą może być każdy, co znacznie rozszerzało krąg podejrzanych. Dziewczynę zaczynała boleć głowa już od samego myślenia o tym. Będą musieli jak najszybciej wyciągnąć jakieś informacje od McGonagall.
- Ginny, idź do dormitorium. Ja muszę porozmawiać z twoim kolegą.
- Dlaczego nie mogę zostać? - Oburzyła się dziewczyna.
- Do łóżka, ale już! Bez dyskusji, mam widzieć twoje kostki spod peleryny, jak będziesz wchodziła po schodach – odpowiedziała Hermiona gniewnym szeptem.
Ginny ze zrezygnowaną miną zniknęła pod materiałem, zostawiając tylko odkryte buty. Ślizgon i Gryfonka odczekali chwilę, aby mieć pewność, że dziewczyna jest wystarczająco daleko. Rzucali sobie poirytowane spojrzenia tak długo, aż Hermiona się nie odezwała.
- Po pierwsze musisz zaprowadzić mnie do waszego dormitorium. Muszę natychmiast spotkać się z Malfoyem, mam dla niego informacje od McGonagall. Nawet nie próbuj się sprzeciwiać.
- To mogę zrobić, ale obawiam się, że zaraz będzie jakieś po drugie, które mi się nie spodoba...
- Dokładnie. Nie wiem, co knujesz, Zabini, ale masz nie wciągać w to Ginny. Nie podoba mi się to. Jeżeli zrobisz coś nie tak, to przysięgam, że już więcej na nią nie spojrzysz. Będę cię obserwować.
Chłopak westchnął z irytacją i bez słowa ruszył w stronę schodów do lochów. Trzęsąca się z zimna i wściekła Hermiona ruszyła za nim, co chwilę podbiegając, aby dotrzymać mu kroku. Marzyła już tylko, aby mieć wreszcie od tego wszystkiego spokój. Dawno nic nie zirytowało ją tak, jak bezmyślność przyjaciółki. Nie dość, że mogło coś się jej stać, to jeszcze nikogo nie raczyła poinformować i wolała wymknąć się w środku nocy.
Ślizgon wypowiedział hasło i zajrzał do Pokoju wspólnego, czy nikt tam nie siedzi. Gdy okazał się pusty, weszli do niego i skierowali się w stronę dormitoriów. Dziewczynę otuliło przyjemne ciepło, które sączyło się od kominka i powoli zagrzewało jej lodowatą skórę. Zanim zdążyła wyjąć różdżkę, aby wreszcie się osuszyć, Zabini odwrócił się w jej stronę.
Draco leżał w swoim łóżku nie mogąc spać. Myślał o tym wszystkim, co stało się ostatniej nocy. O krwi, przerażonej Hermionie i jej kłamstwach. Jego myśli poszły też w stronę Pansy. Chociaż próbował nie dopuszczać tego do siebie, nocami znów pojawiało się przekonanie, że jego przyjaciółka już nie żyje i prawdopodobnie leży zakopana gdzieś na błoniach. Nie odnajdą jej, chociażby starali się z całych sił.
W zupełnej ciszy usłyszał podniesiony głos Zabiniego tuż za drzwiami. Mówił ze złością i rozgoryczeniem. Draco wstał, aby sprawdzić, co się dzieje. Przecież Blaise nie mówił sam do siebie, chyba, że jednak w końcu zwariował. Zirytowany, że nie może w spokoju po postu leżeć, otworzył z rozmachem drzwi, aby powiedzieć przyjacielowi, że ma się zamknąć. Zamarł, gdy jak na komendę wpatrzyły się w niego dwie pary brązowych oczu. Poczuł zawstydzenie, gdy te o barwie karmelu skierowały się szybko na dłonie ich właścicielki, najwidoczniej czującej skrępowanie, że Malfoy ma na sobie jedynie dresy. Zwalczył w sobie ochotę natychmiastowego wycofania się do pokoju. Nie ma się czego wstydzić, Draco, wyglądasz idealnie – pomyślał, aby dodać sobie pewności siebie. Za to widok Granger go zaskoczył. Jej mokra koszulka przylegała do ciała, a strąki włosów przyklejały się do twarzy. Krople z jej kasztanowych pukli spływały powoli po szyi i obojczykach, znikając pod czarnym materiałem bluzki. Przez chwilę śledził wzrokiem ich drogę i z ociąganiem oderwał się od tego słysząc głos.
- Przyprowadziłem ci zbłąkaną owieczkę – odezwał się Zabini.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Hermionę, aby Draco doszedł do wniosku, że bliżej jej do rozwścieczonej pumy, niż owieczki, ale nie skomentował tego.
- Och, dziękuję, to było naprawdę rycerskie z twojej strony – prychnęła.
- Powinnaś być mi wdzięczna, nawet nie wyobrażasz sobie, co mógłby ci zrobić. Spodziewałem się po tobie trochę więcej rozumu.
- Wyobrażam sobie za to, co mogłoby stać się Ginny, gdyby ktoś was napadł – podniosła nieznacznie głos.
- Nie dałbym zrobić jej krzywdy!
- To super, w takim razie narażaj ją na niebezpieczeństwo! Mięśnie to nie wszystko, a ty musisz być naprawdę głupi, skoro go lekceważysz!
Draco stał zszokowany w otwartych drzwiach i patrzył na nich na zmianę, w zależności kto się akurat odzywał. Rozumiał z tego wszystkiego mniej niż niewiele i łowił jakiś informacje, na których mógłby się opierać. To wszystko nie było aż takie złe, póki Hermiona nie krzyknęła, że Zabini jest skończonym idiotą.
- Ciszej – syknął Draco. - Zaraz wszystkich obudzicie! O co tak właściwie chodzi? Czuję się trochę niezręcznie stojąc tu i nie będąc w temacie.
- Chodzi o to, że twój przyjaciel jest niedojrzałym, nieodpowiedzialnym... - zaczęła wściekle Hermiona, ale urwała, najwidoczniej szukając najlepszego określenia, jaki jest Zabini. - Imbecylem – dokończyła mniej pewnie.
- Świetnie, a coś, o czym nie wiem? - Nie wiedział, czy jest bardziej poirytowany, czy rozbawiony całą tą sytuacją.
Mokra, zdenerwowana Granger, ciskająca przekleństwa w dwa razy większego od niej Ślizgona trochę mu zaimponowało. Mimo wszystko nie miał ochoty robić z nich widowiska, więc czekał, aż wreszcie się uspokoją.
- Co się dzieje? - stanął za nim zaspany Nott. - Hej Granger – pomachał jej, zapewne nie do końca wiedząc, czy to jawa czy sen.
Jego obecność rozładowała lekko napięcie i pokłóceni uczniowie wpatrywali się w dwa osobne punkty, byleby jak najdalej od drugiego.
- Dobra, skoro już zachowujecie się jak ludzie to pozostaje zasadnicze pytanie. Co ty tu, Granger, robisz? - zapytał Draco.
- Mam dla ciebie wiadomość od McGonagall, to ważne – odpowiedziała cierpko, nadal patrząc w stronę ściany.
- O tej porze?
- Tak, o tej porze, Malfoy – warknęła.
- Usiądź na kanapie, zaraz przyjdę.
Wrócił do pokoju i założył na siebie koszulkę. Rozejrzał się czy potrzebuje czegoś jeszcze i po namyśle wziął też koc. Usta Hermiony były sine z zimna i nadal drżała pod mokrymi ubraniami. Musiało coś się stać, skoro wybiegła na dwór bez płaszcza.
Gdy wszedł do Pokoju Wspólnego, siedziała skulona na kanapie. Jej ubrania były suche, najwidoczniej w końcu użyła na nich zaklęć. Podał jej koc i przyjęła go z podziękowaniem, okrywając nim jak największą powierzchnie ciała. Patrzyła w płomienie, światło sączące się z kominka tańczyło na jej smutnej, zamyślonej twarzy. Dracona uderzyło coś w jej wyglądzie, sposób, w jaki zmartwienie odbijało się w jej dużych oczach, jakby obejmowało całą ich powierzchnie i zabierało blask. Kąciki jej pełnych warg lekko opadły, jakby coś ciągnęło je ku ziemi. Włosy nadal pozostawały wilgotne i okalały jej zmęczoną twarz i znikały pod kocem. Patrzył na nią w ciszy i zupełnie inaczej, niż zwykle. Jakby zobaczył jej twarz po raz pierwszy.
- Błądziliśmy – odezwała się w końcu ze smutkiem. - To nie Laurus.
- Jak to? - Odezwał się niechętnie, nie chcąc przerywać tego, co dostrzegł chwilę temu.
- Ginny wyszła z Zabinim. Wróciłam i jej nie było. Wystraszyłam się i wybiegłam jej szukać. – W jej oczach zbierały się łzy i lśniły w świetle płomieni. - Spotkałam go, szedł za mną, aby upewnić się, że nic mi się nie stanie. Powiedział, że w noc morderstwa nie było go w zamku i McGonagall o tym wie. Jeżeli to potwierdzimy, to wiesz co to oznacza, prawda?
- Że musimy zacząć od początku – odpowiedział cicho.
Siedziała zgarbiona, jakby smutek był dla niej zbyt ciężki i przyciskał ją do ziemi. Co zrobiłaby, gdyby spróbował złapać ją za rękę, aby dodać jej trochę otuchy? Odkąd ostatniej nocy wyniósł ją z zakrwawionego pokoju, czuł się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. Patrzył na jej dłoń, którą położyła na kolanie i walczył z chęcią złapania jej.
- Proponuję ustalić jakiś plan – powiedziała. - Zaczniemy jutro. Będziemy spotykali się wieczorami w Pokoju Życzeń i prześwietlimy każdego. Zajmie to dużo czasu, ale musimy od czegoś zacząć.
Przytaknął. Hermiona wtuliła się w koc jeszcze bardziej i przymknęła oczy, rozkoszując się bezpiecznym ciepłem. Draco pogrążył się we własnych myślach. Wszystko co mieli, okazało się nic nie warte.
- Jest coś, o czym jeszcze powinnaś wiedzieć. Dostałem odpowiedź od kuzyna Zabiniego. Jedno rodzeństwo nie wróciło w tym roku do szkoły, ale nie nazywali się Moriera de Hayes. Z jakiegoś powodu zmienili nazwisko, nie możemy tego lekceważyć.
- Najpierw porozmawiajmy z McGonagall.
Znów zamilkł, myśląc o Pansy i tym, co mogło się z nią teraz dziać. Była gdzieś przetrzymywana lub gniła w ziemi. I jedno i drugie wydawało się przerażające. Gdy ponownie spojrzał na Hermione, dziewczyna spała, a jej pierś unosiła się i opadała w miarowym tempie. Chociaż chciał dać jej spokój, nie mógł jej tu zostawić, ani zanieść do najbliższego łóżka. Patrzył na jej twarz i myślał o tym, co zrobiła dla niego na balu. W pewien sposób okazała mu serce, próbując uczynić jego egzystencję mniej bezsensowną. Pomogła mu, choć o tę pomoc nie prosił.
Naprawdę nie chciał jej teraz budzić i rozważał zaniesienie jej do jego dormitorium, a samemu przespanie się na tej kanapie, ale rano z pewnością byłaby o to zła.
- Obudź się. - Potrząsnął nią lekko. - Odprowadzę cię do Wieży Gryffindoru.
Dwa dni po tej dziwnej nocy po przyjęciu McGonagall siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i wysłuchiwała w spokoju jak profesor Flitwick kończy opisywać jej postępy w sprawie ostatnich wydarzeń, których tak naprawdę nie było. Nadal nie posunęli się nawet o centymetr.
- Filiusie, jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałabym z tobą porozmawiać. Proszę cię, abyś zwracał szczególną uwagę na pannę Granger, wydaje mi się, że wie więcej, niż mówi.
- Po czym to wnioskujesz, Minerwo?
- Okłamała mnie w pewnej sprawie.
Zbyt długo żyła na tym świecie i pracowała z uczniami, aby nie wyczuć kłamstwa, a wypowiedź Hermiony na temat znajomej Weasleya nie była najbardziej przekonującą rzeczą, którą usłyszała w życiu. Tylko jeżeli Granger naprawdę coś wiedziała, to dlaczego milczała? To znacznie wychodziło poza jej umysł. Jednak ta młoda Gryfonka była ich jedynym punktem zaczepienia, skoro interesował się nią morderca.
Laurus siedział w nieużywanej klasie i wpatrywał się w rodzinne zdjęcie. On i Pandora byli jeszcze mali, gdy było robione, tacy nieświadomi, jak wygląda świat. Ich matka była piękną kobietą, miała dość ostre rysy twarzy i wydatne kości policzkowe. Czarne włosy wpływały jej kaskadą na plecy. Uśmiechała się i machała do zdjęcia, jedną ręką przytrzymując syna, aby nie uciekł z kadru. Ojciec, barczysty mężczyzna o jasnej karnacji, obejmował żonę i uśmiechał się niepewnie, jakby nie do końca pewny, czy powinien znaleźć się na tym zdjęciu.
Chłopak poczuł, że w oczach zbierają mu się łzy na wspomnienie tamtej feralnej nocy. Wszystko poszło nie tak...
Drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich Pandora. Uśmiechnęła się smutno do brata i usiadła na ławce obok niego.
- Nadal masz to zdjęcie? - zapytała i wzięła ten kawałek papieru, przyglądając mu się z sentymentem.
- Tak, mam. To jedyne, co zostało.
Dziewczyna przytuliła się do brata, nadal obserwując ruchome postacie na zdjęciu.
- Wydajemy się tutaj tacy szczęśliwi, jaka szkoda, że wszystko było kłamstwem. Nie obwiniaj się o to, co się stało. Nikt nie ma do ciebie żalu – szepnęła.
Pomyślał znów o nocy, gdy w pośpiechu pakował swoje rzeczy, a jego matka i Pandora dławiły się łzami.
__________________________________________________
Hej, hej! Rozdział szybciej, niż zapowiadałam, ale... Jak już napiszę, to nie mogę się powstrzymać, żeby wstawić :D
Tym razem rozdział był typowo dialogowy, mam nadzieję, że nie wypadł aż tak źle :D Teraz może mnie trochę nie być, bo chcę dokładnie opracować kolejne rozdziały, bo plan mam dopiero w szkicu.
Dajcie mi trochę mocy, bo jutro zaczynam matmę na studiach i jestem przerażona.
Pozdrawiam :*
Zaczęła nawoływać przyjaciółkę, nie przejmując się tym, że może usłyszeć ją ktoś niepowołany. Jej głos ginął w szumie deszczu. Nic ją nie interesowało, chciała tylko, żeby zgodził się na wymianę. Zrobi wszystko, co będzie chciał. Przyzna się, lub odda w jego ręce, byleby wypuścił Ginny.
Nie przestawała krzyczeć imienia przyjaciółki łamiącym się głosem, przeczesując linię drzew i wypatrując jakiegokolwiek ruchu. A potem usłyszała za sobą szmer, który lekko przebijał się na tle kropel uderzających o ziemię. Ucichła i w tym samym momencie ten dziwny dźwięk przestał dobiegać do jej uszu. Ktoś przystanął. Ktoś skradał się za nią i przystanął w tym samym momencie, co ona. Bała się odwrócić, wcale nie była taka pewna czy usłyszała to na pewno. Zrobiła jeszcze kilka kroków i a gdzieś za nią pod naporem pękła jakaś leżąca na trawie gałązka. Zaryzykowała, słysząc szaleńcze bicie swojego serca.
- Expelliarmus! - krzyknęła, odwracając się.
Zaklęcie minęło postać, która rzuciła się do ucieczki. Hermiona szybko ponowiła próbę. Tym razem śledzący ją człowiek został odrzucony siłą zaklęcia i padł na ziemię. Dziewczyna podeszła do niego ostrożnie, wciąż celując w niego różdżką. Oświetliła jego twarz i na jej widok poczuła dreszcze.
- Ile jeszcze razy będę cię powalać na ziemię? - warknęła.
Laurus patrzył na nią spod półprzymkniętych z bólu powiek i masował kark.
- Po co za mną lazłeś? Odpowiadaj – warknęła. - Gdzie jest Ginny?
- Nie jestem tym, za kogo mnie bierzesz – opowiedział.
- Accio różdżka! Accio nóż – wyszeptała Hermiona.
W jej stronę poszybowała jednak tylko różdżka chłopaka, po nożu nie było nawet śladu.
- Gdzie go chowasz?
- Przysięgam, że to nie ja! Mogę przysiąc na co chcesz, mogę złożyć nawet Wieczystą Przysięgę! Mogę to udowodnić, idź do dyrektorki, nie było mnie tutaj, gdy zginęła tamta dziewczyna... Byłem... Byliśmy... Musiałem... Po prostu do niej idź. - w jego głosie słyszała czystą desperację.
- To co robisz tu o tej porze? - Jej głos nadal miał ostry ton.
- Cierpię na bezsenność. Wychodzę nocami z dormitorium, bo nie mogę spać, a tutaj myśli mi się najlepiej. Przychodzę tu prawie codziennie od początku szkoły.
Hermiona miała już serdecznie dość tej rozmowy i czuła, że traci czas. Trzęsła się z zimna w przemoczonej bluzce. Wybiegła z zamku nawet nie myśląc o tym, jak zimno jest na dworze. Nie miała głowy do ubierania płaszcza, gdy jej przyjaciółka po prostu zniknęła. Zaciśnięte na różdżce palce zaczęły jej odmarzać.
- Więc po jaką cholerę mnie śledziłeś? - zapytała przekrzykując nasilający się deszcz.
- Bo nie chciałem, żeby coś ci się stało. To nierozsądne włóczyć się o tej porze po tym, co się tu działo. Miałem w planie iść z tobą, obserwować cię i w razie czego uratować.
- Rycerskie – prychnęła. - Przestań mydlić mi oczy! Obserwujesz mnie od dawna!
- Bo brałem cię za kogoś innego – krzyknął. - Wiele o tobie słyszałem i wiesz co? To gówno prawda. Miałem nadzieję, że znajdę w tobie przyjaciółkę, kogoś serdecznego, do cholery. Jedną dobrą osobę na tym świecie. Bałem się podejść i po prostu przedstawić, a potem zacząłem widzieć twoje wrogie spojrzenia. Twoje i innych! W bibliotece naprawdę zebrałem się w sobie, czekałem na dogodny moment, żeby z tobą porozmawiać, ale wcześniej zdążyłaś mi pokazać, jaka jesteś. Po osobie z mugolskiej rodziny spodziewałem się, że jednak nie będzie tak łatwo oceniać innych!
Stała zszokowana i nie przerywała jego tyrady. Najpierw czuła złość i chciała dosadnie powiedzieć mu, że jest względem niej zbyt surowy, ale potem dopadł ją wstyd. Miał rację... Miała oczywiście powody swojej podejrzliwości o których on nie wiedział, jednak nie była to dobra wymówka w obecnej sytuacji. Jak mógł tak szybko wpędzić ją w poczucie winy? Opuściła różdżkę i pozwoliła mu wstać, choć nadal czujnie go obserwowała.
- Odprowadzę cię do zamku – powiedział, gdy podniósł się z błota.
- Nie, muszę najpierw znaleźć Ginny – mruknęła rozglądając się po błoniach. - Jeżeli chcesz mnie pilnować, to idź ze mną.
Nie czekając na jego odpowiedź ruszyła przed siebie, myśląc o wszystkim, co jej powiedział. Może nie powinna tak łatwo przyjmować jego wyjaśnień? Mimo wszystko miała teraz ważniejsze sprawy na głowie. Odwróciła się do Laurusa, który patrzył na nią niepewnie.
- Idziesz przede mną – warknęła, celując w niego różdżką. - Chcę cię widzieć.
Jakiś czas szli w ciszy przerywanej tylko nawoływaniami Hermiony. Dziewczyna nie była zadowolona z tego niespodziewanego towarzystwa, ale wolała mieć go w zasięgu wzroku, niż zastanawiać się, czy znów nie czai się w ciemności.
- Hermiona?
Gryfonka odwróciła się gwałtownie na dźwięk znajomego głosu przebijającego się przez deszcz. Serce biło jej jak oszalałe i miała wrażenie, że z ulgi zaraz zemdleje. Ginny stała obok rosłego chłopaka, którego Hermiona natychmiast rozpoznała. Podbiegła szybko do przyjaciółki i przytuliła ją mocno, miała wrażenie, że zaraz rozpłacze się z nadmiaru emocji.
Weasley i Zabini byli praktycznie susi, przy pomocy prostego zaklęcia krople po prostu odbijały się od parasola, który trzymał nad nimi chłopak. Hermiona nawet o tym nie pomyślała i zganiła się za to w myślach. Była tak zaaferowana zniknięciem Ginny, że adrenalina zadziałała jak należy i zimno oraz woda praktycznie jej nie przeszkadzały. Dopiero teraz z całą mocą odkryła, jak bardzo skostniałe ma palce i że jej skóra jest temperatury kostki lodu.
- Hermiono, co się stało? - zapytała przyjaciółka, patrząc na nią z przerażeniem pomieszanym z troską.
- Co się stało? Co się stało? Zniknęłaś! Odchodziłam od zmysłów! - Ulga powoli ustępowała miejsca wściekłości. - A ty włóczysz się tutaj z... Z nim – warknęła, oskarżycielsko celując palcem w Zabiniego.
Chłopak stał w bezruchu. Cała jego sylwetka była napięta, jakby szykował się do ataku. Zacisnął pięści, w jakby mimowolnym odruchu. Nie patrzył jednak na Hermionę, tylko na Laurusa.
- A ty co tutaj robisz z nim, Granger? - wysyczał, patrząc na młodszego Ślizgona.
- Jakiś problem, gringo? - zapytał Brazylijczyk jadowitym tonem.
- Nadal nie wiem, czy ma mnie to obrażać, ale po prostu mnie wkurzasz – warknął Blaise i rzucił się w stronę chłopaka.
Obie dziewczyny momentalnie zalazły się obok niego. Hermiona stanęła między mężczyznami z uniesioną różdżką. Ginny próbowała trzymać Ślizgona za ramię, ale z marnym skutkiem.
- Ani się rusz, Zabini – warknęła Hermiona wbijając różdżkę w pierś chłopaka.
Była pewna, że Blaise z łatwością by ją staranował, więc cały czas była gotowa do rzucenia oszałamiacza. Jego klatka piersiowa szybko unosiła się i opadała, ukazując jego wzburzenie. Napięcie między Ślizgonami było namacalne i wypełniło całą atmosferę. Stali przez chwilę w ciszy. Ginny trzymała Zabiniego za ramię, a Hermiona zasłaniała sobą Brazylijczyka.
- Nic tu po mnie – mruknął Laurus i odszedł, znikając w słabnącym deszczu.
Dziewczyny odetchnęły z ulgą, że obyło się bez rękoczynów, chociaż Blaise nadal rzucał wściekłe spojrzenia w stronę, w którą udał się młodszy mężczyzna. Hermiona trzęsła się z zimna, to już nie były nawet ciarki, ie mogą zapanować nad swoją szczęką i jej zęby uderzały o siebie co chwilę. Pragnęła teraz już tylko znaleźć się w jakimś ciepłym, suchym pomieszczeniu.
- Hermiono, naprawdę przepraszam... Ja... To było naprawdę głupie. I przepraszam też za wzięcie peleryny-niewidki – powiedziała cicho Ginny.
- Ubierz ją, wracamy do zamku. Nie mam zamiaru spędzić tu ani minuty dłużej.
Gryfonka uśmiechnęła się do nich smutno i zniknęła pod materiałem. Cała trójka ruszyła szybko do zamku.
- Nie masz na sobie płaszcza z jakiegoś konkretnego powodu? - zapytał Zabini patrząc na przemarzniętą dziewczynę.
Rzuciła mu wściekłe spojrzenie, kierując na niego światło swojej różdżki.
- Jeżeli można za niego uznać przypuszczenia, że moja przyjaciółka leży gdzieś martwa, to tak, miałam konkretny powód – warknęła, próbując zapanować nad chęcią rzucenia w niego jakimś paskudnym zaklęciem.
- Naprawdę przepraszam – powiedziała Ginny, idąca gdzieś po lewej stronie Hermiony.
- Nie mam pojęcia, co wam strzeliło do głowy!
Weszli cicho do zamku i ukryli się w cieniu. Hermiona miała jeszcze jedną rzecz do zrobienie i chciała mieć to już za sobą. Musiała poinformować Dracona o rozmowie z Laurusem i o tym, że istnieje możliwość, że się pomylili, a nie była to optymistyczna wizja. Oznaczało to ni mniej, nie więcej, że tak naprawdę mordercą może być każdy, co znacznie rozszerzało krąg podejrzanych. Dziewczynę zaczynała boleć głowa już od samego myślenia o tym. Będą musieli jak najszybciej wyciągnąć jakieś informacje od McGonagall.
- Ginny, idź do dormitorium. Ja muszę porozmawiać z twoim kolegą.
- Dlaczego nie mogę zostać? - Oburzyła się dziewczyna.
- Do łóżka, ale już! Bez dyskusji, mam widzieć twoje kostki spod peleryny, jak będziesz wchodziła po schodach – odpowiedziała Hermiona gniewnym szeptem.
Ginny ze zrezygnowaną miną zniknęła pod materiałem, zostawiając tylko odkryte buty. Ślizgon i Gryfonka odczekali chwilę, aby mieć pewność, że dziewczyna jest wystarczająco daleko. Rzucali sobie poirytowane spojrzenia tak długo, aż Hermiona się nie odezwała.
- Po pierwsze musisz zaprowadzić mnie do waszego dormitorium. Muszę natychmiast spotkać się z Malfoyem, mam dla niego informacje od McGonagall. Nawet nie próbuj się sprzeciwiać.
- To mogę zrobić, ale obawiam się, że zaraz będzie jakieś po drugie, które mi się nie spodoba...
- Dokładnie. Nie wiem, co knujesz, Zabini, ale masz nie wciągać w to Ginny. Nie podoba mi się to. Jeżeli zrobisz coś nie tak, to przysięgam, że już więcej na nią nie spojrzysz. Będę cię obserwować.
Chłopak westchnął z irytacją i bez słowa ruszył w stronę schodów do lochów. Trzęsąca się z zimna i wściekła Hermiona ruszyła za nim, co chwilę podbiegając, aby dotrzymać mu kroku. Marzyła już tylko, aby mieć wreszcie od tego wszystkiego spokój. Dawno nic nie zirytowało ją tak, jak bezmyślność przyjaciółki. Nie dość, że mogło coś się jej stać, to jeszcze nikogo nie raczyła poinformować i wolała wymknąć się w środku nocy.
Ślizgon wypowiedział hasło i zajrzał do Pokoju wspólnego, czy nikt tam nie siedzi. Gdy okazał się pusty, weszli do niego i skierowali się w stronę dormitoriów. Dziewczynę otuliło przyjemne ciepło, które sączyło się od kominka i powoli zagrzewało jej lodowatą skórę. Zanim zdążyła wyjąć różdżkę, aby wreszcie się osuszyć, Zabini odwrócił się w jej stronę.
Draco leżał w swoim łóżku nie mogąc spać. Myślał o tym wszystkim, co stało się ostatniej nocy. O krwi, przerażonej Hermionie i jej kłamstwach. Jego myśli poszły też w stronę Pansy. Chociaż próbował nie dopuszczać tego do siebie, nocami znów pojawiało się przekonanie, że jego przyjaciółka już nie żyje i prawdopodobnie leży zakopana gdzieś na błoniach. Nie odnajdą jej, chociażby starali się z całych sił.
W zupełnej ciszy usłyszał podniesiony głos Zabiniego tuż za drzwiami. Mówił ze złością i rozgoryczeniem. Draco wstał, aby sprawdzić, co się dzieje. Przecież Blaise nie mówił sam do siebie, chyba, że jednak w końcu zwariował. Zirytowany, że nie może w spokoju po postu leżeć, otworzył z rozmachem drzwi, aby powiedzieć przyjacielowi, że ma się zamknąć. Zamarł, gdy jak na komendę wpatrzyły się w niego dwie pary brązowych oczu. Poczuł zawstydzenie, gdy te o barwie karmelu skierowały się szybko na dłonie ich właścicielki, najwidoczniej czującej skrępowanie, że Malfoy ma na sobie jedynie dresy. Zwalczył w sobie ochotę natychmiastowego wycofania się do pokoju. Nie ma się czego wstydzić, Draco, wyglądasz idealnie – pomyślał, aby dodać sobie pewności siebie. Za to widok Granger go zaskoczył. Jej mokra koszulka przylegała do ciała, a strąki włosów przyklejały się do twarzy. Krople z jej kasztanowych pukli spływały powoli po szyi i obojczykach, znikając pod czarnym materiałem bluzki. Przez chwilę śledził wzrokiem ich drogę i z ociąganiem oderwał się od tego słysząc głos.
- Przyprowadziłem ci zbłąkaną owieczkę – odezwał się Zabini.
Wystarczyło jedno spojrzenie na Hermionę, aby Draco doszedł do wniosku, że bliżej jej do rozwścieczonej pumy, niż owieczki, ale nie skomentował tego.
- Och, dziękuję, to było naprawdę rycerskie z twojej strony – prychnęła.
- Powinnaś być mi wdzięczna, nawet nie wyobrażasz sobie, co mógłby ci zrobić. Spodziewałem się po tobie trochę więcej rozumu.
- Wyobrażam sobie za to, co mogłoby stać się Ginny, gdyby ktoś was napadł – podniosła nieznacznie głos.
- Nie dałbym zrobić jej krzywdy!
- To super, w takim razie narażaj ją na niebezpieczeństwo! Mięśnie to nie wszystko, a ty musisz być naprawdę głupi, skoro go lekceważysz!
Draco stał zszokowany w otwartych drzwiach i patrzył na nich na zmianę, w zależności kto się akurat odzywał. Rozumiał z tego wszystkiego mniej niż niewiele i łowił jakiś informacje, na których mógłby się opierać. To wszystko nie było aż takie złe, póki Hermiona nie krzyknęła, że Zabini jest skończonym idiotą.
- Ciszej – syknął Draco. - Zaraz wszystkich obudzicie! O co tak właściwie chodzi? Czuję się trochę niezręcznie stojąc tu i nie będąc w temacie.
- Chodzi o to, że twój przyjaciel jest niedojrzałym, nieodpowiedzialnym... - zaczęła wściekle Hermiona, ale urwała, najwidoczniej szukając najlepszego określenia, jaki jest Zabini. - Imbecylem – dokończyła mniej pewnie.
- Świetnie, a coś, o czym nie wiem? - Nie wiedział, czy jest bardziej poirytowany, czy rozbawiony całą tą sytuacją.
Mokra, zdenerwowana Granger, ciskająca przekleństwa w dwa razy większego od niej Ślizgona trochę mu zaimponowało. Mimo wszystko nie miał ochoty robić z nich widowiska, więc czekał, aż wreszcie się uspokoją.
- Co się dzieje? - stanął za nim zaspany Nott. - Hej Granger – pomachał jej, zapewne nie do końca wiedząc, czy to jawa czy sen.
Jego obecność rozładowała lekko napięcie i pokłóceni uczniowie wpatrywali się w dwa osobne punkty, byleby jak najdalej od drugiego.
- Dobra, skoro już zachowujecie się jak ludzie to pozostaje zasadnicze pytanie. Co ty tu, Granger, robisz? - zapytał Draco.
- Mam dla ciebie wiadomość od McGonagall, to ważne – odpowiedziała cierpko, nadal patrząc w stronę ściany.
- O tej porze?
- Tak, o tej porze, Malfoy – warknęła.
- Usiądź na kanapie, zaraz przyjdę.
Wrócił do pokoju i założył na siebie koszulkę. Rozejrzał się czy potrzebuje czegoś jeszcze i po namyśle wziął też koc. Usta Hermiony były sine z zimna i nadal drżała pod mokrymi ubraniami. Musiało coś się stać, skoro wybiegła na dwór bez płaszcza.
Gdy wszedł do Pokoju Wspólnego, siedziała skulona na kanapie. Jej ubrania były suche, najwidoczniej w końcu użyła na nich zaklęć. Podał jej koc i przyjęła go z podziękowaniem, okrywając nim jak największą powierzchnie ciała. Patrzyła w płomienie, światło sączące się z kominka tańczyło na jej smutnej, zamyślonej twarzy. Dracona uderzyło coś w jej wyglądzie, sposób, w jaki zmartwienie odbijało się w jej dużych oczach, jakby obejmowało całą ich powierzchnie i zabierało blask. Kąciki jej pełnych warg lekko opadły, jakby coś ciągnęło je ku ziemi. Włosy nadal pozostawały wilgotne i okalały jej zmęczoną twarz i znikały pod kocem. Patrzył na nią w ciszy i zupełnie inaczej, niż zwykle. Jakby zobaczył jej twarz po raz pierwszy.
- Błądziliśmy – odezwała się w końcu ze smutkiem. - To nie Laurus.
- Jak to? - Odezwał się niechętnie, nie chcąc przerywać tego, co dostrzegł chwilę temu.
- Ginny wyszła z Zabinim. Wróciłam i jej nie było. Wystraszyłam się i wybiegłam jej szukać. – W jej oczach zbierały się łzy i lśniły w świetle płomieni. - Spotkałam go, szedł za mną, aby upewnić się, że nic mi się nie stanie. Powiedział, że w noc morderstwa nie było go w zamku i McGonagall o tym wie. Jeżeli to potwierdzimy, to wiesz co to oznacza, prawda?
- Że musimy zacząć od początku – odpowiedział cicho.
Siedziała zgarbiona, jakby smutek był dla niej zbyt ciężki i przyciskał ją do ziemi. Co zrobiłaby, gdyby spróbował złapać ją za rękę, aby dodać jej trochę otuchy? Odkąd ostatniej nocy wyniósł ją z zakrwawionego pokoju, czuł się za nią w pewien sposób odpowiedzialny. Patrzył na jej dłoń, którą położyła na kolanie i walczył z chęcią złapania jej.
- Proponuję ustalić jakiś plan – powiedziała. - Zaczniemy jutro. Będziemy spotykali się wieczorami w Pokoju Życzeń i prześwietlimy każdego. Zajmie to dużo czasu, ale musimy od czegoś zacząć.
Przytaknął. Hermiona wtuliła się w koc jeszcze bardziej i przymknęła oczy, rozkoszując się bezpiecznym ciepłem. Draco pogrążył się we własnych myślach. Wszystko co mieli, okazało się nic nie warte.
- Jest coś, o czym jeszcze powinnaś wiedzieć. Dostałem odpowiedź od kuzyna Zabiniego. Jedno rodzeństwo nie wróciło w tym roku do szkoły, ale nie nazywali się Moriera de Hayes. Z jakiegoś powodu zmienili nazwisko, nie możemy tego lekceważyć.
- Najpierw porozmawiajmy z McGonagall.
Znów zamilkł, myśląc o Pansy i tym, co mogło się z nią teraz dziać. Była gdzieś przetrzymywana lub gniła w ziemi. I jedno i drugie wydawało się przerażające. Gdy ponownie spojrzał na Hermione, dziewczyna spała, a jej pierś unosiła się i opadała w miarowym tempie. Chociaż chciał dać jej spokój, nie mógł jej tu zostawić, ani zanieść do najbliższego łóżka. Patrzył na jej twarz i myślał o tym, co zrobiła dla niego na balu. W pewien sposób okazała mu serce, próbując uczynić jego egzystencję mniej bezsensowną. Pomogła mu, choć o tę pomoc nie prosił.
Naprawdę nie chciał jej teraz budzić i rozważał zaniesienie jej do jego dormitorium, a samemu przespanie się na tej kanapie, ale rano z pewnością byłaby o to zła.
- Obudź się. - Potrząsnął nią lekko. - Odprowadzę cię do Wieży Gryffindoru.
Dwa dni po tej dziwnej nocy po przyjęciu McGonagall siedziała za biurkiem w swoim gabinecie i wysłuchiwała w spokoju jak profesor Flitwick kończy opisywać jej postępy w sprawie ostatnich wydarzeń, których tak naprawdę nie było. Nadal nie posunęli się nawet o centymetr.
- Filiusie, jest jeszcze jedna sprawa, o której chciałabym z tobą porozmawiać. Proszę cię, abyś zwracał szczególną uwagę na pannę Granger, wydaje mi się, że wie więcej, niż mówi.
- Po czym to wnioskujesz, Minerwo?
- Okłamała mnie w pewnej sprawie.
Zbyt długo żyła na tym świecie i pracowała z uczniami, aby nie wyczuć kłamstwa, a wypowiedź Hermiony na temat znajomej Weasleya nie była najbardziej przekonującą rzeczą, którą usłyszała w życiu. Tylko jeżeli Granger naprawdę coś wiedziała, to dlaczego milczała? To znacznie wychodziło poza jej umysł. Jednak ta młoda Gryfonka była ich jedynym punktem zaczepienia, skoro interesował się nią morderca.
Laurus siedział w nieużywanej klasie i wpatrywał się w rodzinne zdjęcie. On i Pandora byli jeszcze mali, gdy było robione, tacy nieświadomi, jak wygląda świat. Ich matka była piękną kobietą, miała dość ostre rysy twarzy i wydatne kości policzkowe. Czarne włosy wpływały jej kaskadą na plecy. Uśmiechała się i machała do zdjęcia, jedną ręką przytrzymując syna, aby nie uciekł z kadru. Ojciec, barczysty mężczyzna o jasnej karnacji, obejmował żonę i uśmiechał się niepewnie, jakby nie do końca pewny, czy powinien znaleźć się na tym zdjęciu.
Chłopak poczuł, że w oczach zbierają mu się łzy na wspomnienie tamtej feralnej nocy. Wszystko poszło nie tak...
Drzwi do sali otworzyły się i stanęła w nich Pandora. Uśmiechnęła się smutno do brata i usiadła na ławce obok niego.
- Nadal masz to zdjęcie? - zapytała i wzięła ten kawałek papieru, przyglądając mu się z sentymentem.
- Tak, mam. To jedyne, co zostało.
Dziewczyna przytuliła się do brata, nadal obserwując ruchome postacie na zdjęciu.
- Wydajemy się tutaj tacy szczęśliwi, jaka szkoda, że wszystko było kłamstwem. Nie obwiniaj się o to, co się stało. Nikt nie ma do ciebie żalu – szepnęła.
Pomyślał znów o nocy, gdy w pośpiechu pakował swoje rzeczy, a jego matka i Pandora dławiły się łzami.
__________________________________________________
Hej, hej! Rozdział szybciej, niż zapowiadałam, ale... Jak już napiszę, to nie mogę się powstrzymać, żeby wstawić :D
Tym razem rozdział był typowo dialogowy, mam nadzieję, że nie wypadł aż tak źle :D Teraz może mnie trochę nie być, bo chcę dokładnie opracować kolejne rozdziały, bo plan mam dopiero w szkicu.
Dajcie mi trochę mocy, bo jutro zaczynam matmę na studiach i jestem przerażona.
Pozdrawiam :*
Ale ja ostatnio daję ciała z tym komentowaniem xd
OdpowiedzUsuńTo ciekawe, że w Hermionie już się wykształciło przekonanie, że nasz złodupiec chce dopaść ja, a inni to tylko postronne ofiary. Mam jedynie nadzieję, że to nie prawda, bo nie chcę, żeby Hermionie coś sie stało, ale kto wie :D
Nie wiem co myśleć o tej sytuacji z Laurusem. Niby możnaby uwierzyć, że rzeczywiscie śledził Hermionę dla jej bezpieczeńswa, ale on podejrzanie często znajduje się w nocy w różnych dziwnych miejscach xd Nie mówię, że jest naszym mordercą, ale nie sądzę też żeby byl całkiem niewinny.
ta jego tyrada była naprawdę fajna i mocna, ale na miejscu Hermiony wcale nie czułabym się winna. Bo to co on o niej słyszał, mogło juz nie byc aktualne, bo przecież wojna bardzo ja zmieniła i nie ma się co dziwić, ze nie jest już taka ufna, milutka i w ogóle nie przyjmuje nowych ludzi do swojego życia z otwartymi ramionami :D Ale może zrobi się dla niego troche milsza, to też byłoby ciekawe
Co ta Ginny robiła w nocy z Blaisem na zewnatrz? Bo to dość dziwne miejsce na romantyczna schadzke, wiec zakładam, że co jeszcze knują :D
"Nie masz na sobie płaszcza z jakiegoś konkretnego powodu?" - nie wiem czy powinno mnie to śmieszyć, ale uwielbiam Zabiniego :D
I z tego powodu chciałabym, żeby Hermiona była do niego mniej wrogo nastawiona. Bardzo jestem stronnicza,b o wiem, ze może się okazać, ze Blaise to też krystaliczny nie jest, ale co poradzę xd No cóz, rozumiem, że Granger sie martwi o przyjaciółkę i w ogóle i aż mnie skręca, ze nie próbowała od nich wyciągnać od razu jakichś odpowiedzi, bo wtedy i my byśmy się czegoś dowiedzieli xd
Szkoda mi Draco z tymi strasznymi wizjami o Pansy. CHętnie bym przeczytała jakiś fragment z jej perspektywy, nawet taki straszny jak ten kilka rozdziałów temu, byle tylko wiedzieć, że ona nadal zyje. Ciężko sobie wyobrazic, jak Draco by zareagował, gdyby jednak było inaczej.
"Nie ma się czego wstydzić, Draco, wyglądasz idealnie – pomyślał, aby dodać sobie pewności siebie." - hahahah niewątpliwie, Draco, kocham cię, ty nascystyczny durniu <3
"Świetnie, a coś, o czym nie wiem?" - jak to pierwszy raz przeczytałam to mi cola poszła nosem, a siedziałam akurat na wykładzie, wiec dzieki xd
Ja tam uważam, że Draco wcale nie musiał ubierac tej koszulki. Ale to, że wział dla Hermiony koc, strasznie mnie rozczuliło <3
Złapł ja ta tą rekę, Draco! grr. Faceci.
Ach no i okazało się, że Minarwa jednak nei kupiła tych kiepawych kłamst Hermiony. Nie wiem, czy to dobrze czy nie, bo nadal nie wiemy co konkretnie i dlaczego zrobiłą Hermiona oraz jakie konsekwencje ja czekają, gdy to wypłynie.
No i w końcu mamy jakieś tajemnicze strzępy informacji o rodzeństwie... które kompletnie nic nie wyjaśniaja. Jesteś naprawdę okrutna :D
Rozdział naprawdę świetny, jeen z najlepszy, po częsci dlatego, ze tak mnie chwytajac za serce wszystkie emocje Draco, kiedy tylko zaczyna rozkwitać Dramione, a po części z powodu tych wszystkich fragmentów z których chichotałam :D Wciaz nie wiem, czy taki był zamiar, ale trudno xd
Mam nadzieję, ze matma cię nie pokona, niech Moc będzie z Tobą :D
I Wena też! Pozdrawiam ;*
Dziękuję bardzo za komenatarz :*
UsuńOgólnie Hermiona wie więcej, niż do tej pory zdradza i ona i ja :D
Jeżeli chodzi o Laurusa to planuję dość znacząco rozwinąć jego postać i nie będzie już przewijającą się gdzieś w cieniu postacią, tyle chyba mogę bezpiecznie zdradzić xd
Spoko, spoko, nie ma za co dziękować :D Cieszę się, że moje próby żartowania były udane, bo jak już kiedyś wspominałam, cięzko z tym u mnie xd
Wiem, że póki co mnożę pytania, a odpowidzi brak :/ Ale się boję, że jak za szyko zacznę zdradzać, to już pójdzie lawinowo i nie będzie potem niespodzianek.
A póki co ja pokonałam matmę, ha!
Pozdrawiam również! :*
Okej, komentujemy! :D
OdpowiedzUsuńCieszę się, że to nie Laurus. Mimo wszystko jakoś nie czułam, żeby miał coś wspólnego z zabójstwem Phoebe i porwaniem Pansy (łooo obie dziewczyny mają imię na P, przypadek? 😀)
Intryguje mnie to, co dzieje się między Zabinim a Ginny, ale można się domyślić, w którym kierunku ta relacja zmierza 😀 (tyle dramione, że w co drugim zdarza się też blinny 😁)
McGonagall rozwala system! Nie no, żartuję, ale szczerze, to można było się spodziewać, że Hermiona tak łatwo jej nie oszuka. W końcu ta kobieta przez lata uczyła w Hogwarcie i była aktywną członkinią Zakonu Feniksa.
Smutno mi trochę z powodu tego rodzeństwa. Musiało się wydarzyć naprawdę coś złego w ich rodzinie, skoro przenieśli się z Brazylii (jeśli dobrze zapamiętałam) do Anglii.
Hermiona mordercą? Na to wszystko wskazuje - to, jak wstydliwie się do tego odnosi, jak się boi prawdy, że zrobiła coś tak okropnego; a przecież była też wcześniej wzmianka o tym, że Ron przypominał jej, że muszą zakopać ciało (nie pamiętam dokładnie słów!)
No teraz trzeba zająć się cierpliwym czekaniem na rozdział. Pozdrowienia!
No i z tego wszystkiego, zapomniałam napisać po prostu, że bardzo mi się twoje opowiadanie podoba i na pewno będę tu zaglądać jak najczęściej, żeby nie przegapić dalszego rozwoju akcji! 😊
UsuńJestem naprawdę szczęśliwa, że Ci się podoba! Dziękuję bardzo za komentarze i mam nadzieję, że nie zawiodę :*
Usuń#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńA jednak to nie Laurus! Tym lepiej, poszłabyś na łatwiznę i okazałoby się to zbyt banalne. Teraz jestem jeszcze bardziej ciekawa kim może być morderca i skąd te klamstwa rodzeństwa. Czy oni coś ukrywają. Mam nieodzowne wrażenie, że ten morderca mimo wszystko jest jakoś powiązany z rodzeństwem. Może ich też prześladuje i dlatego Laurus tak martwi się o Pandorę. Bardzo ciekawe :) Twój wątek kryminalistyczny pochłonął mnie całkowicie :D
Pozdrawiam, Bloody Rose