Hermiona powoli podeszła do ławki w
bibliotece i odchrząknęła. Czuła lekki sres i zażenowanie. Ze
wstydem zacisnęła dłonie w pięści, aby nie było widać, że
odrobinę drżą. Chłopak podniósł głowę i posłał jej
zaskoczone spojrzenie. Po chwili zmarszczył brwi i zaczął jej się
podejrzliwie przyglądać. Usiadła naprzeciw niego, nie czekając na
zaproszenie. Wpatrzyła się w jego ciemne oczy, próbując wybadać
jakieś pozytywne uczucia. Czy powinna się uśmiechnąć, aby choć
trochę przełamać swój niepokój?
- Sprawdziłam cię i... Przepraszam – powiedziała spuszczając wzrok, bo trochę się bała, co zobaczy w jego oczach.
Laurus uśmiechnął się smutno, patrząc na dziewczynę. Prawdopodobnie nie spodziewał się tych słów z jej ust. Ta mała rzecz sprawiła, że dziewczyna poczuła się trochę pewniej.
- Źle cię oceniłam. Byłam przerażona tym wszystkim, co tu się dzieje i wydałam krzywdzący osąd. Byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybyś jednak dał mi szansę, bo czuję się winna. Zacznijmy od nowa. Hermiona Granger – wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, posyłając mu skruszony uśmiech.
- Laurus Moriera da Hayes – Ślizgon uścisnął jej rękę.
Hermiona postanowiła udawać, że nie wie, że to jego fałszywe nazwisko. Skoro był niewinny, nie było sensu mieszać się w jego prywatne sprawy. Może kiedyś dowie się tego w innych okolicznościach, niż szpiegowanie go.
Odkąd poszła do McGonagall, powiedziała jej o swoich podejrzeniach co do Laurusa i uzyskała odpowiedź potwierdzającą wersję chłopaka, czuła wstyd. Faktycznie był nią tej nocy, choć dyrektorka przyznała to niechętnie i dodała surowo, że były to sprawy rodzinne chłopaka i nic więcej nie powie. Hermiona poczuła, że faktycznie nie powinna oceniać go tak łatwo, bo już nie raz przekonała się, że pierwsze wrażenia mogą być mylące. Miał rację, dobrze wiedziała jak krzywdzące mogą być pomówienia i nakręcanie spierali nienawiści, bo Harry odczuł to na piątym roku.
Przez kilka dni zbierała się w sobie, aby wreszcie podejść do niego i go przeprosić, ale za każdym razem tchórzyła. Nigdy nie chciała być brana za osobę oziębłą, wyniosłą lub wredną. Nie była taka. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejście z Laurusem na przynajmniej neutralne stosunki.
- Przyjmiesz moje przeprosiny? - zapytała cicho, nadal trochę nie chcąc na niego spoglądać.
- Pod jednym warunkiem – uśmiechnął się chytrze po chwili namysłu.
Hermiona spojrzała na niego czekając, aż chłopak powie coś więcej. Niekoniecznie podobało jej się, że chłopak chce stawiać jakieś warunki.
- W pierwszą sobotę grudnia jest wypad do jakiejś magicznej wioski i chyba będę potrzebował przewodnika – posłał jej wesoły uśmiech.
Musiała przyznać sama przed sobą, że tego się nie spodziewała. Rozważyła szybko w głowie wszystkie za i przeciw. Wyjść mogły jedynie siódme klasy ze względu bezpieczeństwa. W dodatku prefekci mieli mieć grupę cały czas na oku i nie rozchodzić się zbytnio. Z całych sił stłumiła w sobie lęk i kiwnęła głową.
Luna stała obok szafy i próbowała wygrzebać z niej swoje pasiaste rajstopy. Miały cudowne, żywe kolory i należały do jednej z ulubionych rzeczy Krukonki. Musiała wyglądać naprawdę ładnie, więc uznała, że będą idealne do czerwonej spódniczki w kartkę i swetra w biało-niebieskie paski. Już od kilku dni spędzała przy wybieraniu stroju o wiele więcej czasu, niż zwykle. Z pewnością nie miało to nic wspólnego z tym, że od jakiegoś tygodnia listy, które od Niego dostawała sprawiały jej coraz większą radość, a na dźwięk stukania dziobem o szybę, jej serce wręcz wyrywało się z piersi. Przez całe dnie wyczekiwała tego momentu, gdy miną się gdzieś na korytarzu i On pośle jej krótki, wesoły uśmiech.
Związała jeszcze loki w luźny kok i była gotowa do wyjścia na śniadanie. Ostatnio wstawała o wiele wcześniej i w Wielkiej Sali była jako pierwsza. Co nie zmieniało jednak faktu, że wychodziła z niej jako ostatnia. W napięciu obserwowała wszystkich uczniów przechodzących przez drzwi i czekała na tego jednego. Zaczynała jeść dopiero, gdy posłał jej ukradkowy uśmiech, nigdy wcześniej.
Był inny od chłopców, których poznała do tej pory. Miał piękną duszę i był bystry. Potrafił ją wesprzeć i wysyłać krótkie liściki na dobranoc. Tak naprawdę, mimo, że wymieniali jedynie listowną korespondencję, czuła, że może na nim polegać i jest dla niego kimś ważnym.
Usiadła przy swoim stole i zaczęła wpatrywać się w oczekiwaniu w drzwi wejściowe. Jak do tej pory przeszło przez nie kilka nieznanych jej osób i Hermiona, która pomachała jej wesoło i skierowała się w jej stronę.
- Hej – powiedziała Gryfonka, przysiadając się do niej. - Pomyślałam, że nikt się nie obrazi, jeżeli zjem tu śniadanie.
- Jasne, będę zaszczycona. - Luna uśmiechnęła się przyjaźnie.
Po skończonych zajęciach Draco z irytacją przerzucał strony podręcznika do transmutacji. Usadowił się przy komiku i radowa tym, że Pokój Wspólny jest względnie pusty, bo ostatnio przeszkadzały mu każde dźwięki, a nawet nie chciał myśleć, ile ma zaległości. Przez to, że spędzał większość wieczorów z Granger w Pokoju Życzeń, ledwo wyrabiał z nauką. O wiele więcej czasu poświęcał wydarzeniom w Hogwarcie i rozmyślaniu o Pansy, niż pracowaniu nad zdaniem egzaminów i swoją przyszłością. Dziś znowu był umówiony z Gryfonką, a ostatnie dwa tygodnie, odkąd zaczęli pracować nad tą sprawą, nie przyniosło zbyt wielu rezultatów.
Skończyło się na tym, że ten wyjątkowo ciepły, listopadowy dzień spędzał przy podręcznikach, przeklinając siebie i to, na czym ten świat stoi. Rzadko zdarzała się już taka pogoda, bo miesiąc był już za połową i coraz częściej zdarzały się przymrozki. Przynajmniej miał ciszę.
Nagle ktoś zajął miejsce po drugiej stronie stolika i chłopak poderwał wzrok. Zajmowała go ładna blondynka, która zajmowała dormitorium razem z Pansy. Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie i najwidoczniej zbierała się w sobie, aby coś powiedzieć.
- Cześć, jestem Abbie Connolly – odezwała się cicho. - Jesteśmy razem na roku.
To akurat Draco wiedział, ale nigdy nie zamienił z nią nawet słowa. Nieszczególnie interesowało go poznawanie nowych ludzi. Teraz jednak czuł jak serce zaczyta bić mu coraz szybciej. Może ta dziewczyna wie coś o Pansy?
- Draco Malfoy – powiedział i wyciągnął do niej dłoń, którą nieśmiało uścisnęła.
- Wiem, że jesteś dobry z eliksirów. Ja należę raczej do tych słabych i pomyślałam...
- Ach, no tak – powiedział i poczuł jak całe napięcie z niego ustępuje.
Znów wpatrzył się w podręcznik transmutacji. Jeżeli potrzebowała darmowego korepetytora, to mogła znaleźć sobie innego frajera. Potem jednak spojrzał na nią raz jeszcze, tym razem okiem eksperta. Ładne, zielone i trochę smutne oczy. Lekko zadarty nos i nawet kształtne usta. Całość prezentowała się dość dobrze. Z tego co zauważył już wcześniej, to była niska i dość szczupła. Westchnął.
- Nie wiem, ile czasu będę dla ciebie miał, bo jestem dość zajętym człowiekiem. Umówmy się na soboty wieczorem. Ewentualnie możesz iść ze mną do Hogsmeade.
Jej mina świadczyła, że dostała nawet więcej, niż to, po co przyszła. Posłała mu wesoły uśmiech, a jej niepewność nagle gdzieś zniknęła. Jemu też było to na rękę. Może choć na chwilę oderwie myśli od tego wszystkiego. I od Granger, bo ostatnio spędzał z nią tak wiele czasu, że zaczynała śnić mu się po nocach.
Harry skończył właśnie pisać list i szukał wzrokiem koperty. Napisał w nim wszystko, co był w stanie z siebie wydusić. Że kocha, że przeprasza, że tęskni. Już od jakiegoś czasu czuł, jak rozpacz w nim narasta razem z paniką. Jak mógł być tak głupi? Do tej pory nie wiedział, jak mógł do tego dopuścić. Był tutaj sam i wszystko się zmieniło. Nowa praca, nowe znajomości. Na początku nie umiał się w tym wszystkim odnaleźć, ale była Daphne. Polubili się i dziewczyna dbała o to, aby chłopak nie popełniał żadnych rażących błędów. Pokazywała, jak działa struktura ministerstwa i doradzała, jakie podejmować decyzje. Była bardzo sprytna i idealnie nadawała się do polityki, ale wolała pozostawać w cieniu.
Potter spędzał w pracy całe dnie i żył nią też w nocy. Nie miał głowy do pisania listów do Ginny i nawet nie zauważył, kiedy zaczął się od niej odsuwać. Obiecywał samemu sobie, że jak przetrwa te początki, wszystko wróci do normy. Że odbudują związek i zamieszkają razem, gdy Gryfonka skończy szkołę. A potem był dzień, który wszystko przekreślił. Odniósł mały sukces w sprawie kontaktów z amerykańskim ministerstwem i w przypływie euforii Daphne pocałowała go. A on nie zrobił nic... Stał oszołomiony i wtedy nie myślał o tym, co dalej będzie z nim i Ginny. Tak naprawdę liczyło się tylko to, co dokonali wspólnie z Daphne. Już w chwilę po pocałunku, czuł się jak ostatnia świnia.
A potem był artykuł. Zawalił się cały jego świat. Z pewnością chciał powiedzieć o tym Ginny, ale w innych okolicznościach i nie w ten sposób. Przez tyle czasu bał się do niej odezwać, żeby się wytłumaczyć, ale miał już dosyć. Tęsknił za nią i czuł, że zaczyna wariować. Napisał do niej długi list, w którym tłumaczył całą sytuację, błagał o przebaczenie i prosił, aby przyjechała do niego na święta. Na samą myśl o wysłaniu go i oczekiwaniu na odpowiedź aż skręcało go w żołądku. Dobrze jednak wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej już zawsze będzie żył z wyrzutami sumienia i nigdy się nie dowie, czy może ratować miłość swojego życia.
Po dwóch tygodniach nadal mieli niewiele. W Pokoju Życzeń wisiała ogromna tablica, na której wypisali nazwiska. Już na samym początku wykreślili uczniów z pierwszych trzech klas. Następnie przyszła pora na wykreślenie ich samych, Pansy oraz Laurusa. Hermiona nadal czuła się źle, gdy myślała o tym, jak zdobyła pełną listę. Plan nie był bez szwanku, ale dobrze wiedziała, gdzie w gabinecie dyrektora leży ta ogromna księga. Już wcześniej ustalili z Malfoyem, że to on wyciągnie McGonagall z pokoju. Hermiona poszła do niej pod pretekstem rozmowy o Laurusie, co pozwoliło upiec jej dwie pieczenie na jednym ogniu. Malfoy, płacąc kilku trzecioklasistom, zadbał o to, aby szkoła była w stanie zagrożenia wybuchem. Kilku chłopaców miotało w siebie zaklęciami i łajnobombami. Co prawda mógłby zająć się tym każdy nauczyciel i prefekci mieli nadzieję, że zdążą zawołać tam McGonagall. Gdy dziewczyna została sama, rzuciła się na poszukiwania księgi, ale z zawodem spostrzegła, że nie leży, tam gdzie zawsze.
- Proszę poszukać w szafce po prawej, panno Grangr – odezwał się portret Dumbledore'a.
Dziewczyna podziękowała i westchnęła, gdy odnalazła księgę. Zarekwirowanym aparatem zrobiła zdjęcia stron z interesującymi ją rocznikami. Zapewne McGonagall mogłaby po prostu pokazać jej ten spis, ale dziewczyna nie chciała wzbudzać podejrzeń. Miała nadzieję, że z aprobatą portretu Albusa, cała akcja się nie wyda.
I najwidoczniej się nie wydała, skoro trochę ponad tydzień później, ustalali plan działania i sprzeczali się o to, kogo wykreślić. Hermiona upierała się przy Ginny i Lunie, a Draco przy Teodorze i Zabinim.
- Nie wiedzę powodu, dla którego moi przyjaciele nadal tu widnieją, skoro ty wykreśliłaś swoje przyjaciółki – warknął.
- Bo im ufam – odpowiedziała marszcząc brwi i przyglądając się tablicy.
- Ja też im ufam. I co teraz, Granger?
Z westchnieniem podeszła do listy i na nowo dopisała Ginny i Lunę. Mieli prawie sześćset nazwisk i dziewczynę bolała głowa od patrzenia na ogrom tego przedsięwzięcia. Chwilowo jedynym postępem, jaki zrobili to wypisanie wszystkich uczniów i prześwietlenie dosłownie kilku z nich. Wróciła na jeden z dwóch dużych foteli.
- W tym tempie skończymy za trzy lata – szepnęła Hermiona i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie przejmuj się, Granger. Musimy po prostu pomyśleć nad trochę innym systemem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wpatrzyła się przed siebie.
- Często o niej myślisz? - zapytała w końcu. Zastanowiła się, czy nie powinna dodać, o kogo jej chodzi, ale wtedy odpowiedział.
- Praktycznie cały czas – odpowiedział.
- Czy wy... Łączyło was coś?
- Co? Nie. Skąd ten pomysł? Przyjaźniliśmy się. A teraz jej nie ma, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić – wyrzucił z siebie.
Wpatrzyła się w niego i znów dostrzegła w jego twarzy ten stłumiony smutek, który ostatnio coraz częściej przebijał się przez arogancję.
- Wiem, że masz Blaise'a, ale gdybyś potrzebował rozmowy o tym wszystkim, to... Pamiętaj, że siedzimy w tym razem. Jesteśmy partnerami – uśmiechnęła się do niego.
- Dzięki, Granger, ale ja nie potrafię o tym rozmawiać – odpowiedział cicho.
Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, sięgnęła przez swój fotel i złapała go za dłoń. Wzdrygnął się lekko z zaskoczenia, gdy poczuł jej dotyk, ale nie cofnął ręki. Jego dłoń była gorąca i Hermiona miała przez chwilę wrażenie, że ten dotyk ją pali. Teraz jednak było już za późno, żeby się wycofać. Chciała dodać mu choć trochę otuchy i poczuć obecność drugiego człowieka. Nawet, jeżeli był to Draco, który ostatnio pokazał swoją drugą twarz.
Siedzieli w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach, ale nadal Hermiona nie puściła jego dłoni. Nie chciała.
Siedzę na trawie i patrzę na Parkison. Drży jak zwykle, zjadając chleb, który jej przyniosłem. Myślę o tym, co będzie z nią dalej. Co będzie ze mną... Nie ma nocy, w której nie myślałbym o moim przyjacielu. O tym, jak pokazał mi życie. O jego naukach, wsparciu, planach, a na końcu śmierci. Spoczywa gdzieś głęboko w ziemi, a ja nie potrafię pochować go w moich myślach. Wciąż czuję jego obecność w chociażby najmniejszej czynności. Myślę też o osobie, która mi go odebrała. Wyobrażam sobie, jak cierpi z bólu. Jak wykrwawia się. Jak chce krzyczeć, ale topi się od własnej krwi w płucach. O tym, jak stoją nad nią z nożem i rozcinam jej skórę centymetr po centymetrze, a ona wrzeszczy i mdleje z bólu. Chcę tylko widzieć w jej oczach łzy. Chcę czuć, jak jej krew ścieka po moich dłoniach...
Uspokajam swoje myśli, to nie jest na to czas. Muszę myśleć trzeźwo, aby realizować swój plan. Muszę ją zniszczyć, złamać... Dopiero wtedy, gdy będzie cierpiała jak ja, ukrócę jej cierpień. A do tego muszę trzymać się ułożonego planu.
- Pewnie nudzisz się tu sama – mówię do Pansy, a ona drży jeszcze bardziej, na dźwięk mojego głosu.
- N-n-nie – odpowiada.
Boi się mnie od czasu, gdy była mi potrzebna, aby podrzucić Granger zakrwawiony nóż. Boi się bólu i próbuje być dla mnie niewidzialna. Bierze jedzenie i chowa się w kącie.
- Boisz się śmierci, Parkinson? Miałaś dobre życie, musisz to przyznać. Zawsze brylująca w towarzystwie, zawsze idealna, zawsze dobre wyniki w nauce. Za to nigdy niekochana. Przez nikogo. Miałaś dobre życie, prawda? Jesteś z niego zadowolona.
Zaczyna płakać i już wiem, że nie dostanę odpowiedzi na swoje pytania, chociaż były szczere.
- Nie martw się, znalazłem ci towarzyszkę. Niedługo ją poznasz, ale chwilowo wymieniamy jedynie listy – śmieję się.
- Jak możesz taki być? - w jej głosie pobrzmiewa rozpacz.
Prawie już jej nie rozpoznaję, gdy tu przychodzę. Od stóp, aż do głowy pokryta jest ziemią. Znacząco schudła i cała się trzęsie, choć dbam o to, by nie było jej zimno. Szykuję dla niej o wiele bardziej spektakularny finał, niż śmierć z wychłodzenia.
- Ja nic nie czuję, w tym jest problem – odpowiadam. - Gdybyś miała jakąś szansę stąd wyjść, poleciłbym ci poszukanie jakiś informacji o psychopatii. Nawet nie wiesz, jak długo nie zdawałem sobie sprawy, kim jetem. A potem nauczyłem się czerpać z tego korzyści...
________________________________________________
Witam Was w nowym roku i pod tym nudnym rozdziałem :D Starałam się wprowadzić Was do wątków, na które przyszła teraz pora i trochę zwolniłam akcję pokazując co się dzieje z poszczególnymi postaciami. Trochę krótki się zrobił, ale obiecuję poprawę :D
Jak tam prognozy na nadchodzący rok? Ja mam szczerą nadzieję, że przebije poprzedni, bo miałam jakąś dobrą passę ostatnio. Już na ten moment pracuję nad tym, żeby nadal tak było, bo dorobiłam się kilka dni temu drugiego tatuażu i kupiłam bilety lotnicze na wrzesień do Lizbony, co było moim marzeniem! (Dobra, dobra, lepiej trzymajcie za ten wyjazd kciuki, bo mam nadzieję, że wrócę z niego z pierścionkiem xD)
Trzymajcie się i wszystkiego dobrego :*
- Sprawdziłam cię i... Przepraszam – powiedziała spuszczając wzrok, bo trochę się bała, co zobaczy w jego oczach.
Laurus uśmiechnął się smutno, patrząc na dziewczynę. Prawdopodobnie nie spodziewał się tych słów z jej ust. Ta mała rzecz sprawiła, że dziewczyna poczuła się trochę pewniej.
- Źle cię oceniłam. Byłam przerażona tym wszystkim, co tu się dzieje i wydałam krzywdzący osąd. Byłabym naprawdę szczęśliwa, gdybyś jednak dał mi szansę, bo czuję się winna. Zacznijmy od nowa. Hermiona Granger – wyciągnęła dłoń w stronę chłopaka, posyłając mu skruszony uśmiech.
- Laurus Moriera da Hayes – Ślizgon uścisnął jej rękę.
Hermiona postanowiła udawać, że nie wie, że to jego fałszywe nazwisko. Skoro był niewinny, nie było sensu mieszać się w jego prywatne sprawy. Może kiedyś dowie się tego w innych okolicznościach, niż szpiegowanie go.
Odkąd poszła do McGonagall, powiedziała jej o swoich podejrzeniach co do Laurusa i uzyskała odpowiedź potwierdzającą wersję chłopaka, czuła wstyd. Faktycznie był nią tej nocy, choć dyrektorka przyznała to niechętnie i dodała surowo, że były to sprawy rodzinne chłopaka i nic więcej nie powie. Hermiona poczuła, że faktycznie nie powinna oceniać go tak łatwo, bo już nie raz przekonała się, że pierwsze wrażenia mogą być mylące. Miał rację, dobrze wiedziała jak krzywdzące mogą być pomówienia i nakręcanie spierali nienawiści, bo Harry odczuł to na piątym roku.
Przez kilka dni zbierała się w sobie, aby wreszcie podejść do niego i go przeprosić, ale za każdym razem tchórzyła. Nigdy nie chciała być brana za osobę oziębłą, wyniosłą lub wredną. Nie była taka. Uznała, że najlepszym rozwiązaniem będzie przejście z Laurusem na przynajmniej neutralne stosunki.
- Przyjmiesz moje przeprosiny? - zapytała cicho, nadal trochę nie chcąc na niego spoglądać.
- Pod jednym warunkiem – uśmiechnął się chytrze po chwili namysłu.
Hermiona spojrzała na niego czekając, aż chłopak powie coś więcej. Niekoniecznie podobało jej się, że chłopak chce stawiać jakieś warunki.
- W pierwszą sobotę grudnia jest wypad do jakiejś magicznej wioski i chyba będę potrzebował przewodnika – posłał jej wesoły uśmiech.
Musiała przyznać sama przed sobą, że tego się nie spodziewała. Rozważyła szybko w głowie wszystkie za i przeciw. Wyjść mogły jedynie siódme klasy ze względu bezpieczeństwa. W dodatku prefekci mieli mieć grupę cały czas na oku i nie rozchodzić się zbytnio. Z całych sił stłumiła w sobie lęk i kiwnęła głową.
Luna stała obok szafy i próbowała wygrzebać z niej swoje pasiaste rajstopy. Miały cudowne, żywe kolory i należały do jednej z ulubionych rzeczy Krukonki. Musiała wyglądać naprawdę ładnie, więc uznała, że będą idealne do czerwonej spódniczki w kartkę i swetra w biało-niebieskie paski. Już od kilku dni spędzała przy wybieraniu stroju o wiele więcej czasu, niż zwykle. Z pewnością nie miało to nic wspólnego z tym, że od jakiegoś tygodnia listy, które od Niego dostawała sprawiały jej coraz większą radość, a na dźwięk stukania dziobem o szybę, jej serce wręcz wyrywało się z piersi. Przez całe dnie wyczekiwała tego momentu, gdy miną się gdzieś na korytarzu i On pośle jej krótki, wesoły uśmiech.
Związała jeszcze loki w luźny kok i była gotowa do wyjścia na śniadanie. Ostatnio wstawała o wiele wcześniej i w Wielkiej Sali była jako pierwsza. Co nie zmieniało jednak faktu, że wychodziła z niej jako ostatnia. W napięciu obserwowała wszystkich uczniów przechodzących przez drzwi i czekała na tego jednego. Zaczynała jeść dopiero, gdy posłał jej ukradkowy uśmiech, nigdy wcześniej.
Był inny od chłopców, których poznała do tej pory. Miał piękną duszę i był bystry. Potrafił ją wesprzeć i wysyłać krótkie liściki na dobranoc. Tak naprawdę, mimo, że wymieniali jedynie listowną korespondencję, czuła, że może na nim polegać i jest dla niego kimś ważnym.
Usiadła przy swoim stole i zaczęła wpatrywać się w oczekiwaniu w drzwi wejściowe. Jak do tej pory przeszło przez nie kilka nieznanych jej osób i Hermiona, która pomachała jej wesoło i skierowała się w jej stronę.
- Hej – powiedziała Gryfonka, przysiadając się do niej. - Pomyślałam, że nikt się nie obrazi, jeżeli zjem tu śniadanie.
- Jasne, będę zaszczycona. - Luna uśmiechnęła się przyjaźnie.
Po skończonych zajęciach Draco z irytacją przerzucał strony podręcznika do transmutacji. Usadowił się przy komiku i radowa tym, że Pokój Wspólny jest względnie pusty, bo ostatnio przeszkadzały mu każde dźwięki, a nawet nie chciał myśleć, ile ma zaległości. Przez to, że spędzał większość wieczorów z Granger w Pokoju Życzeń, ledwo wyrabiał z nauką. O wiele więcej czasu poświęcał wydarzeniom w Hogwarcie i rozmyślaniu o Pansy, niż pracowaniu nad zdaniem egzaminów i swoją przyszłością. Dziś znowu był umówiony z Gryfonką, a ostatnie dwa tygodnie, odkąd zaczęli pracować nad tą sprawą, nie przyniosło zbyt wielu rezultatów.
Skończyło się na tym, że ten wyjątkowo ciepły, listopadowy dzień spędzał przy podręcznikach, przeklinając siebie i to, na czym ten świat stoi. Rzadko zdarzała się już taka pogoda, bo miesiąc był już za połową i coraz częściej zdarzały się przymrozki. Przynajmniej miał ciszę.
Nagle ktoś zajął miejsce po drugiej stronie stolika i chłopak poderwał wzrok. Zajmowała go ładna blondynka, która zajmowała dormitorium razem z Pansy. Dziewczyna patrzyła na niego niepewnie i najwidoczniej zbierała się w sobie, aby coś powiedzieć.
- Cześć, jestem Abbie Connolly – odezwała się cicho. - Jesteśmy razem na roku.
To akurat Draco wiedział, ale nigdy nie zamienił z nią nawet słowa. Nieszczególnie interesowało go poznawanie nowych ludzi. Teraz jednak czuł jak serce zaczyta bić mu coraz szybciej. Może ta dziewczyna wie coś o Pansy?
- Draco Malfoy – powiedział i wyciągnął do niej dłoń, którą nieśmiało uścisnęła.
- Wiem, że jesteś dobry z eliksirów. Ja należę raczej do tych słabych i pomyślałam...
- Ach, no tak – powiedział i poczuł jak całe napięcie z niego ustępuje.
Znów wpatrzył się w podręcznik transmutacji. Jeżeli potrzebowała darmowego korepetytora, to mogła znaleźć sobie innego frajera. Potem jednak spojrzał na nią raz jeszcze, tym razem okiem eksperta. Ładne, zielone i trochę smutne oczy. Lekko zadarty nos i nawet kształtne usta. Całość prezentowała się dość dobrze. Z tego co zauważył już wcześniej, to była niska i dość szczupła. Westchnął.
- Nie wiem, ile czasu będę dla ciebie miał, bo jestem dość zajętym człowiekiem. Umówmy się na soboty wieczorem. Ewentualnie możesz iść ze mną do Hogsmeade.
Jej mina świadczyła, że dostała nawet więcej, niż to, po co przyszła. Posłała mu wesoły uśmiech, a jej niepewność nagle gdzieś zniknęła. Jemu też było to na rękę. Może choć na chwilę oderwie myśli od tego wszystkiego. I od Granger, bo ostatnio spędzał z nią tak wiele czasu, że zaczynała śnić mu się po nocach.
Harry skończył właśnie pisać list i szukał wzrokiem koperty. Napisał w nim wszystko, co był w stanie z siebie wydusić. Że kocha, że przeprasza, że tęskni. Już od jakiegoś czasu czuł, jak rozpacz w nim narasta razem z paniką. Jak mógł być tak głupi? Do tej pory nie wiedział, jak mógł do tego dopuścić. Był tutaj sam i wszystko się zmieniło. Nowa praca, nowe znajomości. Na początku nie umiał się w tym wszystkim odnaleźć, ale była Daphne. Polubili się i dziewczyna dbała o to, aby chłopak nie popełniał żadnych rażących błędów. Pokazywała, jak działa struktura ministerstwa i doradzała, jakie podejmować decyzje. Była bardzo sprytna i idealnie nadawała się do polityki, ale wolała pozostawać w cieniu.
Potter spędzał w pracy całe dnie i żył nią też w nocy. Nie miał głowy do pisania listów do Ginny i nawet nie zauważył, kiedy zaczął się od niej odsuwać. Obiecywał samemu sobie, że jak przetrwa te początki, wszystko wróci do normy. Że odbudują związek i zamieszkają razem, gdy Gryfonka skończy szkołę. A potem był dzień, który wszystko przekreślił. Odniósł mały sukces w sprawie kontaktów z amerykańskim ministerstwem i w przypływie euforii Daphne pocałowała go. A on nie zrobił nic... Stał oszołomiony i wtedy nie myślał o tym, co dalej będzie z nim i Ginny. Tak naprawdę liczyło się tylko to, co dokonali wspólnie z Daphne. Już w chwilę po pocałunku, czuł się jak ostatnia świnia.
A potem był artykuł. Zawalił się cały jego świat. Z pewnością chciał powiedzieć o tym Ginny, ale w innych okolicznościach i nie w ten sposób. Przez tyle czasu bał się do niej odezwać, żeby się wytłumaczyć, ale miał już dosyć. Tęsknił za nią i czuł, że zaczyna wariować. Napisał do niej długi list, w którym tłumaczył całą sytuację, błagał o przebaczenie i prosił, aby przyjechała do niego na święta. Na samą myśl o wysłaniu go i oczekiwaniu na odpowiedź aż skręcało go w żołądku. Dobrze jednak wiedział, że musi to zrobić, bo inaczej już zawsze będzie żył z wyrzutami sumienia i nigdy się nie dowie, czy może ratować miłość swojego życia.
Po dwóch tygodniach nadal mieli niewiele. W Pokoju Życzeń wisiała ogromna tablica, na której wypisali nazwiska. Już na samym początku wykreślili uczniów z pierwszych trzech klas. Następnie przyszła pora na wykreślenie ich samych, Pansy oraz Laurusa. Hermiona nadal czuła się źle, gdy myślała o tym, jak zdobyła pełną listę. Plan nie był bez szwanku, ale dobrze wiedziała, gdzie w gabinecie dyrektora leży ta ogromna księga. Już wcześniej ustalili z Malfoyem, że to on wyciągnie McGonagall z pokoju. Hermiona poszła do niej pod pretekstem rozmowy o Laurusie, co pozwoliło upiec jej dwie pieczenie na jednym ogniu. Malfoy, płacąc kilku trzecioklasistom, zadbał o to, aby szkoła była w stanie zagrożenia wybuchem. Kilku chłopaców miotało w siebie zaklęciami i łajnobombami. Co prawda mógłby zająć się tym każdy nauczyciel i prefekci mieli nadzieję, że zdążą zawołać tam McGonagall. Gdy dziewczyna została sama, rzuciła się na poszukiwania księgi, ale z zawodem spostrzegła, że nie leży, tam gdzie zawsze.
- Proszę poszukać w szafce po prawej, panno Grangr – odezwał się portret Dumbledore'a.
Dziewczyna podziękowała i westchnęła, gdy odnalazła księgę. Zarekwirowanym aparatem zrobiła zdjęcia stron z interesującymi ją rocznikami. Zapewne McGonagall mogłaby po prostu pokazać jej ten spis, ale dziewczyna nie chciała wzbudzać podejrzeń. Miała nadzieję, że z aprobatą portretu Albusa, cała akcja się nie wyda.
I najwidoczniej się nie wydała, skoro trochę ponad tydzień później, ustalali plan działania i sprzeczali się o to, kogo wykreślić. Hermiona upierała się przy Ginny i Lunie, a Draco przy Teodorze i Zabinim.
- Nie wiedzę powodu, dla którego moi przyjaciele nadal tu widnieją, skoro ty wykreśliłaś swoje przyjaciółki – warknął.
- Bo im ufam – odpowiedziała marszcząc brwi i przyglądając się tablicy.
- Ja też im ufam. I co teraz, Granger?
Z westchnieniem podeszła do listy i na nowo dopisała Ginny i Lunę. Mieli prawie sześćset nazwisk i dziewczynę bolała głowa od patrzenia na ogrom tego przedsięwzięcia. Chwilowo jedynym postępem, jaki zrobili to wypisanie wszystkich uczniów i prześwietlenie dosłownie kilku z nich. Wróciła na jeden z dwóch dużych foteli.
- W tym tempie skończymy za trzy lata – szepnęła Hermiona i ukryła twarz w dłoniach.
- Nie przejmuj się, Granger. Musimy po prostu pomyśleć nad trochę innym systemem.
Dziewczyna nie odpowiedziała, tylko wpatrzyła się przed siebie.
- Często o niej myślisz? - zapytała w końcu. Zastanowiła się, czy nie powinna dodać, o kogo jej chodzi, ale wtedy odpowiedział.
- Praktycznie cały czas – odpowiedział.
- Czy wy... Łączyło was coś?
- Co? Nie. Skąd ten pomysł? Przyjaźniliśmy się. A teraz jej nie ma, a ja nie potrafię sobie z tym poradzić – wyrzucił z siebie.
Wpatrzyła się w niego i znów dostrzegła w jego twarzy ten stłumiony smutek, który ostatnio coraz częściej przebijał się przez arogancję.
- Wiem, że masz Blaise'a, ale gdybyś potrzebował rozmowy o tym wszystkim, to... Pamiętaj, że siedzimy w tym razem. Jesteśmy partnerami – uśmiechnęła się do niego.
- Dzięki, Granger, ale ja nie potrafię o tym rozmawiać – odpowiedział cicho.
Zanim zdążyła pomyśleć, co robi, sięgnęła przez swój fotel i złapała go za dłoń. Wzdrygnął się lekko z zaskoczenia, gdy poczuł jej dotyk, ale nie cofnął ręki. Jego dłoń była gorąca i Hermiona miała przez chwilę wrażenie, że ten dotyk ją pali. Teraz jednak było już za późno, żeby się wycofać. Chciała dodać mu choć trochę otuchy i poczuć obecność drugiego człowieka. Nawet, jeżeli był to Draco, który ostatnio pokazał swoją drugą twarz.
Siedzieli w ciszy, każde pogrążone we własnych myślach, ale nadal Hermiona nie puściła jego dłoni. Nie chciała.
Siedzę na trawie i patrzę na Parkison. Drży jak zwykle, zjadając chleb, który jej przyniosłem. Myślę o tym, co będzie z nią dalej. Co będzie ze mną... Nie ma nocy, w której nie myślałbym o moim przyjacielu. O tym, jak pokazał mi życie. O jego naukach, wsparciu, planach, a na końcu śmierci. Spoczywa gdzieś głęboko w ziemi, a ja nie potrafię pochować go w moich myślach. Wciąż czuję jego obecność w chociażby najmniejszej czynności. Myślę też o osobie, która mi go odebrała. Wyobrażam sobie, jak cierpi z bólu. Jak wykrwawia się. Jak chce krzyczeć, ale topi się od własnej krwi w płucach. O tym, jak stoją nad nią z nożem i rozcinam jej skórę centymetr po centymetrze, a ona wrzeszczy i mdleje z bólu. Chcę tylko widzieć w jej oczach łzy. Chcę czuć, jak jej krew ścieka po moich dłoniach...
Uspokajam swoje myśli, to nie jest na to czas. Muszę myśleć trzeźwo, aby realizować swój plan. Muszę ją zniszczyć, złamać... Dopiero wtedy, gdy będzie cierpiała jak ja, ukrócę jej cierpień. A do tego muszę trzymać się ułożonego planu.
- Pewnie nudzisz się tu sama – mówię do Pansy, a ona drży jeszcze bardziej, na dźwięk mojego głosu.
- N-n-nie – odpowiada.
Boi się mnie od czasu, gdy była mi potrzebna, aby podrzucić Granger zakrwawiony nóż. Boi się bólu i próbuje być dla mnie niewidzialna. Bierze jedzenie i chowa się w kącie.
- Boisz się śmierci, Parkinson? Miałaś dobre życie, musisz to przyznać. Zawsze brylująca w towarzystwie, zawsze idealna, zawsze dobre wyniki w nauce. Za to nigdy niekochana. Przez nikogo. Miałaś dobre życie, prawda? Jesteś z niego zadowolona.
Zaczyna płakać i już wiem, że nie dostanę odpowiedzi na swoje pytania, chociaż były szczere.
- Nie martw się, znalazłem ci towarzyszkę. Niedługo ją poznasz, ale chwilowo wymieniamy jedynie listy – śmieję się.
- Jak możesz taki być? - w jej głosie pobrzmiewa rozpacz.
Prawie już jej nie rozpoznaję, gdy tu przychodzę. Od stóp, aż do głowy pokryta jest ziemią. Znacząco schudła i cała się trzęsie, choć dbam o to, by nie było jej zimno. Szykuję dla niej o wiele bardziej spektakularny finał, niż śmierć z wychłodzenia.
- Ja nic nie czuję, w tym jest problem – odpowiadam. - Gdybyś miała jakąś szansę stąd wyjść, poleciłbym ci poszukanie jakiś informacji o psychopatii. Nawet nie wiesz, jak długo nie zdawałem sobie sprawy, kim jetem. A potem nauczyłem się czerpać z tego korzyści...
________________________________________________
Witam Was w nowym roku i pod tym nudnym rozdziałem :D Starałam się wprowadzić Was do wątków, na które przyszła teraz pora i trochę zwolniłam akcję pokazując co się dzieje z poszczególnymi postaciami. Trochę krótki się zrobił, ale obiecuję poprawę :D
Jak tam prognozy na nadchodzący rok? Ja mam szczerą nadzieję, że przebije poprzedni, bo miałam jakąś dobrą passę ostatnio. Już na ten moment pracuję nad tym, żeby nadal tak było, bo dorobiłam się kilka dni temu drugiego tatuażu i kupiłam bilety lotnicze na wrzesień do Lizbony, co było moim marzeniem! (Dobra, dobra, lepiej trzymajcie za ten wyjazd kciuki, bo mam nadzieję, że wrócę z niego z pierścionkiem xD)
Trzymajcie się i wszystkiego dobrego :*
Noc zapada, wszyscy śpią, wiec Lithine, nocne stworzenie, istota mroku zzaciera rączki i zasiada do nowego rozdziału... a on taki krótki, no weź! :D No dobra, nie zmienia to faktu, że i tak był ciekawy, a ja po prostu ciągle chcę wiecej... więc może przejdę do rzeczy :D
OdpowiedzUsuńFajnie opisałaś tą nerwówkę Hermiony na początku, bardzo realistycznie. A cała scena z Laurusem bardzo mi się podobała, ciekawe to i zaskakujace, że jednak będą od teraz w dobrych stosunkach :D Mam nadzieje, ze nic złowieszczego o Laurusie nie wypłynie (btw ciekae czym są te "sprawy rodzinne"), bo Hermiona naprawdę potrzebuje teraz przyjaciół, a jakoś nie pokładam wielkich nadzieji w Blond Primadonnie Malfoy. Przynajmniej na razie :D
Ładnie ze strony Hermiony, ze przeprosiła. Ona to zawsze wie co powiedzieć w takich sytuacjach xd No i dobra, fajnie, że idą do wioski razem, tylko żeby mi się to w randkę nie przemieniło xd przedownik to przewodnik!
Moja kochana Lunka i znów tajemniczy On. Czyli jednak jest w uczniem, czyli (wnioskując z końówki) Złodupiec to uczeń. Ale do tego wrócę na końcu xd Kiedyś mi mózg eksploduje przez twoje opowiadanie :D
Ja to bym chciała więcej poczytać o tych spotkaniach Draco i Hermiony w Pokoju Życzeń :D Okej, to dziewcze mi się nie podoba, ale ja już tak reaguję na każde dziewcze które które kręci się obok Draco. Z wyjątkiem Hermiony, oczywiście :D
"bo ostatnio spędzał z nią tak wiele czasu, że zaczynała śnić mu się po nocach." - WOOOOOOHOOOOOO!!! Tak trzymaj Draco! Ale podoba mi się też jak to wtrąciłaś tak mimochodem, żeby nie skupiać wokół tego całego fragmentu, bo skąd Draco ma wiedzieć jakie to ważne dla czytelników opowiadania, w którym występuje xd
Chciałabym, żeby Ginny wybaczyła Harry'emu i była z nim w dobrych stosunkach, ale nie chcę, żeby do niego wróciła xd
Boże, jakie oni mają piękne plany dywersyjne, ta bardzo sobie wyobraziłam jak Draco robi "pssst" do tych trzecioklasitów zza rogu jakiegoś korytarza i im wyjaśnia co maja zrobić, a potem dyskretnie przekazuje zapłatę xd
Dumbledore nei zawodzi, nawet na portrecie :D
Ja to chyba jakaś zstronnicza jaestem, bo że Hermiona wykreśiła Ginny i Lunę to spoko, Lithine aproves, ale jak już przeszło do Teo i Blaise'a to sie zrobiłam podejrzliwa. Mimo może niewyczerpalnej miłości do Zabiniego :D
Draco jest taki... miły. Węszę podstęp. Lata czytania fików mnie nauczyły. Bycia paranoikiem xd
Jak go złapała za rękę, to się po prostu rozpłynęłam. Jeszcze jak sobie wyobraziłam to zaskoczone wzdrygniecie Draco. Nie wiem czemu on mnie tak rozczula, kiedy jest zagubiony :D
No dobra, wiec tak zgaduje, że Hermiona zabiła tego całego przyjaciela, o którym mówi Złodupiec i dlatego on jej zostawia te krwawe ostrzeżenia? Tylko po co w takim razie zabił Phoebe? Po co więzi Pansy? Dziewczyna jest mu potrzebna tylko po to, zeby zostawiać Granger wiadomości? Czemu sam nie może, skoro sprawił, że Pans i tak wyglądała jak Ginny (wgl to zszokowana jestem, że to serio była Pansy oO I jak ją zmusił, żeby potem wróciła do niewoli?)?
No i najgorsza rzecz, on chce złapać Lunkę! Jezu, jak można ak zwieść taką delikatną, ufną istotkę. Nie rób jej krzywdy ;c I Pansy też mi strasznie szkoda... Ale pewnie nie wypuscisz jej szybko, bo mogłaby za dużo wiedzieć i za szybko posunąć fabułę do przodu czy coś.
W każdym razie rozdziałem i tak jestem zachwycona, bo w końcu dostałam jakieś odpowiedzi! :D A przynajmniej jedną, ale biorę co dają xd
Czekam niecierpliwie na kolejny i pozdrawiam! ;*
Matko, Lithine, chore stworzenie z Ciebie, że o tej porze chce Ci się czytać, to późna pora nawet jak na mnie :D
UsuńWeź nie zadawaj tylu pytań w komentarzach, bo zaraz wypaplam, no aż mnie swędzi w duszy, zeby cos powiedzieć :D
Wyjaśnić mogę tyle, ze nie chodziło mi o zostawianie wiadomości, ale jej krwią pobrudził nóż, który zostawił potem Hermionie :D
Dziękuje bardzo za komentarz i żywię nadzieje, że jednak sie wyspalas :*
#MagiczneSmakołyki #CzekoladoweŻaby
OdpowiedzUsuńNiby Albus nie wygadał się McGonagall? Nie wierzę. Ich przedsiewzięcie już na pewno śledzi dyrektorka. Moze to nawet lepiej :)
Ulżyło mi, że Pansy jednak żyje. Szkoda mi jej. Nie jest zbyt dobrze traktowana. Ale mogę sobie jedynie wyobrazić, że Granger będzie miała o wiele gorzej. Przerażające...
Weny :)
Pozdrawiam, Bloody Rose