Przemknęli się szybko przez salę
wejściową i wyszli na mróz. Hermiona pobiegła pierwsza,
przedzierając się przez ośnieżone błonia. Draco pognał w ślad
za nią i starał się utrzymywać równe tempo. Cały czas widziała
go kątem oka, ale próbowała skupiać się na otoczeniu. Wiedziona
instynktem biegła w stronę Zakazanego Lasu wypatrując wszelkich
anomalii. Przeczesywała wzrokiem teren w poszukiwaniu Luny lub
jakiegokolwiek ruchu. Aż w końcu to zobaczyła i usłyszała
rozdzierający krzyk, jej własny. Nim do końca zdała sobie sprawę
z tego co widzi, silne ręce Dracona złapały jej ramiona i nie
pozwoliły zrobić choć kroku więcej. Słyszała, że coś do niej
mówi, ale nie miała pojęcia co. Mogła patrzeć tylko na krew
rozlaną na rażącej bieli śniegu. I ciało. Musiała podejść
bliżej, musiała się upewnić.
- Jest za późno, już jej nie pomożesz – jego krzyk zabrzmiał jej w uszach.
Próbowała się wyrwać. Odwróciła się i próbowała go odepchnąć. Kilka razy uderzyła go w tors, ale on tyko patrzył na nią oczami wielkimi z przerażenia.
- Puszczaj! Ona tam jest!
Musiała spojrzeć jeszcze raz, musiała wiedzieć, czy to ona. Musiała tam pobiec, zobaczyć, jak może jej pomóc. Draco przytulił ją do siebie mocno i zablokował, aby nie mogła się odwrócić.
- Nie patrz na to, Granger, proszę. Po prostu wróćmy do zamku, musimy to zgłosić.
Próbowała rozluźnić wszystkie swoje mięśnie i dać się prowadzić Draconowi. Skupiła się na jego mocnym uścisku i czekała, aż choć trochę zelżeje. Z każdym krokiem czuła się coraz gorzej. Gorące łzy spływały jej szybko po twarzy. W końcu Malfoy trochę odpuścił, najwidoczniej nabierając pewności, że dziewczyna się uspokoiła. Hermiona właśnie na to czkała. W jej porażonym rozpaczą umyśle kołatała się tylko jedna myśl. Uciec mu. Użyła całej swojej siły, aby odwrócić się i wyrwać. Udało się, poczuła, jak Malfoy ją puszcza. Biegła, ile sił w nogach, aby nie mógł jej dogonić, ślizgając się na śniegu, a potem zobaczyła wszystko w pełnej okazałości i zabrakło jej powietrza. Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Upadła na kolana zaraz obok Luny i poczuła, że się dusi. Nie mogła na to patrzeć, ale nie potrafiła odwrócić oczu. Luna, kochana, dobra Luna, leżała na śniegu w samej bieliźnie. Jej skóra była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a długie loki rozrzucone wokół twarzy. Możnaby pomyśleć, że wyglądała pięknie, gdyby nie głębokie rozcięcie na szyi i otwarte, puste oczy. Wokół niej śnieg miał kolor karmazynu. Hermiona nie była w stanie myśleć, klęczała na ziemi, kołysząc się lekko i powtarzając imię przyjaciółki. A potem coś w niej pękło, czuła jak zaczyna tracić zmysły i rozum. Rozpacz wypełniła ją całą, gdy płakała w głos i przytulała ciało Krukonki. Trzymała ją w ramionach, nie zastanawiając się nawet, co robi. To była jej wina, to wszystko jej wina. Płakała, aż zaczęło brakować jej tchu. Głowa pękała jej od bólu, w gardle płonął żal. Dobrze wiedziała, że Draco stoi za nią, ale nie próbował nic robić, pozwolił jej zostać przez chwilę w jej szaleństwie i była mu za to wdzięczna. Wciąż powtarzała jej imię jak mantrę.
- Musimy iść to zgłosić – powiedział Draco, klękając obok niej.
- Nie zostawię jej – wydusiła z siebie z trudem.
- A ja nie zostawię cię tu samej. Wyślę patronusa – westchnął.
Hermiona miała gdzieś, co on zrobi. Ona się stąd nie ruszy. Nie zostawi znowu Luny, nie pozwoli już nikomu jej skrzywdzić. Kręciło jej się w głowie od natłoku emocji. Nie mogła myśleć, mówienie przychodziło jej z trudem. Luna nie zasłużyła na to, to ona powinna być na jej miejscu.
- Hermiono, powinnaś już ją puścić.
Draco położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu, a potem pomógł znów ułożyć Lunę na śniegu. Hermiona nie mogła przestać na nią patrzeć. Nie mogła poderwać wzroku od rany, która zabiła jej przyjaciółkę. W otępieniu obserwowała jak Ślizgon wyciągnął rękę i powolnym ruchem zamknął oczy Luny. Hermiona odwróciła się i spojrzała na chłopaka. Zareagował szybko, obejmując ją ramieniem. Wczepiła się w niego palcami i schowała się w jego ramionach. Wrzeszczała w jego tors, próbując wykrzyczeć ból, który rozrywał jej serce. Nie tak powinno się to skończyć, do cholery. Luna powinna mieć długie i szczęśliwe życie. Znaleźć prawdziwą miłość. Zasługiwała na to. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a leżała półnaga w śniegu, w aureoli z własnej krwi.
Hermiona zaczęła trząść się jeszcze bardziej, a jej zęby uderzały o siebie z ogromną siłą. Mimo wszystko nie było jej zimno, to tylko rozpacz szukała jakiejś drogi ucieczki. Próbowała unormować oddech, żeby nie zemdleć.
- Merlinie!
Nawet przerażony głos McGonagall nie zmusił jej do opuszczenia bezpiecznego schronienia, jakim okazały się ramiona Ślizgona.
- Wyszliśmy z Granger na spacer i... Znaleźliśmy ją, pani profesor. - Głos Dracona wydawał się dziwnie blady.
- Widzieliście kogokolwiek? - zapytał Flitwick.
- Nie – odpowiedział Draco spokojnie.
- Panie Malfoy, proszę zabrać pannę Granger do środka. Wracajcie do łóżek i nie mówicie o tym nikomu.
- Dobrze, pani profesor.
Draco zaczął wstawać i próbował podnieść Hermionę, ale ona w odpowiedzi wydała z siebie tylko krótki krzyk. Chciała leżeć w tym śniegu, aż nie zamarznie. Zasłużyła na to. Powinna chronić tych, których kocha. Nie mogła zostawić Luny. Jeżeli pójdzie, już nigdy nie zobaczy przyjaciółki. Chciała patrzeć na jej twarz i zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- To nie ma sensu, chodźmy, proszę – szepnął do jej ucha łagodnym tonem.
Stłumiła szloch i wstała. Już nic nie mogła zrobić. Pozwoliła prowadzić się do zamku, samej pozostając w otępieniu. Nie zauważyła nawet, kiedy zaleźli się w sali wejściowej i otuliło ich ciepło. Westchnęła, próbując zapanować nad emocjami. Spojrzała na swoje dłonie, żeby nie musieć patrzeć na Dracona i krzyknęła. Wyciągnęła przed siebie ręce i patrzyła na nie w przerażeniu. Były całe we krwi Luny. Podobnie wyglądał jej płaszcz. Miała na rękach krew Luny. Dosłownie, jak i metaforycznie. Patrzyła na ten makabryczny symbol, nie mogąc przestać myśleć, że to wszystko stało się przez nią.
- Mam na rękach jej krew – powiedziała do samej siebie. - Malfoy, czy ty też ją widzisz? Czy ona jest prawdziwa? Zaczynam wariować.
- Jest prawdziwa – powiedział i wskazał na swoją koszulę, na której dziewczyna odbiła krwawe ślady. - Zaprowadzę cię do wieży. Powinnaś się położyć.
Hermiona kiwnęła głową, ale wciąż patrzyła na swoje dłonie. Zbierało jej się na wymioty, gdy do jej mózgu znów przedzierała się świadomość, co się stało. Chciała mieć już tę noc za sobą. Położyć się na łóżku i odpłynąć choć na chwilę w jakieś radosne sny. Stawiała kroki mechanicznie, nie myśląc nad tym co robi. Po prostu iść, nie zatrzymywać się. Dotrzeć do łóżka. Przeżyć jeszcze jedną okropną noc. Kiedy znalazła się przed portretem, zrozumiała, jak bardzo boi się ciszy i ciemności, która ją czeka.
- Dobranoc, Granger – powiedział Malfoy i skierował się w stronę schodów.
Dziewczyna szybko zacisnęła rękę na jego przedramieniu. Draco odwrócił się powoli.
- Zostań – szepnęła.
Malfoy przez chwilę patrzył na nią z zaskoczeniem w oczach, a potem kiwnął powoli głową.
- Zostanę – odpowiedział cicho.
- Wymyśl co tylko chcesz – powiedział cicho, stając przed Pokojem Życzeń.
Dziewczyna przymknęła opuchnięte powieki i bardzo powoli przeszła trzy razy wzdłuż ściany, aż nie pojawiły się drzwi. Nie odzywała się, a Draco nie chciał przerywać tej ciszy. Nie wiedział nawet, co mógłby powiedzieć jej w tej sytuacji, żeby nie zabrzmiało to pusto.
Otworzył drzwi i przepuścił Granger, aby weszła pierwsza. Hermiona natychmiast rzuciła się na duże łóżko i wtuliła w pościel. Draco rozejrzał się szybko po pokoju. Spore okno wpuszczało do pomieszczenia blade światło księżyca. W środku stało jedynie łóżko, to wszystko. Nie wymagał jednak od Granger większej inwencji twórczej. Wysilił swój umysł i na jednej ze ścian pojawiły się drzwi.
- Musisz się umyć, nadal jesteś cała we krwi – powiedział łagodnie.
Dziewczyna wstała bez dyskusji i skierowała się do łazienki. Jej ruchy były zupełnie mechaniczne, patrzyła tępo przed siebie, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie się znajduje. Draco poczekał, aż trzasną drzwi i skierował się do okna. Biedna Lovegood, nie zasłużyła na coś takiego. Mało osób zasługiwało na taki koniec. Mimo usilnych starań, w uszach wciąż dźwięczał mu rozrywający serce krzyk Granger. Gdy zamykał oczy, widział ją umazaną krwią, powtarzającą bezwiednie imię przyjaciółki. Taką bezbronną i kruchą. Nie chciał myśleć o Krukonce, o jej częściowo rozebranym, wystawionym na makabryczny widok ciele. O krwi, która zmieszała się ze śniegiem i tworzyła okropny obraz. Czy to samo czeka Pansy? Czy ją też odnajdą bladą i bez życia? Jak wyglądały ostatnie chwile z życia Lovegood? Wiedziała co ją czeka czy zginęła szybko?
Odwrócił się szybko, gdy trzasnęły drzwi. Granger wróciła i znów skuliła się w łóżku, zajmując niewyobrażalnie mało miejsca. Podszedł do niej i usiadł na brzegu materaca. Jej ciało trzęsło się lekko.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał najłagodniejszym głosem, na jaki było go stać.
- Przytul mnie. Proszę, Draco. Potrzebuję czyjegoś dotyku i ciepła – powiedziała ledwo słyszalnie.
Nie miał najmniejszej ochoty jej tego odmawiać. Położył się na łóżku i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna natychmiast wtuliła się w niego, uczepiając się jego koszuli. Położył delikatnie rękę na jej talii. Hermiona trzesła się w jego ramionach. Wtuliła głowę w jego ramię, jakby było najwygodniejszą rzeczą na świecie. Czuł, jak jej łzy powoli spływają mu po obojczykach i wsiąkają w koszulę. Gdy zaczynała powoli się uspokajać, raz za razem następował kolejny spazm. Wczepiała się wtedy w niego mocniej palcami i kuliła w sobie jeszcze bardziej, a on w odpowiedzi trzymał jeszcze mocniej jej napięte ciało i wołał w myślach do Merlina o sen dla niej. Nie umiał jej pomóc ani nie mógł wziąć chociaż trochę tego cierpienia na siebie, a ona wydawała mu się zbyt krucha na to, żeby udało jej się to wszystko udźwignąć.
- To moja wina – wydusiła z siebie.
- Nie bądź głupia, nie możesz tak mówić.
- Ale to prawda.
Podniósł rękę do jej twarzy i łagodnie wytarł kciukiem łzy z jej policzka. Czy mógł zrobić teraz coś innego, niż po prostu być?
- Co masz na myśli? - zapytał, żeby móc zbić jej ewentualne argumenty.
- Okłamałam cię, Draco – wyszlochała. - Przepraszam, po prostu nie umiałam powiedzieć ci co zrobiłam naprawdę. Co oboje zrobiliśmy, ja i Ron. I nie każ mi tego mówić, bo nie dam rady tego z siebie wydusić. Po prostu mi wybacz, bo potrzebuję cię teraz w moim życiu.
Na dźwięk tych słów przytulił ją trochę mocniej i pocałował w czubek głowy. Jej włosy pachniały jak kwiaty i z rozkoszą wtulił w nie twarz. Okłamała go... Tego się spodziewał. Tylko co mógłby teraz powiedzieć? Nie był w stanie być na nią teraz nawet zły. Czy kiedykolwiek ktoś w życiu powiedział mu, że go potrzebuje? Czy ktoś wtulał się w niego z taką niewinnością, bojąc się, że odejdzie? Ten cały dzień przyniósł mu wiele zaskakujących wniosków. Był wściekły na Granger i czuł się upokorzony, ale mimo to nawet ta urocza Abbie nie powstrzymała go, żeby wybiegł za Gryfonką, gdy tylko ją zobaczył. Spieprzył sprawę koncertowo i zdawał sobie z tego sprawę. Jak zwykle. Chociaż co innego mu pozostawało, gdy dobrze wiedział, że Granger nie dopuści go do siebie chociażby na metr, po tym co się stało? Wniosek drugi, jej rozpacz rozrywała mu serce, a on nawet nie wiedział dlaczego. Przez ostatnie miesiące jakimś cudem przeszli od chłodu, do momentu, gdy leżała w jego ramionach i mówiła, że go potrzebuje. A on nie wiedział co z tym zrobić. Bał się, że jeżeli ona za bardzo się przed nim otworzy, to on złamie jej serce. Tylko to potrafił robić, niszczyć wszystkie dobre rzeczy w swoim życiu. Z nią stałoby się to samo. Tak naprawdę to się bał, choć trudno było mu to przyznać przed nim samym. Czuł od jakiegoś czasu, że w ich relacjach coś się zmienia, że nie jest jak wcześniej. A potem ją pocałował pod wpływem chwili i urzeczywistniły się wszystkie jego lęki. Coś w niej zaczęło go przyciągać, a im silniej to czuł, tym bardziej pragnął uciec. Chciał uciec do Abbie, ale nawet tam dopadła go Granger. Wiedział, że jeżeli pewnego dnia obudzi się z myślą, że Hermiona jest dla niego kimś znacznie więcej, niż powinna, po prostu odejdzie i nie będzie oglądał się za siebie. Jeżeli do głowy przyjdzie mu kiedykolwiek myśl, że jest zakochany, to okaże się tchórzem i ucieknie, łamiąc jej przy tym serce. Uczucia były niebezpieczne. Mimo wszystko przytulał ją do siebie coraz mocniej, bojąc się o kolejny dzień. Słuchał jej łkania i głaskał ją uspokajająco po włosach i plechach.
- Luna... Pansy... Phoebe... To moja wina. On robi to wszystko przeze mnie. Mści się na mnie, a cierpią postronne osoby. Wolałabym nie żyć, niż czuć tę odpowiedzialność.
- Nie mów tak. Dopadniemy go, Granger, przysięgam. Zapłaci za wszystko, co zrobił.
- Jakim cudem mnie nie nienawidzisz? - zapytała z bólem. - To przeze mnie porwał Pansy. Powinieneś się mną brzydzić. Dlaczego po prostu stąd nie wyjdziesz? Dlaczego nie powiesz mi, że to moja wina i lepiej by było, gdyby dopadł mnie, zamiast nich?
- Nie umiem cię już nienawidzić. Za dużo się stało, Hermiono, żebym mógł to zrobić. I przepraszam za to, co zobaczyłaś dzisiaj w moim dormitorium. Tak, wiem, nic ci nie obiecywałem, co już zdążyłem wykrzyczeć wcześniej, ale mimo wszystko czuję, że jestem winien ci wyjaśnienia. Po prostu się poddałem, rozumiesz?
Pokręciła przecząco głową, ale uznał, że nie ma ochoty na wytłumaczenia. Jak mogła być zła, skoro miała wtedy narzeczonego? Jak miał się nie poddać i próbować dalej?
- Ludzie nie są kawałkiem mięsa – powiedział tylko.
Potem przyszła faza spokoju. Hermiona zaczęła oddychać coraz bardziej miarowo i przestała drżeć. Draco nadal bezwiednie głaskał ją po plecach i czekał, aż Gryfonka zaśnie. Sam miał zbyt dużo do przemyślenia, żeby sobie na to pozwolić. Istniały tylko dwie opcje. Odejdzie z samego rana, zanim cokolwiek zdąży się rozwinąć lub zostanie i spróbuje się z tym zmierzyć. Tylko, że nikt mu nigdy nie pokazał jak się zostaje i jak się czuje cokolwiek do drugiej osoby, sam musiałby nauczyć się tego wszystkiego.
- Chciałaś kiedyś wiedzieć, jak uratowałem Harry'emu życie. Uspokoisz się trochę, jeżeli ci to opowiem?
- Jest za późno, już jej nie pomożesz – jego krzyk zabrzmiał jej w uszach.
Próbowała się wyrwać. Odwróciła się i próbowała go odepchnąć. Kilka razy uderzyła go w tors, ale on tyko patrzył na nią oczami wielkimi z przerażenia.
- Puszczaj! Ona tam jest!
Musiała spojrzeć jeszcze raz, musiała wiedzieć, czy to ona. Musiała tam pobiec, zobaczyć, jak może jej pomóc. Draco przytulił ją do siebie mocno i zablokował, aby nie mogła się odwrócić.
- Nie patrz na to, Granger, proszę. Po prostu wróćmy do zamku, musimy to zgłosić.
Próbowała rozluźnić wszystkie swoje mięśnie i dać się prowadzić Draconowi. Skupiła się na jego mocnym uścisku i czekała, aż choć trochę zelżeje. Z każdym krokiem czuła się coraz gorzej. Gorące łzy spływały jej szybko po twarzy. W końcu Malfoy trochę odpuścił, najwidoczniej nabierając pewności, że dziewczyna się uspokoiła. Hermiona właśnie na to czkała. W jej porażonym rozpaczą umyśle kołatała się tylko jedna myśl. Uciec mu. Użyła całej swojej siły, aby odwrócić się i wyrwać. Udało się, poczuła, jak Malfoy ją puszcza. Biegła, ile sił w nogach, aby nie mógł jej dogonić, ślizgając się na śniegu, a potem zobaczyła wszystko w pełnej okazałości i zabrakło jej powietrza. Poczuła, jak robi jej się niedobrze. Upadła na kolana zaraz obok Luny i poczuła, że się dusi. Nie mogła na to patrzeć, ale nie potrafiła odwrócić oczu. Luna, kochana, dobra Luna, leżała na śniegu w samej bieliźnie. Jej skóra była jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a długie loki rozrzucone wokół twarzy. Możnaby pomyśleć, że wyglądała pięknie, gdyby nie głębokie rozcięcie na szyi i otwarte, puste oczy. Wokół niej śnieg miał kolor karmazynu. Hermiona nie była w stanie myśleć, klęczała na ziemi, kołysząc się lekko i powtarzając imię przyjaciółki. A potem coś w niej pękło, czuła jak zaczyna tracić zmysły i rozum. Rozpacz wypełniła ją całą, gdy płakała w głos i przytulała ciało Krukonki. Trzymała ją w ramionach, nie zastanawiając się nawet, co robi. To była jej wina, to wszystko jej wina. Płakała, aż zaczęło brakować jej tchu. Głowa pękała jej od bólu, w gardle płonął żal. Dobrze wiedziała, że Draco stoi za nią, ale nie próbował nic robić, pozwolił jej zostać przez chwilę w jej szaleństwie i była mu za to wdzięczna. Wciąż powtarzała jej imię jak mantrę.
- Musimy iść to zgłosić – powiedział Draco, klękając obok niej.
- Nie zostawię jej – wydusiła z siebie z trudem.
- A ja nie zostawię cię tu samej. Wyślę patronusa – westchnął.
Hermiona miała gdzieś, co on zrobi. Ona się stąd nie ruszy. Nie zostawi znowu Luny, nie pozwoli już nikomu jej skrzywdzić. Kręciło jej się w głowie od natłoku emocji. Nie mogła myśleć, mówienie przychodziło jej z trudem. Luna nie zasłużyła na to, to ona powinna być na jej miejscu.
- Hermiono, powinnaś już ją puścić.
Draco położył jej uspokajająco dłoń na ramieniu, a potem pomógł znów ułożyć Lunę na śniegu. Hermiona nie mogła przestać na nią patrzeć. Nie mogła poderwać wzroku od rany, która zabiła jej przyjaciółkę. W otępieniu obserwowała jak Ślizgon wyciągnął rękę i powolnym ruchem zamknął oczy Luny. Hermiona odwróciła się i spojrzała na chłopaka. Zareagował szybko, obejmując ją ramieniem. Wczepiła się w niego palcami i schowała się w jego ramionach. Wrzeszczała w jego tors, próbując wykrzyczeć ból, który rozrywał jej serce. Nie tak powinno się to skończyć, do cholery. Luna powinna mieć długie i szczęśliwe życie. Znaleźć prawdziwą miłość. Zasługiwała na to. Zasługiwała na wszystko, co najlepsze, a leżała półnaga w śniegu, w aureoli z własnej krwi.
Hermiona zaczęła trząść się jeszcze bardziej, a jej zęby uderzały o siebie z ogromną siłą. Mimo wszystko nie było jej zimno, to tylko rozpacz szukała jakiejś drogi ucieczki. Próbowała unormować oddech, żeby nie zemdleć.
- Merlinie!
Nawet przerażony głos McGonagall nie zmusił jej do opuszczenia bezpiecznego schronienia, jakim okazały się ramiona Ślizgona.
- Wyszliśmy z Granger na spacer i... Znaleźliśmy ją, pani profesor. - Głos Dracona wydawał się dziwnie blady.
- Widzieliście kogokolwiek? - zapytał Flitwick.
- Nie – odpowiedział Draco spokojnie.
- Panie Malfoy, proszę zabrać pannę Granger do środka. Wracajcie do łóżek i nie mówicie o tym nikomu.
- Dobrze, pani profesor.
Draco zaczął wstawać i próbował podnieść Hermionę, ale ona w odpowiedzi wydała z siebie tylko krótki krzyk. Chciała leżeć w tym śniegu, aż nie zamarznie. Zasłużyła na to. Powinna chronić tych, których kocha. Nie mogła zostawić Luny. Jeżeli pójdzie, już nigdy nie zobaczy przyjaciółki. Chciała patrzeć na jej twarz i zapamiętać jak najwięcej szczegółów.
- To nie ma sensu, chodźmy, proszę – szepnął do jej ucha łagodnym tonem.
Stłumiła szloch i wstała. Już nic nie mogła zrobić. Pozwoliła prowadzić się do zamku, samej pozostając w otępieniu. Nie zauważyła nawet, kiedy zaleźli się w sali wejściowej i otuliło ich ciepło. Westchnęła, próbując zapanować nad emocjami. Spojrzała na swoje dłonie, żeby nie musieć patrzeć na Dracona i krzyknęła. Wyciągnęła przed siebie ręce i patrzyła na nie w przerażeniu. Były całe we krwi Luny. Podobnie wyglądał jej płaszcz. Miała na rękach krew Luny. Dosłownie, jak i metaforycznie. Patrzyła na ten makabryczny symbol, nie mogąc przestać myśleć, że to wszystko stało się przez nią.
- Mam na rękach jej krew – powiedziała do samej siebie. - Malfoy, czy ty też ją widzisz? Czy ona jest prawdziwa? Zaczynam wariować.
- Jest prawdziwa – powiedział i wskazał na swoją koszulę, na której dziewczyna odbiła krwawe ślady. - Zaprowadzę cię do wieży. Powinnaś się położyć.
Hermiona kiwnęła głową, ale wciąż patrzyła na swoje dłonie. Zbierało jej się na wymioty, gdy do jej mózgu znów przedzierała się świadomość, co się stało. Chciała mieć już tę noc za sobą. Położyć się na łóżku i odpłynąć choć na chwilę w jakieś radosne sny. Stawiała kroki mechanicznie, nie myśląc nad tym co robi. Po prostu iść, nie zatrzymywać się. Dotrzeć do łóżka. Przeżyć jeszcze jedną okropną noc. Kiedy znalazła się przed portretem, zrozumiała, jak bardzo boi się ciszy i ciemności, która ją czeka.
- Dobranoc, Granger – powiedział Malfoy i skierował się w stronę schodów.
Dziewczyna szybko zacisnęła rękę na jego przedramieniu. Draco odwrócił się powoli.
- Zostań – szepnęła.
Malfoy przez chwilę patrzył na nią z zaskoczeniem w oczach, a potem kiwnął powoli głową.
- Zostanę – odpowiedział cicho.
<ekhem, jak ktoś chce, to polecam włączyć>
- Wymyśl co tylko chcesz – powiedział cicho, stając przed Pokojem Życzeń.
Dziewczyna przymknęła opuchnięte powieki i bardzo powoli przeszła trzy razy wzdłuż ściany, aż nie pojawiły się drzwi. Nie odzywała się, a Draco nie chciał przerywać tej ciszy. Nie wiedział nawet, co mógłby powiedzieć jej w tej sytuacji, żeby nie zabrzmiało to pusto.
Otworzył drzwi i przepuścił Granger, aby weszła pierwsza. Hermiona natychmiast rzuciła się na duże łóżko i wtuliła w pościel. Draco rozejrzał się szybko po pokoju. Spore okno wpuszczało do pomieszczenia blade światło księżyca. W środku stało jedynie łóżko, to wszystko. Nie wymagał jednak od Granger większej inwencji twórczej. Wysilił swój umysł i na jednej ze ścian pojawiły się drzwi.
- Musisz się umyć, nadal jesteś cała we krwi – powiedział łagodnie.
Dziewczyna wstała bez dyskusji i skierowała się do łazienki. Jej ruchy były zupełnie mechaniczne, patrzyła tępo przed siebie, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie się znajduje. Draco poczekał, aż trzasną drzwi i skierował się do okna. Biedna Lovegood, nie zasłużyła na coś takiego. Mało osób zasługiwało na taki koniec. Mimo usilnych starań, w uszach wciąż dźwięczał mu rozrywający serce krzyk Granger. Gdy zamykał oczy, widział ją umazaną krwią, powtarzającą bezwiednie imię przyjaciółki. Taką bezbronną i kruchą. Nie chciał myśleć o Krukonce, o jej częściowo rozebranym, wystawionym na makabryczny widok ciele. O krwi, która zmieszała się ze śniegiem i tworzyła okropny obraz. Czy to samo czeka Pansy? Czy ją też odnajdą bladą i bez życia? Jak wyglądały ostatnie chwile z życia Lovegood? Wiedziała co ją czeka czy zginęła szybko?
Odwrócił się szybko, gdy trzasnęły drzwi. Granger wróciła i znów skuliła się w łóżku, zajmując niewyobrażalnie mało miejsca. Podszedł do niej i usiadł na brzegu materaca. Jej ciało trzęsło się lekko.
- Potrzebujesz czegoś? - zapytał najłagodniejszym głosem, na jaki było go stać.
- Przytul mnie. Proszę, Draco. Potrzebuję czyjegoś dotyku i ciepła – powiedziała ledwo słyszalnie.
Nie miał najmniejszej ochoty jej tego odmawiać. Położył się na łóżku i przyciągnął ją do siebie. Dziewczyna natychmiast wtuliła się w niego, uczepiając się jego koszuli. Położył delikatnie rękę na jej talii. Hermiona trzesła się w jego ramionach. Wtuliła głowę w jego ramię, jakby było najwygodniejszą rzeczą na świecie. Czuł, jak jej łzy powoli spływają mu po obojczykach i wsiąkają w koszulę. Gdy zaczynała powoli się uspokajać, raz za razem następował kolejny spazm. Wczepiała się wtedy w niego mocniej palcami i kuliła w sobie jeszcze bardziej, a on w odpowiedzi trzymał jeszcze mocniej jej napięte ciało i wołał w myślach do Merlina o sen dla niej. Nie umiał jej pomóc ani nie mógł wziąć chociaż trochę tego cierpienia na siebie, a ona wydawała mu się zbyt krucha na to, żeby udało jej się to wszystko udźwignąć.
- To moja wina – wydusiła z siebie.
- Nie bądź głupia, nie możesz tak mówić.
- Ale to prawda.
Podniósł rękę do jej twarzy i łagodnie wytarł kciukiem łzy z jej policzka. Czy mógł zrobić teraz coś innego, niż po prostu być?
- Co masz na myśli? - zapytał, żeby móc zbić jej ewentualne argumenty.
- Okłamałam cię, Draco – wyszlochała. - Przepraszam, po prostu nie umiałam powiedzieć ci co zrobiłam naprawdę. Co oboje zrobiliśmy, ja i Ron. I nie każ mi tego mówić, bo nie dam rady tego z siebie wydusić. Po prostu mi wybacz, bo potrzebuję cię teraz w moim życiu.
Na dźwięk tych słów przytulił ją trochę mocniej i pocałował w czubek głowy. Jej włosy pachniały jak kwiaty i z rozkoszą wtulił w nie twarz. Okłamała go... Tego się spodziewał. Tylko co mógłby teraz powiedzieć? Nie był w stanie być na nią teraz nawet zły. Czy kiedykolwiek ktoś w życiu powiedział mu, że go potrzebuje? Czy ktoś wtulał się w niego z taką niewinnością, bojąc się, że odejdzie? Ten cały dzień przyniósł mu wiele zaskakujących wniosków. Był wściekły na Granger i czuł się upokorzony, ale mimo to nawet ta urocza Abbie nie powstrzymała go, żeby wybiegł za Gryfonką, gdy tylko ją zobaczył. Spieprzył sprawę koncertowo i zdawał sobie z tego sprawę. Jak zwykle. Chociaż co innego mu pozostawało, gdy dobrze wiedział, że Granger nie dopuści go do siebie chociażby na metr, po tym co się stało? Wniosek drugi, jej rozpacz rozrywała mu serce, a on nawet nie wiedział dlaczego. Przez ostatnie miesiące jakimś cudem przeszli od chłodu, do momentu, gdy leżała w jego ramionach i mówiła, że go potrzebuje. A on nie wiedział co z tym zrobić. Bał się, że jeżeli ona za bardzo się przed nim otworzy, to on złamie jej serce. Tylko to potrafił robić, niszczyć wszystkie dobre rzeczy w swoim życiu. Z nią stałoby się to samo. Tak naprawdę to się bał, choć trudno było mu to przyznać przed nim samym. Czuł od jakiegoś czasu, że w ich relacjach coś się zmienia, że nie jest jak wcześniej. A potem ją pocałował pod wpływem chwili i urzeczywistniły się wszystkie jego lęki. Coś w niej zaczęło go przyciągać, a im silniej to czuł, tym bardziej pragnął uciec. Chciał uciec do Abbie, ale nawet tam dopadła go Granger. Wiedział, że jeżeli pewnego dnia obudzi się z myślą, że Hermiona jest dla niego kimś znacznie więcej, niż powinna, po prostu odejdzie i nie będzie oglądał się za siebie. Jeżeli do głowy przyjdzie mu kiedykolwiek myśl, że jest zakochany, to okaże się tchórzem i ucieknie, łamiąc jej przy tym serce. Uczucia były niebezpieczne. Mimo wszystko przytulał ją do siebie coraz mocniej, bojąc się o kolejny dzień. Słuchał jej łkania i głaskał ją uspokajająco po włosach i plechach.
- Luna... Pansy... Phoebe... To moja wina. On robi to wszystko przeze mnie. Mści się na mnie, a cierpią postronne osoby. Wolałabym nie żyć, niż czuć tę odpowiedzialność.
- Nie mów tak. Dopadniemy go, Granger, przysięgam. Zapłaci za wszystko, co zrobił.
- Jakim cudem mnie nie nienawidzisz? - zapytała z bólem. - To przeze mnie porwał Pansy. Powinieneś się mną brzydzić. Dlaczego po prostu stąd nie wyjdziesz? Dlaczego nie powiesz mi, że to moja wina i lepiej by było, gdyby dopadł mnie, zamiast nich?
- Nie umiem cię już nienawidzić. Za dużo się stało, Hermiono, żebym mógł to zrobić. I przepraszam za to, co zobaczyłaś dzisiaj w moim dormitorium. Tak, wiem, nic ci nie obiecywałem, co już zdążyłem wykrzyczeć wcześniej, ale mimo wszystko czuję, że jestem winien ci wyjaśnienia. Po prostu się poddałem, rozumiesz?
Pokręciła przecząco głową, ale uznał, że nie ma ochoty na wytłumaczenia. Jak mogła być zła, skoro miała wtedy narzeczonego? Jak miał się nie poddać i próbować dalej?
- Ludzie nie są kawałkiem mięsa – powiedział tylko.
Potem przyszła faza spokoju. Hermiona zaczęła oddychać coraz bardziej miarowo i przestała drżeć. Draco nadal bezwiednie głaskał ją po plecach i czekał, aż Gryfonka zaśnie. Sam miał zbyt dużo do przemyślenia, żeby sobie na to pozwolić. Istniały tylko dwie opcje. Odejdzie z samego rana, zanim cokolwiek zdąży się rozwinąć lub zostanie i spróbuje się z tym zmierzyć. Tylko, że nikt mu nigdy nie pokazał jak się zostaje i jak się czuje cokolwiek do drugiej osoby, sam musiałby nauczyć się tego wszystkiego.
- Chciałaś kiedyś wiedzieć, jak uratowałem Harry'emu życie. Uspokoisz się trochę, jeżeli ci to opowiem?
Skinęła powoli głową. Draco przez
chwilę milczał, układając w głowie słowa, które mógłby
wypowiedzieć.
- W wakacje chciałem pobawić się w bohatera, nie wiem nawet czemu. Pewnie ze strachu, jakolwiek głupio by to nie brzmiało. Niedobitki Śmierciożerców nadal działały, a ja skontaktowałem się z Potterem, że chcę pomóc. Niezbyt mi wierzył, szczerze mówiąc. W końcu postanowił zaryzykować, byłem ich największą szansą na skończenie tej farsy. Podałem mu datę i godzinę spotkania wszystkich, którzy ocaleli. Potter miał wsparcie, ale po jakimś czasie zaczęli przegrywać, szczególnie jak stracili jednego aurora. Wszyscy skupili się na Wybrańcu, a ja zrobiłem największą głupotę, ujawniłem się. Zmieniłem stronę podczas walki, odpychając Pottera, gdy leciała w jego stronę Avada. Przegraliśmy, chociaż oni ponieśli większe straty. Musieliśmy uciekać, a ja byłem już spalony. Wróciłem do Hogwartu, żeby się ukrywać. Prowizorycznie zrobili to też Teo i Blaise. A Pansy wróciła, bo nie miała dokąd iść.
- Ron mówił mi o tej akcji i powiedział, że jakiś kretyn wszytko zepsuł. Nie boisz się, że w końcu cię dopadną?
- Pewnie kiedyś to zrobią, ale łatwo skóry nie sprzedam.
Nie odpowiedziała, tylko zamknęła opuchnięte powieki.
Wreszcie zasnęła. Wsłuchał się w jej oddech. Jej loki łaskotały go w nos, ale nie miał ochoty ich odgarniać. Po prostu starał się leżeć, odpychać od siebie obrazy tej nocy i nie myśleć o tym, co będzie rano.
Z trudem otworzyła opuchnięte oczy. Głowa pękała jej od nienośnego bólu. A w dodatku nie była u siebie. Odchyliła lekko głowę. Malfoy nie spał już i patrzył na nią, jakby bał się, że Hermiona może rozpaść się na kawałki. To wiele wyjaśniało, to nie był sen. Naprawdę zasnęła w ramionach pieprzonego Dracona Malfoya po tym, jak... Przełknęła głośno ślinę. To wszystko nie tak powinno wyglądać. Zawalczyła ze łzami i odsunęła się od Ślizgona.
- Rano wszystko wygląda inaczej, prawda? - zapytała zduszonym głosem. - Nie powinnam prosić, żebyś został, przepraszam.
- Tak, Granger, rano zawsze myśli są inne, niż nocą.
- Myślisz, że ogłoszą to wszystko na śniadaniu?
- Tak, a to idealny powód, żeby tam nie iść.
____________________________________________________
Hej, hej! Trochę się stresuję dodając ten rozdział, bo trochę chyba w nim popłynęłam za bardzo, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.
Być może na dniach pojawi się tutaj moja stara miniaturka, która widnieje gdzieś na moim bardzo starym, bardzo słabym i bardzo zapomnianym blogu. A trochę mi jej szkoda, bo bardzo ją lubię i chciałabym dać jej tutaj drugie życie. Zastanowię się nad tym jeszcze :D Mimo upływu lat, niezmiennie uważam ją za dobrą.
Pozdrawiam! :*
- W wakacje chciałem pobawić się w bohatera, nie wiem nawet czemu. Pewnie ze strachu, jakolwiek głupio by to nie brzmiało. Niedobitki Śmierciożerców nadal działały, a ja skontaktowałem się z Potterem, że chcę pomóc. Niezbyt mi wierzył, szczerze mówiąc. W końcu postanowił zaryzykować, byłem ich największą szansą na skończenie tej farsy. Podałem mu datę i godzinę spotkania wszystkich, którzy ocaleli. Potter miał wsparcie, ale po jakimś czasie zaczęli przegrywać, szczególnie jak stracili jednego aurora. Wszyscy skupili się na Wybrańcu, a ja zrobiłem największą głupotę, ujawniłem się. Zmieniłem stronę podczas walki, odpychając Pottera, gdy leciała w jego stronę Avada. Przegraliśmy, chociaż oni ponieśli większe straty. Musieliśmy uciekać, a ja byłem już spalony. Wróciłem do Hogwartu, żeby się ukrywać. Prowizorycznie zrobili to też Teo i Blaise. A Pansy wróciła, bo nie miała dokąd iść.
- Ron mówił mi o tej akcji i powiedział, że jakiś kretyn wszytko zepsuł. Nie boisz się, że w końcu cię dopadną?
- Pewnie kiedyś to zrobią, ale łatwo skóry nie sprzedam.
Nie odpowiedziała, tylko zamknęła opuchnięte powieki.
Wreszcie zasnęła. Wsłuchał się w jej oddech. Jej loki łaskotały go w nos, ale nie miał ochoty ich odgarniać. Po prostu starał się leżeć, odpychać od siebie obrazy tej nocy i nie myśleć o tym, co będzie rano.
Z trudem otworzyła opuchnięte oczy. Głowa pękała jej od nienośnego bólu. A w dodatku nie była u siebie. Odchyliła lekko głowę. Malfoy nie spał już i patrzył na nią, jakby bał się, że Hermiona może rozpaść się na kawałki. To wiele wyjaśniało, to nie był sen. Naprawdę zasnęła w ramionach pieprzonego Dracona Malfoya po tym, jak... Przełknęła głośno ślinę. To wszystko nie tak powinno wyglądać. Zawalczyła ze łzami i odsunęła się od Ślizgona.
- Rano wszystko wygląda inaczej, prawda? - zapytała zduszonym głosem. - Nie powinnam prosić, żebyś został, przepraszam.
- Tak, Granger, rano zawsze myśli są inne, niż nocą.
- Myślisz, że ogłoszą to wszystko na śniadaniu?
- Tak, a to idealny powód, żeby tam nie iść.
____________________________________________________
Hej, hej! Trochę się stresuję dodając ten rozdział, bo trochę chyba w nim popłynęłam za bardzo, ale mam nadzieję, że się wam spodoba.
Być może na dniach pojawi się tutaj moja stara miniaturka, która widnieje gdzieś na moim bardzo starym, bardzo słabym i bardzo zapomnianym blogu. A trochę mi jej szkoda, bo bardzo ją lubię i chciałabym dać jej tutaj drugie życie. Zastanowię się nad tym jeszcze :D Mimo upływu lat, niezmiennie uważam ją za dobrą.
Pozdrawiam! :*
Hej, hej! ;* Idziesz jak burza, ja dopiero komentuję rozdział, a ty wyjeżdżasz dodatkowo z miniaturką! :D Ale co sie dziwić, jak tydzień się zbieram do komentarza. Uczelnia mnie ostatnio morduje, wiesz jak to w czerwcu xd Postaram się dzisiaj też pod miniaturką zostawic parę słów xd
OdpowiedzUsuńNawet nie wiem jak ubrać w słowa, jak mi smutno, ze Luna jednak naprawdę nie żyje ;c cały czas miałam nadzieję, że jednak okaże sie cos innego, ze to ktoś inny, przebranie, eliksir wielosokowy, cokolwiek, naprawdę. Ale się nie doczekałam. Ja wiem, ze to takie opowiadanie, w którym muszą być ofiary, ale czemu Luna... ;c Przyjmij moje wirtualne uściski, bo bo to bardzo cieżko na duszy jest, jak trzeba zabic bohaterów, ja jeszcze nigdy nie dałąm rady tego zrobić, choć planuje się w końcu na to zdobyć.
I znowu rozciecie na szyi, czyli krwawe, mocno nie-czarodziejskie morderstwo. Bardzo mi się podobało jak opisałaś tą szaleńćzą rozpacz Hermiony, ze prawie oszalała totalnie od samego widoku.
Draco też łądnie sie zachowywał, stał tam po porstu jak skała i pozwolił jej się uspokoić, nie wciskał sie od razu z jakimś pocieszaniem i kojącymi słówkami. I chyba dokłądnie takie postawy bym się po nim spodziewała - niby zdystansowanej, bardzo Draconowej, ale jednak w tej sytuacji najbardziej odpowiedniej.
Serce mi urosło jak go poprosiła, żeby został, jak to ładnie ujęłaś takim jednym prostym słowem :) I oczywiscie wkręciłaś mi piosenkę, która swoją drogą świetnie otuliła całą scenę fajnym klimatem. Trochę się wzruszyłam w zasadzie, ale ja ostatnio jestem strasznie niestabilna i ciągle płaczę na wszystkim xd
Draco ogólnie też pewnie jest tym zestresowany z innych przyczyn, bo ciało Luny musiało sprawić, że jeszcze bardziej boi się o Pansy i cieszę się, że o niej wspomniał w swoich rozmyślaniach. A no i nie wiem jak z Hermioną, ale dla mnei Draco już totalnie jest w niej zakochany. Jak myślisz o tym, ze chciałbyś zabrać trochę jej cierpienia i wziąć to na siebie, to już ją kochasz, stary, sorry. Czas przeprowadzic ze sobą poważną rozmowę xd Cieszę sie, ze mu powiedziała, ze go okłąmała i tak szczerze to dobry moment wybrała, bo naprawdę, jak miałby teraz się na nią gniewać? Ale ja jestem zła, że ona nie chce mu powiedzieć prawdy... no bo wtedy ja się dowiem. Więc niech mu już powie, błagam, bo zacznę sobie wyrywać włosy z frustracji, a nie mam ich jakoś strasznie bujnych, więc nie mam dużego zapasu. A zatem kiedy wyłysieję, to bedzie twoja wina, Mary :D Z pewnością nie dasz rady z tym życ i w nastepnym rozdziale nam wyjawisz, co zrobiła Hermiona, prawda? *.*
Przykro mi było czytać tę końcówkę, po prszebudzeniu, bo miała bardzo fatalistyczny nastrój, caly ten poranek w moich oczach wymalował sie taką szarą wizją z przydymionym powietrzem. Nie wiem jak to robisz, ze tak łatwo wsadzasz obradzy do mojej głowy :D Ale jak czytam twoje rozdziały to zawsze wszystko widzę, bardzo wyraźnie.
Ta nocna atmosfera między nimi znacznie bardziej przypadła mi do gustu, a przecież wcale nie było im wesoło. Ehh, ja to bym juz chciała, żeby romans rozkwitł xd I wcale nie popłynęłaś za bardzo, wszystko było pięknie!
Znów przepraszam za mój zapłon w komentowaniu i czekam z niecierpliwością na kolejny. Życzę mnóstwa weny i czasu. Pozdrawiam ;*