Rozdział XIX


    - Merlinie, tak się martwiłam!
      Zapłakana Ginny rzuciła się Hermionie na szyję z takim impetem, że starsza Gryfonka zatoczyła się lekko do tyłu. Przyjaciółka wtuliła się w nią i zaszlochała. Oszołomiona dziewczyna pogłaskał ją odruchowo po włosach i poczuła, jak w oczach znów zbierają jej się łzy. Po chwili Ginny odsunęła się od panny Granger i spojrzała na nią ze złością.
    - Jak mogłaś mi to zrobić? Obudziłam się w nocy i nigdzie cię nie było. Przeszukałam całą wieżę. Byłam pewna, że zniknęłaś jak Luna i Parkinson.
    - Przepraszam... Ta noc...
    - Poszłam do McGonagall zgłosić twoje zaginięcie. Nie spała, była cała roztrzęsiona i łamał jej się głos. Powiedziała mi, że nic ci nie grozi i jesteś bezpieczna i odprowadziła mnie do dormitorium. Nie chciała powiedzieć nic innego, Hermiono. Nie spałam aż do śniadania, zeszłam jako pierwsza i zobaczyłam Wielką Salę udekorowaną na czarno. Gdzie ty byłaś, do cholery?
      Dziewczyna znów zaniosła się płaczem i ukryła twarz w dłoniach. W Hermionę uderzyły ogromne wyrzuty sumienia. Dlaczego nie wróciła ostatniej nocy do pokoju? Dlaczego nie pomyślała o Ginny i spędziła noc z Malfoyem?
    - Byłam z Malfoyem na błoniach. Poszliśmy się przejść, to bardzo długa historia. Coś jest między nami, Ginny, a ja nie wiem co. Znaleźliśmy ją. McGonagall zabroniła nam o tym mówić. Nie umiałam wrócić z tym ciężarem do dormitorium i udawać, że nic się nie stało. Nie potrafiłam tego w sobie trzymać. Spędziłam noc w Pokoju Życzeń.
      Hermiona wpatrywała się na zaskoczenie malujące się na zapuchniętej od płaczu twarzy przyjaciółki i błagała ją w myślach o zrozumienie. To nie był najlepszy czas na poruszanie kwestii Ślizgona, ale nie mogła zatajać tego przed nią w tej chwili. Była jej winna choć tyle.
    - Nie wierzę w to wszystko. Nie wierzę, że to spotkało akurat Lunę. Nigdy więcej nie wychodź w nocy bez poinformowania mnie, błagam. Nie przeżyję tego. Jak umarła? Muszę to wiedzieć, błagam, powiedz mi.
    Ginny usiadła ciężko na łóżku i znów ukryła twarz w dłoniach. Hermiona patrzyła na nią ze łzami w oczach i bała się wracać pamięcią do wydarzeń z nocy. Nie mogła powiedzieć przyjaciółce o tym, co się stało, te słowa nie przeszłyby jej przez gardło.
    - Miała szybką śmierć – odpowiedziała dziewczyna, powstrzymując płacz.
      Wcale nie była taka pewna swojej odpowiedzi. Jak długo człowiek dusi się własną krwią? Jak długo ciecz bulgocze mu w płucach? Jak długo zdaje sobie sprawę z tego, że to już koniec?
    - Wybacz, Ginny, ale chyba muszę się położyć.
      Skierowała się powoli w stronę swojego łóżka i opadła na nie ciężko, zwijając się najbardziej jak tylko mogła. Ponad wszystko pragnęła zostać teraz sama i móc spokojnie się rozpłakać. Nie umiała udawać silnej, potrzebowała trochę wsparcia i opieki, aby móc dojść do siebie po tym wszystkim, co się stało.
    - Co robiłaś z Malfoyem? - zapytała Ginny, jakby dopiero teraz dotarł do niej pełen sens tego, co przyjaciółka powiedziała jej wcześniej.
    - To długa historia, nawet nie wiedziałabym od czego zacząć. Przyjaźnimy się.
    - To dlatego zerwałaś zaręczyny? Zerwałaś z Ronem dla cholernego Dracona Malfoya? - W głosie Gryfonki zabrzmiał gniew.
    - Ginny... On nie miał nic wspólnego z naszym rozstaniem. To tylko... On bardzo mi pomaga.
    - Jasne. I nie chce nic w zamian? - zapytała z powątpiewaniem.
    - Robi to bezinteresownie. - Hermiona nie miała pewności czy to prawda, ale nie chciała wdawać się w dyskusję.
    - Jesteś naiwna, skoro tak sądzisz.
    - I mówi to osoba, która potajemnie spotyka się z Blaisem Zabinim?
      Ginny poczerwieniała na twarzy, po czym wstała i wyszła z dormitorium trzaskając drzwiami. Panna Granger miała już pewność, że źle postąpiła mówiąc przyjaciółce o Ślizgonie. Jak mogła zrozumieć, co ich łączy, skoro Hermiona nie mogła powiedzieć jej całej prawdy o celu ich spotkań? Nie miała teraz siły na to, aby dodatkowo kłócić się z Ginny, była wykończona. Pozwoliła, żeby łzy popłynęły jej swobodnie po twarzy.


      Bezwiednie bawiła się łańcuszkiem zawieszonym na swojej szyi. Prezent bożonarodzeniowy od Malfoya. Unikała go od nocy w Pokoju Życzeń.
    - Może powinnaś zejść w końcu na obiad? - zapytał Laurus wpatrując się w nią zmartwiony.
    - Nie czuję się chyba na siłach. Jesteś prawdziwym przyjacielem, dziękuję.
      Nabiła pieczonego ziemniaka na, wyniesiony z kuchni przez Laurusa, widelec. Przesiadywał teraz często z Hermioną w Wieży Gryffindoru i starał się nie zwracać uwagi na spojrzenia i zaczepki reszty Gryfonów. Mimo, że minął prawie tydzień, Ginny nadal traktowała przyjaciółkę jak powietrze. Jej rolę przejął Ślizgon, który starał się za każdy razem zwędzić ze stołu jak najlepsze jedzenie dla Hermiony, a później rozsiadali się przed kominkiem i zazwyczaj milczeli.
    - Hermiono, wiem, że to może zabrzmieć okrutnie, ale musisz ruszyć dalej. Spróbować zostawić to za sobą i żyć. Nie odgradzaj się od świata.
      Dziewczyna rozejrzała się po Pokoju Wspólnym, był praktycznie pusty, większość uczniów była jeszcze na obiedzie.
    - To ja ją znalazłam – szepnęła. - Widzę to, gdy tylko zamykam oczy. Laurusie, czy to kiedyś zniknie?
      Widziała po jego twarz, że próbować zamaskować szok. Ukryła twarz w dłoniach, aby nie zobaczył, że znów zbiera jej się na płacz. W jego oczach musiała być taka słaba...
    - Nie, to nigdy nie znika. Po czasie traci szczegóły i zaciera się, ale nie znika. Wciąż widzę mojego ojca, nie mogę normalnie spać.
      Położył jej delikatnie dłoń na ramieniu. Bała się podnieść wzrok i na niego spojrzeć, chciała zostać sama.
    - Jesteś silna, Hermiono – powiedział po chwili. - Zjedz jeszcze trochę, jutro nie przyniosę ci nawet kęsa, zejdziesz do Wielkiej Sali. Będziesz musiała nauczyć się żyć z tym, co się stało.


      Słyszała jego kroki już z daleka, to zaskakujące, jak wyostrzają się inne zmysły, gdy od tak dawna człowiek widzi jedynie czerń. Wraz z jego nadejściem wrócił przejmujący strach, który już tak dawno przestał być dla niej czymś nowym. Słyszała jak nie tak dawno temu wyciągał Lunę z dołu obok, od tamtego czasu nie wrócił, co mogło oznaczać tylko jedno. Czy teraz przyszła wreszcie pora na nią? Czy to już koniec jej dni w tym zimnym dole?
      Poczuła, jak magia podnosi ją z ziemi i wyciąga na powierzchnię. Była dziwnie spokojna. To był ten dzień, wiedziała o tym. Czy znajdzie w sobie wystarczająco wiele siły, aby walczyć o swoje życie? Upadła boleśnie na ziemię, śnieg tylko lekko to zamortyzował.
    - Nie wydajesz się przestraszona – powiedział spokojnie.
    - Nie jestem – odpowiedziała cicho.
      W duchu wołała do Merlina o pomoc i przesuwała dyskretnie dłonią po ośnieżonej trawie. Musiała natrafić w końcu na coś, co może posłużyć jej za broń. Centymetr po centymetrze przeszukiwała powoi obszar, starając się, aby nie ujrzał jej ruchu. Wreszcie jej modły zostały wysłuchane, gdy wymacała spory kamień. Zacisnęła mocno palce na swojej ostatniej nadziei. Będzie walczyć, nie da zarżnąć się jak zwierzę.
    - Co zrobiłeś Lunie? - zapytała, wstając.
    - Nie psuj sobie niespodzianki – odpowiedział i zaśmiał się krótko.
      Był pewny siebie, więc z pewnością mniej czujny, to przemawiało na jej korzyść. Jej opaska na oczy nagle zniknęła i Pansy musiała zamknąć szybko powieki, bo nawet blade światło księżyca okazało się dla niej szokiem. Otworzyła je z trudem, badając otoczenie i krzycząc wewnętrznie ze szczęścia, że jej szanse tak gwałtowanie się zwiększyły. Spojrzała wreszcie na swojego oprawcę i zamarła. Jej serce zamarło na chwilę, gdy wpatrzyła się w twarz, którą znała tak dobrze.
    - Nie – szepnęła bezwiednie, kręcąc delikatnie głową i próbując odrzucić od siebie ten obraz.
      W odpowiedzi posłał jej tylko złośliwy uśmiech. Zacisnęła dłoń na kamieniu tak mocno, że poczuła jak ostra krawędź rani jej skórę. Ból był orzeźwiający, nie mogła myśleć w tej chwil o człowieku, który zgotował jej piekło i o tym, kim on jest. Jeżeli będzie o tym myśleć, zginie.
Zaczął zbliżać się do niej powoli. Dostrzegła w jego dłoni nóż i dreszcz paniki przebiegł po jej ciele. Dopiero w tym momencie zaczął paraliżować ją obezwładniający strach. Odetchnęła głęboko. Obróciła delikatnie kamień w dłoni, aby mieć pewność, że uderzy właściwą stroną. Liczyła w myślach sekundy, aby odrobinę się uspokoić. Gdy był już blisko, wiedziała, że ma tylko jedną szansę aby przeżyć ten dzień. Użyła całej swojej energii i rzuciła się na niego Zobaczyła w jego oczach zaskoczenie, a potem, w momencie, gdy kamień zetknął się z jego skronią, Pensy poczuła jak nóż wbija się w jej ciało. Jak w zwolnionym tempie widziała, jak jej napastnik zatacza się, krzyczy i upada. Spojrzała w szoku na swoją bluzkę, która nasiąkała szybko krwią. Musiała biec, musiała uciekać, bo kończył jej się czas. Przycisnęła mocno dłonie do swojego boku, aby zatamować krwawienie i rozejrzała się wokół siebie w panice. Po chwili dostrzegła na trawie wydeptane na śniegu ślady i rzuciła się ich tropem. To on musiał je zostawić podczas swoich licznych wycieczek. Na tę myśl znów ścisnęło ją w sercu. Jak on mógł? Adrenalina napędzała ją do biegu, chociaż słabe nogi plątały się i potykały o najmniejsze przeszkody. Już od tak dawna nie zmuszała swoich mięśni do wysiłku.
      Usłyszała jego krzyk i próbowała przyspieszyć, ale była zbyt słaba. Gonił ją, słyszała za sobą jak jak jego kroki łamią gałązki leżące na trawie. Był coraz bliżej. Biegła rozglądając się za jakąś kryjówką, aż w końcu rzuciła się w dziurę w ziemi, którą zostawiło powalone drzewo. Upadła boleśnie i wtoczyła się w cień. Przez cały czas biegła po wydeptanym śniegu, aby nie mógł rozpoznać jej kroków, powinny zaprowadzić go aż do zamku. Schroniła się między grubymi korzeniami i próbowała oddychać jak najciszej. Bok pulsował jej nieznośnym bólem, a lepkie od krwi dłonie opadały ze zmęczenia. Przyciskała je z całej siły. Nóż nie mógł wejść głęboko i najwidoczniej nie uszkodził żadnego narządu, ale utrata krwi w jej stanie była bardzo niebezpieczna. Czuła, jak głowa zaczyna jej ciążyć. Z tej odległości praktycznie widziała już błonia, ale była zbyt słaba i bała się, że mógłby ją dogonić.
      Słyszała, jak jego kroki zbliżają się do jej kryjówki. Widziała jak ominął ją, a potem poszedł w stronę zamku. Jeżeli odwróci się, to będzie po niej. Zauważy ją, a ona nie miała już sił walczyć. Po chwili skręcił jednak i zaczął się oddalać, szukając ją w innych częściach lasu. Odczekała chwilę, ale wiedziała, że i tak umrze, jeżeli nie otrzyma szybko pomocy. Świat wydawał jej się zamglony, a mięśnie odmawiały jej posłuszeństwa. Wstała i z trudem wyszła z dziury. Rzuciła się pędem płacząc z wysiłku. Jeszcze tylko kilka kroków. Kilka kroków i znajdzie się na błoniach. Nie mogła zapanować nad oddechem, łzami i własnym ciałem. Kręciło jej się w głowie, a każdy kolejny krok sprawiał ból. Wybiegła wreszcie na otwarty, ośnieżony teren, ale wiedziała, że nie jest jeszcze bezpieczna. Nie umiała wyrównać tempa, wykorzystywała całą energię, którą umiała z siebie wykrzesać. I wtedy się poślizgnęła. Upadła na śnieg i nie udało jej się powstrzymać krótkiego krzyku, który wydarł się z jej gardła. Natychmiast złapała się za bok, ale czuła jak krew swobodnie przepływa przez jej palce. Chciała wstać, ale nie miała siły, aby zmusić mięśnie swoich nóg do chociaż jednego ruchu. Czuła jak powoli odpływa. Patrzyła mokrymi od łez oczami na poświatę schowanego za chmurami księżyca, który na zamianę tracił i odzyskiwał ostrość. Jej ręce opadły bezwiednie na śnieg. Czuła jak wykrwawia się i zamarza jednocześnie. Biały puch palił jej spocone ciało jak ogień. Nie czuła stóp, po biegu na boso przez śnieg, który skrywał pod sobą gałęzie i kamienie. Poddała się. Nie było już o co walczyć. Czuła jak odchodzi.
      Usłyszała zbliżające się do niej kroki. Jednak ją odnalazł. Zamknęła oczy. To koniec. Wymówiła cicho jego imię, w niewypowiedzianej prośbie o łaskę.


___________________________________________

Hej, hej! Wiem, jak bardzo krótki jest ten rozdział. Nie wynika to z pisania na siłę, po prostu nie chciałam lać wody, w następnym szykuję małą bombę :D
Trochu mnie tu nie było, stęskniłam się. Przez ostatni czas stałam się mistrzynią w marnowaniu czasu i nie wiem nawet kiedy mijał. Nie wiem jakie odstępy między rozdziałami uda mi się utrzymać, ale ostatnio jestem szczęśliwa jak trafi mi się jeden pełny dzień tylko dla mnie raz na dwa tygodnie. No nic, zostawiam Was z tą (powiedzmy) zapowiedzią rozdziału następnego!
Pozdrawiam!

4 komentarze:

  1. Dlaczego tutaj nie ma żadnego komentarza?! To całe opowiadanie jest naprawdę super. Podoba mi się to jak wprowadzasz taką niepewność, atmosferę grozy. Mam nadzieję, że ten kto odnalazł Pansy to Draco (lub ktoś inny- ale dobry). Strasznie mi jej żal. Mam wrażenie, że Ginny jest wykreowana przez Ciebie jak takie dziecko, naiwne i dość egoistyczne. Nie przepadam za nią szczególnie. I już kończąc, cała ta tajemnica, ta od której się to wszystko zaczęło, kim jest ten morderca, co z tym wszystkim ma wspólnego Hermiona, sprawia, że z niecierpliwością czekam na każdy kolejny rozdział, mając nadzieje że uchylisz choć trochę rąbka tajemnicy (Robisz to :) wiemy już, że Pansy zna swojego kata). Mimo że bardzo bym chciała to nie potrafię znaleźć żadnych negatywów, tyle że ja nie jestem w ogóle obiektywna. Skradłaś moje serce!
    Do następnego.
    Pozdrawiam,
    Dagie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejka! Bardzo dziękuję za komentarz i opinię! Nie przepadam jakoś szczególnie za Ginny i chyba nie umiem zrobić z niej jakoś szczególnie pozytywnej postaci :/
      Pozdrawiam! :*

      Usuń
  2. Łoo, zobacz, udało mi się dotrzeć tu z komentarzem zanim upłynął rok od publikacji. Braw dla mnie, jestem jak błyskawica. A tak serio to wybacz, ze znowu późno - chciałam najpierw dodać swój, uznałam, że taka samodyscyplina może mi pomóc. Ale gówno pomaga xd Nie umiem ostatnio organizować sobie wolnego czasu. Może dlatego, że go nie miewam xd *histeryczny śmiech przez łzy*
    Ja na miejscu Ginny chyba bym się nwet bardziej wściekała na Hermionę :D No bo rzeczywiscie, takie rzeczy sie w zamku dzieja, budzisz się w środku nocy, a twojej przyjaciółki nie ma... A jak McGonagall była taka roztrzęsiona, to jestem pewna, że zanim powiedziała Ginny, że Hermionie nic nie grozi, to ruda pomgła pomyśleć, że to właśnie coś z Mioną. W sensie że dlatego McGonagall jest w takim stanie. A w rzeczywistosci wcale nie jest lepiej, bo przecież Luna...
    Ech niby Hermiona Ginny dobrze powiedziala, jak Weasley się zaczęła czepiać o Malfoya, ale z drugiej strony w takiej chwili mogłaby jej odpuśić xd Ale Gin naprawdę zachowała sie szczeniacko, tak odcinając Hermione z tego powodu. Dobrze, że chociaż Laurus jest przy niej.
    Czyli Pansy zna naszego złoczyńcę? Jestem naprawdę ciekawa, czy to jest jakaś postać, którą czesto widujemy w tych rozdziałach, czy jednak ktoś, kto tylko został wspomniany, np? Za każdym razem jak jak cos ujawnisz, to tworzysz dziesięć nowych pytań xd Jejku, nie chcę, żeby Pansy zginęła ;c Wiem, ze nie moze uciec, bo wtedy zagadka by sie od razu rozwiązała, wiec może niech on jej wymaże pamięć i ją gdzieś zostawi? Chcialabym, zeby ona w końcu wydobrzała, bo nie mogę już znieść tego, jakie ona tortury przechodzi. A teraz jeszcze ją zranił. Mam ogromną nadzieję, ze te kroki, które usłyszała, jednak należały do kogoś innego. Kogos, kto ją uratuje, chociaż wiem, ze pewnie bez sensu robię sobie nadzieję. Na razie chcę tylko zeby przeżyła ;c
    Rozdział rzeczywiście krótki, czekam na kolejny, mam nadzeję że znacznie dłuższy, bo ten zdecydowanie za szybko się skończył xd Cieszę się, ze wróciłaś do pisania, chocć niestety świetnie rozumiem brak wolnego czasu ;c No ale hobby kosztuje, musimy się poświecać :D
    Czekam niecierpliwie na kontnuację!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej, hej! Rozumiem w zupełności, też czasem próbuję się tak motywować do pisania :D Więcej nic nie mówię, bo nowy rozdział już wisi (taki mam zapłon odpisywania).
      Dziękuję bardzo za komentarz i pozdrawiam! :*

      Usuń