Rozdział XX


      Opatulił się swoim płaszczem jeszcze trochę szczelniej. Mróz zaczął dawać mu się we znaki i znacznie utrudniał nocne przechadzki po błoniach. Ściskał mocno swoją różdżkę, nie był przecież głupcem, dobrze znał zagrożenia. Mimo wszystko czuł się dość bezpiecznie, do tej pory nie natrafił na mordercę ani żadną anomalię. Godzina była jeszcze młoda, mimo to zdecydował się skierować w stronę zamku. Nocne wyjścia pozwalały mu spać, ale jeżeli się rozchoruje, będzie mógł o tym zapomnieć.
      Serce przystanęło mu na moment, gdy jakaś postać wybiegła spomiędzy drzew. Była szczupła, a raczej wychudzona. Oglądała się z siebie i potykała o własne nogi. Przyglądał się temu w szoku, nie wiedząc jak zareagować. Przed czym uciekała? Czy on sam powinien zacząć się bać? Po chwili ruszył w jej stronę. Wyglądała jakby potrzebowała pomocy, a on był jedyną osobą w pobliżu, która mogła jej udzielić. Postać w pewnym momencie potknęła się i Laurus zobaczył jak upada. Rzucił się biegiem w jej stronę. Coś było cholernie nie tak. Pierwszą zobaczył krew, która barwiła śnieg na kolor karmazynu. Leżąca na ziemi dziewczyna wymamrotała coś niewyraźnie.
    - Marlinie. Parkinson – szepnął przerażony.
      Nie miał czasu myśleć o tym, co widzi. Zdjął swój płaszcz i przykrył nim Ślizgonkę. Patrzyła na niego wielkimi, przerażonymi oczami. Widział w nich element szaleństwa, jakby nie zdawała sobie sprawy z tego, gdzie się znajduje i co się dzieje.
    - Jesteś bezpieczna. Zaniosę cię do zamku. Już nic ci nie grozi. Będziesz musiała mi pomóc, bo sam nie dam rady. Słyszysz? Będziesz musiała spróbować się podnieść – starał się mówić wyraźnie i głośno, ale w jego głosie pobrzmiewała panika.
      Nie wydawało mu się, aby kontaktowała. Schylił się, aby wziąć ją na ręce i mimo wszystko postarała się unieść lekko barki, po czym syknęła cicho z bólu. Podniósł ją z lekkością, miała wagę dziecka. Postarał się, aby była jak najszczelniej opatulona płaszczem i ruszył w stronę zamku. Bał się biec po śliskim terenie, upadek mógł wyrządzić jej więcej szkód, niż kilka dodatkowych minut.
    - Nie zasypiaj, słyszysz? Patrz na mnie, Pansy. Jesteś już bezpieczna, ale nie możesz zasypiać.
      Widział, jak dziewczyna próbuje walczyć z opadającymi powiekami. Unosiła je co chwilę i mrugała intensywnie, ale uparcie znów zaczynały opadać.
    - Dobrze, dzielna dziewczyna. Spróbuj tamować krew, zaraz będziemy w zamku. I mów do mnie, mów cokolwiek.
      Wymamrotała coś tak niewyraźnie, że nie domyślał się nawet co mogło to oznaczać. Był przerażony, mimo ich usilnych starań, było coraz gorzej. Trzęsła się w jego ramionach i nie była w stanie unieść rąk, aby przycisnąć jego płaszcz do rany. Przyspieszył kroku najbardziej jak mógł, aby pozostawało to bezpieczne. Mimo jej wagi, bał się, że dodatkowe kilogramy mogą zaważyć przy najmniejszym poślizgu.
    - Zaraz będzie po wszystkim, tylko patrz na mnie.
      Bał się, że będzie za późno. Coraz więcej energii kosztowało ją utrzymanie otwartych oczu. Gdy dotarł wreszcie do zamku, chwilę zajęło mu otwarcie drzwi, które wreszcie sforsował barkiem, wkładając w to całą swoją energię.
    - Pomocy! - krzyknął gdy znalazł się wreszcie w korytarzu.


      Hermiona biegła przez korytarz, starając się robić jak najmniejszy hałas. Malfoy wysłał jej przez monetę sygnał, że ma natychmiast stawić się w Łazience Prefektów. Co, do cholery, tam się stało? Trochę bała się, co może tam zastać, nigdy jeszcze nie korzystał z zaklęcia Proteusza, chociaż bardzo nalegała. Wytężała słuch jak mogła, aby znaleźć choćby najmniejszą anomalię, ale towarzyszyły jej tylko własne kroki. Jeżeli nie zastanie tam Ślizgona martwego, sama go zabije.
      Wbiegła do pomieszczenia i zatrzymała się gwałtownie. Malfoy pływał sobie w najlepsze w basenie pełnym piany. Gdy usłyszał, że weszła, zatrzymał się i zaczesał mokre włosy.
    - Co tu się stało? - warknęła.
    - Och, Granger, miło cię widzieć. Długo jeszcze będziesz unikać każdego życzliwego człowieka? No, może poza jednym, który regularnie wynosi dla ciebie jedzenie.
    - Szpiegowałeś Laurusa? - zapytała, bo to jedyne co przyszło jej na myśl w tej niedorzecznej sytuacji.
    - Przestań mieć mnie za kretyna, siedzimy przy jednym stole, a ja lubię obserwować otoczenie. Oraz to, że zawsze kierował się w stronę schodów, zamiast lochów.
    - Czyli jednak trochę go śledzisz.
      Zmierzyła go wściekłym spojrzeniem. Była pewna, że coś się stało, a on po prostu zwabił ją tutaj, przyprawiając prawie o zawał, gdy jej moneta zaczęła wibrować w jej kieszeni. Na usta cisnęło jej się się kilka epitetów, ale szybko je zdusiła. Patrzyła w milczeniu, jak Malfoy podpływa do krawędzi przy której stała.
    - Chciałem porozmawiać o czymś jeszcze. Pomożesz mi wyjść? - zapytał, wyciągając do niej dłoń.
    - Myślisz, że nabiorę się na najstarszy żarcik świata? Za kogo ty mnie masz? - Wywróciła oczami. - Masz w ogóle coś pod spodem?
      W odpowiedzi wzruszył tylko ramionami i podciągnął się na brzegu basenu. Na wszelki wypadek odwróciła wzrok. Emocje zaczynały powoli opadać i została jedynie irytacja. W tym czasie Malfoy zdążył wyjść i dziewczyna z ulgą zauważyła kątem oka, że ma na sobie bokserki. A potem poczuła pchnięcie. Krzyknęła i w tym samym momencie wpadła do wody. Szata zaczęła ciągnąć Hermionę na dno, gdy ta próbowała się nie zachłysnąć. Piana i ciepła woda napłynęła jej do oczu i nosa. Przez chwilę myślała, że tonie, ale chwilę potem wynurzyła głowę i zaczerpnęła głośno powietrza. W tym samym momencie Draco wskoczył ze śmiechem do basenu.
    - Nienawidzę cię! - krzyknęła i szybko podpłynęła do krawędzi. - Ile ty masz lat? Dwanaście?
      Z trudem wyczołgała się na stabilny ląd, przeklinając siebie, że nie miała w tym momencie gracji Malfoya. Wściekła zdjęła szatę i cisnęła nią o ziemię w akompaniamencie cichego przekleństwa.
    - Jaki jest twój problem? - warknęła.
      Malfoy patrzył na nią z nonszalanckim uśmiechem. Miała teraz w głębokim poważaniu, że stoi w zupełnie przemoczonej koszulce i krótkich spodenkach. Na całe szczęście miała na sobie bieliznę.
    - Izolujesz się ode mnie, a ja mam tego dość. Zachowujesz się, jakbym nie istniał, a to trochę irytujące, biorąc pod uwagę, ile dla ciebie zrobiłem. Możesz przestać być taką egoistką?
      Prychnęła.
    - Wściekasz się o głupie wrzucenie cię do wody. Nie masz nawet dwudziestu lat, a zachowujesz się, jakbyś dobijała do pięćdziesiątki. Dawaj, Granger, zrób coś szalonego.
    - Jesteś naprawdę denerwujący.
    - Zrób coś bardziej szalonego, niż odrobienie pracy dzień przed terminem. - Nalegał. - Chyba, że się boisz, bo stworzyłaś sobie swoją bezpieczną bańkę i próbujesz przejść tak przez życie, planując starannie każdy jego element.
      Tak, argument do odwagi był wyświechtany. Tak, zadziałał. Powagi dodał jego podniesiony i zirytowany głos. To nie był najlepszy czas na tę rozmowę, ale mógł mieć trochę racji. Jej życie było ostatnio pasmem porażek i bała się, że to wszystko skomplikuje się jeszcze ardziej. Przygryzła wargę zastanawiając się przez chwilę. Po chwili uśmiechnęła się delikatnie, zaskakując tym siebie i Malfoya.
    - Chcesz zobaczyć coś szalonego? - zapytała w nagłym przypływie odwagi.
      Zanim miał czas odpowiedzieć zsunęła z siebie spodenki i szybko zdjęła koszulkę. Wskoczyła szybko do wody, zanim zdążyło dotrzeć do niej, że została w samej bieliźnie. Ciepła woda otuliła jej ciało. Wynurzyła się tym razem z większym wdziękiem i próbowała rozkoszować dotykiem piany. Napotkała spojrzenie Malfoya, w którym malowało się zaciekawienie.
    - Przebiłaś moje najśmielsze o wyobrażenia o zaskakiwaniu mnie – powiedział zduszonym głosem.
    - Chyba już wszystko jest mi obojętne – odparła, podpływając do niego.
      Spojrzała na jego twarz. Nigdy wcześniej nie patrzyła na niego w ten sposób, analizując wszelki detale. Szczupły owal z widocznymi kośćmi policzkowymi, prosty nos i ładnie wyrzeźbione usta. Jego szare oczy o chłodnym, stalowym odcieniu wpatrywały się w nią czujnie. Czy naprawdę można być aż tak bladym? Kilka kosmyków wydostało się z zaczesanych do tyłu włosów i opadało mu na czoło. Zwalczyła w sobie ochotę, aby je poprawić.
    - Mam coś na twarzy? - zapytał, unosząc brwi.
    - Nie, to tylko twoja twarz – odpowiedziała bez zastanowienia.
      Zaśmiał się, odsłaniając równe, białe zęby.
      Patrzyła na niego, zastanawiając się, co przyniosą jej kolejne dni. Czy po Lunie przyjdzie pora na nią? Czy uda jej się obronić przed tym, co nadchodzi? Ile zostało jej życia? Ile czasu, żeby wreszcie coś zrobić?
    - To zaczyna się robić niepokojące – powiedział po chwili.
    - Ja czuję się świetnie.
      Pieprzyć to. Przysunęła się do niego jeszcze bliżej, ku jej uldze nie zrobił kroku w tył. Ze stresu serce biło jej jak szalone. Pieprzyć to – powtórzyła w myślach. - Teraz albo nigdy. Wspięła się na palce i splotła dłonie na jego karku. Jego skóra była rozgrzana i miękka. Zatrzymała się w tym miejscu, bojąc się zrobić cokolwiek więcej. Delikatnie położył jej dłonie na talii i to przeważyło szalę. Przycisnęła mocno wargi do jego ust i wyczuła, że napiął wszystkie mięśnie. Po sekundzie, która wydawała jej się wiecznością, oddał pocałunek. Coś w jej brzuchu zaczęło się skręcać, gdy przyciągnął ją do siebie jeszcze bardziej i wbił palce w jej biodra. Wplotła palce w jego mokre włosy, czując że jego ramiona są dla niej, w tym momencie, najodpowiedniejszym miejscem na ziemi. W jego objęciach była taka drobna. Czuła, że zaczyna jej się robić niebezpiecznie gorąco, ale nie potrafiła się odsunąć. Pogłębiła pocałunek i przeniosła dłonie na jego tors, gładząc rozgrzaną skórę.
      Podniósł ją lekko, starając się nie stwarzać dystansu między ich ciałami i, przerywając pocałunki jedynie na szybkie, płytkie oddechy, przeniósł do brzegu. Usadził ją delikatnie na krawędzi i znalazła się teraz lekko wyżej od niego. Oplotła go nogami, tracąc resztki zahamowań. Nie chciała dopuszczać do mózgu informacji o tym, co właśnie wyrabia. Westchnęła cicho, gdy przeniósł swoje pocałunki na jej szyję i wbił palce w jej uda. Chciała po prostu, żeby to trwało już wiecznie.
      Oderwał się od niej na chwilę i po raz pierwszy spojrzała mu w oczy. Czaiła się w nich podniecająca dzikość. Dotknęła delikatnie jego policzka i przejechała palcami po żuchwie. Znów przyciągnęła go do siebie, odnajdując jego wargi. Przesunął dłoń po jej udzie i zaczął bawić się brzegiem czarnej bielizny. Po jej lędźwiach przebiegł dreszcz. Mimowolnie wbiła lekko paznokcie w jego plecy.
    -
PANOWIE BLAISE ZABINI, DRACO MALFOY I TEODOR NOTT WZYWANI SĄ DO GABINETU DYREKTORKI – rozległ się wzmocniony magicznie głos McGonagall.
      Odsunęli się od siebie szybko i wymienili przerażone spojrzenia.
    - Pansy – szepnął ledwo słyszalnie.
    - Ubieraj się, to nie może czekać – odpowiedziała.


      Wszyscy trzej siedzieli wokół łóżka i wpatrywali się intensywnie w wychudzoną, nieprzytomną dziewczynę. Odkąd McGonagall ogłosiła im, że Pansy odnalazł się żywa i będą mogli zobaczyć ją z samego rana, nie zmrużyli nawet oka. Blaise najchętniej już wtedy sforsowałby drzwi do Skrzydła Szpitalnego, ale zdołali mu wybić z głowy ten idiotyczny pomysł. Nie było sensu, żeby narobić sobie w tym momencie problemów, co mogłoby skutkować tym, że nie siedzieliby tu teraz. Draco ze smutkiem przyglądał się jej zapadniętym policzkom i prawie przezroczystej skórze. Ledwo przypominała siebie z wystającymi zewsząd kośćmi. Wzdrygnął się, gdy dotknął jej dłoni i zorientował się, że brakuje w niej małego palca. Wrócił myślami do momentu, gdy ktoś przysłał go Hermionie, to właśnie wtedy zaczął tracić nadzieję, że jeszcze kiedykolwiek zobaczy przyjaciółkę żywą. Jednak teraz była tutaj, po przejściach, ale bezpieczna. Patrzył na nią, jakby bał się, że zaraz zniknie albo to wszystko jedynie mu się śni.
      Nott wpatrywał się nerwowo w swoje dłonie i był bledszy niż zwykle, za to Zabiniego rozpierała wręcz energia. Co jakiś czas wstawał, przechadzał się po pomieszczeniu, aby za chwilę znów usiąść i kręcić się na krześle.
    - Kiedy się obudzi? - zapytał Blaise stojącą pod ścianą McGnagall.
      Zarówno ona, jak i Flitwick spędzili tu większość nocy i wyglądali teraz na starszych, niż byli w rzeczywistości. Zmęczenie odmalowało się na ich twarzach bardziej, niż na kogokolwiek.
    - Stracił dużo krwi – odezwała się pani Pomfrey. - Jest wychudzona i wyziębiona, ale odzyskuje już siły. Miejmy nadzieję, że obudzi się do obiadu.
      Draco skinął powoli głową. Wszyscy trzej zostali zwolnieni z lekcji, co przyjęli z wdzięcznością, żaden z nich nie miał ochoty zastawiać Pansy choć na chwilę. Po tym co się stało, nie spuszczą jej już z oka nawet na moment.
      Wreszcie, po kilku godzinach, dziewczyna poruszyła się nieznacznie i jęknęła. Chłopacy natychmiast rzucili się w jej stronę, nie zostawiając jej nawet odrobiny przestrzeni. Pochyleni nad nią i prawie stykający się głowami, w napięciu obserwowali jak dziewczyna zaczyna otwierać oczy.
    - Jesteś już z nami, wszystko jest dobrze – powiedział cicho Teodor.
      Pansy otworzyła oczy i oszołomiona rozejrzała się po ich twarzach. A potem krzyknęła przeraźliwie i zaczęła miotać się po łóżku. Wszyscy trzej odskoczyli gwałtownie, przerażeni. Draco próbował ją unieruchomić, aby nie zrobiła sobie krzywdy, ale zaniechał tego pomysłu już po chwili. Dziewczyna nie przestawała krzyczeć, w jej oczach czaiło się szaleństwo. Nauczyciele podbiegli szybko do jej łóżka.
    - Pansy, to tylko my – powiedział Blaise i złapał ją za ramię.
    - Nie dotykaj mnie! – krzyknęła histerycznie.
    - Jesteś bezp...
    - Powinieneś zdechnąć!
      Draco podbiegł do przyjaciela i odciągnął go gwałtownie od Ślizgonki. Nie rozumiał nic z jej zachowania, ale najwidoczniej jego przyczyną był Blaise. Nott podszedł do dziewczyny i próbował ją uspokoić. Uczepiła się mocno jego dłoni i zaczęła szlochać. Malfoy i Zabini mierzyli się spojrzeniami.
    - Nie wiem o co chodzi.
    - Ja też nie, ale nie zbliżaj się do niej teraz.
      Pansy nadal łkała w ramionach Notta.
    - To on – wydusiła z siebie w końcu, wskazując na Zabiniego. - Widziałam jego twarz.
      Draco zauważył kątem oka, że McGonagall i Flitwick wyciągnęli różdżki. Sam nie rozumiał z tego zupełnie nic. Stał osłupiały wpatrując się w przyjaciela, na którego twarzy malowało się niedowierzanie i szok.
    - Zapraszam do mojego gabinetu, panie Zabini. Musimy porozmawiać – powiedziała McGonagall.


      Plotki w Hogwarcie rozchodziły się w zatrważającym tempie. Już po godzinie uczniowie rozpowiadali między sobą, że Blaise Zabini został wyprowadzony ze Skrzydła Szpitalnego w asyście dyrektorki i to on podejrzewany jest o wszystkie morderstwa i porwanie Pansy Parkinson. Właśnie te plotki spowodowały, że Hermiona biegła ile sił w nogach, aby jak najszybciej porozmawiać z Malfoyem. Zastała go siedzącego na krześle przed wejściem do szpitalnej sali. Ukrył twarz w dłoniach i trząsł się na całym ciele. Podeszła do niego powoli i położyła mu dłoń na ramieniu. Wzdrygnął się i spojrzał na nią smutnym wzrokiem.
    - Jak ona się czuje? - zapytała dziewczyna łagodnie.
    - Sam nie wiem. Jest wychudzona, cała poobijana i roztrzęsiona. Mam nadzieję, że dojdzie szybko do siebie.
      Mówił nieobecnym, pustym głosem, wpatrując się w ścianę przed sobą. Hermiona zawahała się przez chwilę i złapała jego dłoń, pragnąc dodać mu otuchy.
    - To nie on. Słyszysz? Zabini tego nie zrobił.
    - Widziała go, a z tego co mi wiadomo, Blaise nie ma bliźniaka.
    - Nie mam na myśli bliźniaka, a Eliksir Wielosokowy. On umie go przyrządzić, sama się o tym przekonała. Pomyśl tylko, czy naprawdę pozwoliłby zobaczyć jej swoją twarz? Sam mówiłeś, że jest wychudzona, jak zdołałaby mu uciec?
    - Uderzyła go kamieniem. – Jego głos nadal pozostawał monotonny. - A ja nawet nie wiem, czy był wczoraj w dormitorium, bo byłem z tobą. Not był z Pandorą, nie wie wiele więcej.
    - Blaise był z Ginny. Poszła właśnie do McGonagall. To nie mógł być on. Nawet gdyby nie miał alibi, to wszystko nie ma sensu.
    - Po co ktoś miałby udawać Zabiniego? - jego głos lekko się ożywił, ale nada nie odzyskał starej barwy.
    - On się nami bawi, Draco. Mną, tobą a teraz też obrywa się Blaise'owi. Zapewne dostał rykoszetem. To wszystko to jego chora gra. Wydaje mi się, że on chciał, żeby uciekła.
    - W takim razie, dlaczego? Czemu pozwolił jej żyć?
    - Tego nie wiem. Czy powiedziała coś konkretnego?
    - Milczy. Jedyne co udało nam się z niej wyciągnąć, to, że nic nie wie. Nie chce o tym, mówić, jest przerażona.
      Hermiona skinęła powoli głową. Przypadek Parkinson był inny, zniknęła na długie tygodnie, a potem udało jej się przeżyć. Może nigdy nie planował, że ją zabije albo zmienił zdanie. Jej powrót przyniósł więcej pytań, niż odpowiedzi.


      Leżała w ciemności i mocno ściskała różdżkę Notta, którą zostawił jej na noc. Była mu za to dozgonnie wdzięczna, bo tylko ona dawała jej zalążek poczucia bezpieczeństwa. Nie mogła spać, bała się nawet zamknąć oczy, bo wracały do niej wszystkie obrazy. Leżała i nasłuchiwała, a jej serce zaczynało biec szybciej przy najmniejszym dźwięku. Mimo wszystko znów była w Hogwarcie, wśród przyjaciół. Nie sądziła, że jeszcze kiedykolwiek uda jej się ich zobaczyć i położyć się w miękkiej pościeli. Poprzedniej nocy czuła jak umiera, ale doszła teraz do wniosku, że mimo wszystko nie jest do końca żywa. Drżała, nie mogła spać i bała się zażyć eliksir Słodkiego Snu, aby nie tracić czujności choć na chwilę. Nie była już tą samą osobą i najprawdopodobniej nie odzyska już utraconej części. Przełknęła słone łzy. Nie chciała myśleć o tym, co się stało. Próbowała nie przywoływać wspomnień z tej okropnej dziury w ziemi. Nie chciała pamiętać tego bólu strachu i osaczenia, a mimo wszystko nadal to czuła.
      Drzwi do Skrzydła Szpitalnego uchyliły się z cichym skrzypnięciem, a jej serce gwałtownie przyspieszyło. Skryta w mroku postać szła powoli w jej stronę, najwidoczniej próbując się skradać. Pansy chciała krzyknąć, ale głos ugrzązł jej w gardle. Nie wiedziała nawet czy to jawa czy sen. Ścisnęła mocniej różdżkę, celując w przybysza i obserwując każdy jego krok, czując, jak rośnie w niej panika. Czy wrócił, żeby dokończyć to co zaczął i wreszcie ją zarżnąć? Teraz, kiedy dostała nadzieję? Przymknęła oczy.
    - Czego chcesz? - warknęła, choć głos miała zduszony przerażeniem.
      Postać zatrzymała się i uniosła ręce.
    - Chciałem tylko zobaczyć jak się czujesz. Bałem się przyjść w dzień, ale to jednak był jeszcze głupszy pomysł. Przepraszam, byłem pewny, że śpisz.
      Znała ten głos.
Patrz na mnie, nie zamykaj oczu. Dzielna dziewczyna.
    - To ty – powiedziała i rozluźniła nieco mięśnie. - Laurus, prawda?
      Chłopak skinął głową i zrobił kilka kroków w jej stronę. Padające zza okna światło księżyca oświetliło mu delikatnie twarz. Uśmiechał się do niej ze skruchą. Odetchnęła z ulgą, gdyby chciał ją zabić, zrobiłby to wczoraj.
    - Trochę słabą masz tu ochronę – powiedział po chwili.
    - Lepszą, niż ci się wydaje. Gdzieś tutaj skrywa się skrzat i wyczekuje, aż zrobisz jakiś gwałtowny ruch. Wybacz, nie wiem trochę jak się zachowywać. Jak odwdzięczyć ci się za uratowanie mi życia? Istnieje jakaś odpowiednia waluta?
      Uśmiechnął się trochę szerzej, nabierając najwidoczniej pewności, że nie jest na niego wściekła za wtargnięcie do Skrzydła Szpitalnego.
    - Och, przestań, uznajmy, że wyrównałem rachunki ze wszechświatem. Chociaż... Jest coś takiego. Będziemy kwita, jeżeli postawisz mi kiedyś kremowe piwo – szepnął w odpowiedzi, aby nie zwabić tu pani Pomfrey.
    - Często ratujesz dziewczyny w opałach, żeby zaoszczędzić kilka sykli? - zapytała z przekąsem, nie mogąc się powstrzymać.
      Zaśmiał się szczerze. Był pierwszą osobą, która pozwoliła sobie na pozytywną reakcję w jej otoczeniu, odkąd się obudziła.
    - Uznajmy, że nie jest to lukratywny biznes – odpowiedział pogodnie.
    - Co robiłeś tak późno na błoniach? Nie możesz spać albo siedzieć w przytulnym dormitorium jak normalni ludzie? - zapytała, szukając odpowiedniego tematu do rozmowy. Nie chciała siedzieć teraz w ciszy.
    - Ta informacja będzie cię kosztowała kolejne piwo.
    - Twoja pomoc robi się coraz bardziej kosztowna.
    - Jeżeli masz jakieś zażalenia, to mogę cię odnieść z powrotem na błonia, może znajdzie cię ktoś z mniejszymi wymaganiami – powiedział z kpiną, a potem jęknął. - Przepraszam, jestem takim idiotą, nie powinienem tego mówić.
      Mimo wszystko uśmiechnęła się na to zderzenie z rzeczywistością. Po całym dniu skakania wokół niej i traktowania jak porcelanowej lalki, żarty były miłą odmianą, odrobiną normalności. A co tam, mógł nawet z niej szydzić, nie była taka delikatna, jak wszyscy w tym momencie myśleli. Przetrwała, była silniejsza, niż sama się spodziewała.
    - Szczerze wątpię, a na pewno nie z tą kondycją. Wczoraj zastanawiałam się, czy prędzej ty padniesz na zawał, czy ja się wykrwawię.
      Uśmiechnął się z ulgą, że nie uraził jej swoim wcześniejszym żartem.
    - Wygrałaś tę potyczkę słowną, niech ci będzie. Nie myśl sobie jednak, że nie oczekuję rewanżu.
      Widziała po nim, że mógłby dodać coś jeszcze, ale najwidoczniej się spłoszył. Sama pomyślała, czy nie mogłaby rzucić jeszcze jakimś żartem, żeby znowu poczuć się jak normalny człowiek, ale zrezygnowała. Nastała cisza, a Pansy zaczęła zastanawiać się, kiedy padnie pytanie zadawane przez wszystkich. Takie, na które nie umiała odpowiedzieć. Jak opisać to, jak się czuła, skoro sama nie miała pojęcia? Jakby ktoś wyrwał jej kawałek duszy i zostawił to miejsce boleśnie puste. Zmienił jej życie na długie lata w strach. Wiedziała, że nie dojdzie do siebie zbyt szybko, to pozostawiło rany. Mogła żartować, ale w jej emocjach nie było nic. Bała się ciemności, samotności i ludzi. Jak wytłumaczyć to komuś, kto w środku jest całkowicie kompletny?
    - Wracasz do domu? - zapytał.
      Zareagowała zaskoczeniem, póki co nie zapytała ją o to nawet McGonagall. Cały dzień rozważała wszelkie za i przeciw i postanowiła zostać w zamku. Być może ryzykowała, ale była pewna, że zwariowałaby sama w zupełnie pustym, wielkim domu. Rodzice najprawdopodobniej nawet nie zainteresowali się jej zniknięciem i nadal bawili się w najlepsze w Ameryce.
    - Zostaję w zamku – odpowiedziała po chwili.
    - Myślałem, że...
    - To źle myślałeś - przerwała mu warknięciem.
    - Myślę, że powinienem już iść. Jest późno i nie chcę, żeby ktoś mnie tu przyłapał. – powiedział, trochę przygaszony.
    - Wiesz co, Moriera? Przemyślałam sytuację i chyba dostaniesz ode mnie całą beczkę kremowego piwa.
    - Świetnie. Podpowiedz mi proszę, czy sprawił to mój zupełny brak taktu czy niezwykły brak taktu?
      Zaśmiała się tylko w odpowiedzi. Obserwowała, jak chłopak opuszcza pomieszczenie i czuła, jak znów wnika w nią strach. Jej zmysły znów wyostrzyły się do granic możliwości i ścisnęła mocniej różdżkę.

______________________________________

Hej, hej!
Wyrobiłam się prawie w dwa tygodnie! :D Jestem nawet zadowolona z tego rozdziału, więc mam nadzieję, że podzielicie moją opinię.
Do następnego! :*


6 komentarzy:

  1. Ja tu wrócę!
    Nie wiem dlaczego tego jeszcze nikt nie skomentował..
    Przeczytam tylko całość i wrócę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Naprawdę genialny rozdział. Już od pierwszych słów wciągnął mnie niesamowicie. Świetna scena Pansy i Laurusa zarówno ta na błoniach jak i w Skrzydle. Jestem zaskoczona pomysłem oskarżenia Blaise'a i ciekawa dalszego rozwinięcia. Scena w łazience prefektów? Jestem zakochana :) czekam!!!
    Pozdrawiam, s.

    OdpowiedzUsuń
  3. Boże, to chyba mój ulubiony rozdział <3 I to nawet nie tylko ze wzgledu na genialną scene w łazience. (<3!). Ale także ze względu na to, że Pansu się uwolniła, że jest cała, żywa... Mimo ze jest w tragicznej formie i jest bardzo słaba, to jednak wszystko wskazuje na to, ze taka pozostanie :D Cieszę się obłędnie, że Laurus ją znalazł.
    Zaczneę chyba od perełki, czyli Draco i Hermiona :D "Jeżeli nie zastanie tam Ślizgona martwego, sama go zabije." xd Cieszę się, że Draco w końcu sprowokował ich konfrontację i zmusił Hermionę, żeby przestała go ignorować, nawet jeśli musiał ja w tym celu trochę przestraszyć.
    Niby mówiła, ze nei nabierze się na najstarszy żarcik świata, a jednak Draco dopilnował, żeby żarcik i tak ją dopadł. Kto by pomyślał, że tego Malfoya taki kawalarz. I bardzo dobrze, że jej wszystko wygarnął. Jakby mnie kto pytał, to miał rację, także z tym zachowaniem pięćdziesieciolatki. Wskoczenie do baenu może nie jest szczytem szaleństwa, ale jak na Hermionę to naprawdę dużo LD a jak go pocałowała, to już wgl przeszła sama siebie. I bardzo mi się podobał ten dokładny opis twarzy Draco. No i oczywiscie opis samego pocałunku, omg, I mean giiiiirl, that was steamy!
    Emocje tak ładnie wplecione w fizyczną intymność i wgl, kocham tę scene, przeczytałam ją z siedem razy. Szkoda, ze McGonagall nie mogła chwilę zaczekać z tym wezwaniem. Jakieś pół godzinki. Chociaż zakładam, że Draco i Hermiona wzdcyhali do siebie na tyle długo, że wyrobiliby się w kilka minut xd Tak, wiem, jestem okropna.
    Miło ze strony Mc, ze zwolniła ich z lekcji, mimo że nie są członkami rodziny. To dobra decyzja, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że Pansy nie ma przy sobie rodzony, która by nad nią czuwała. Bo są okropni.
    Kompletnie mnie zaskoczyłaś tym Blaisem i też nie wierzę, że to naprawdę był on. Wszystkie argumenty podniesione przez Hermione błyszczą jak diamenty i są bardzo sensowne. oczywiście, że to musiał byc eliksir i w to właśnie będę wierzyć. Bo zły brat bliźniak to już by było troche jak w telenoweli :D Choć nie mówię, że nei mogłoby to być ciekawe xd No i właśnie, już raz użył eliksiru, żeby udawać Ginny. Jakiś śledczy albo prawnik już wpisałby to do jakiejś tabelki zatytuowanej "wzorzec zachowań" czy coś tego typu. Pasuje. Porywacz w zasadzie naprawdę nie iał powodu, żeby w ogóle jej pokazywać twarz i z tego co pamieta, co zobazyła ją tuż przed ucieczką, prawda? Może on specjalnie pozwolił jej uciec (tak jak Hermiona mówi), wcześniej ją tylko osłabiając raną, żeby myślała, że chce ją zabić. A zamias zabijać, postanowił wykorzystać ją, do zrzucenia podejrzeń na kogoś innego, zeby nikt nie złapał jego tropu. Tak sądzę. Jeśli to naprawdę byłby Blaise, to przecież kiedy Pansy nadal była nieprzytomna, na pewno byłby w stanie znaleźć chwile, żeby zostać z nią sam na sam i zmodyfikować jej pamięć. To totaline nie pasuje. No i był z Ginny, więc o czym my w ogóle rozmawiamy :D Mam tylko nadzieję, że Draco szybko w to uwierzy no i że uda im się jakoś uspokoić i przekonać Pansy.
    Podobała mi się interakcja Pansy i Laurusa! Mam nadzieję na jakis fajny wątek pomiędzy nimi, może nawet, hihi, miłości? :D Fajni są i bardzo dobrze mi się czytało ich dialog, a wiesz, że samą Pansy już dawno zaczęłam darzyć dużą sympatią. Także chciałabym dla niej kogoś takiego, kto pomoże jej sie zebrać do kupy, jednocześnie nie traktując jej jak porcelanowej lalki. Choć na pewno będzie ciężko, jako że nasz złodupiec prawdopodobnie zafundował jej wieloletnią traumę.
    Dodam jeszcze, że czuję totalne obrzydzenie odnośnie zachowania jej rodziców. Jak można nawet się nie zainteresować, że twoje dzieko zostało porwane, że jest przetrzymywane, że może być martwe? Dżizas, to przecież nawet taki zimny drań jak Lucjusz Malfoy by się zainteresował zniknięciem Draco, choćby tylko dlatego, że ludzie by o nim gadali.
    Mam nadzieję, że już niedługo wybierzemy sie z Pansy Laurusem na tę beczkę kremowego piwa :D
    Kłaniam się wpół przed tym rozdziałem, naprawdę super robota. Czekam na kolejny i pozdrawiam! ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć!
    Z tej strony administratorki Katalogu Granger. Zapewne wiesz, że w ostatnim czasie blogosfera upada i ciężko jest zyskać nowych czytelników w erze Wattpada. Jednak są autorki, które mimo tego publikują nowe rozdziały swoich opowiadań. Jedną z nich jesteś Ty i chciałybyśmy docenić Twoją pracę i zaangażowanie, reklamując Twojego bloga w nowej akcji Katalogu Granger zatytułowanej "Co nowego u Granger?". Mamy wielką nadzieję, że dzięki niej grono Twoich czytelników się zwiększy i dzięki temu będziesz miała ogromną motywację do pisania i tworzenia.
    Gratulujemy wytrwałości!
    Pozdrawiamy
    administratorki Katalogu Granger

    OdpowiedzUsuń
  5. Hej. A zatem, dzięki akcji "Co nowego u Granger?" na KG trafiłam na tego bloga i przeczytałam te 20 rozdziałów w 1 dzień! Wciagnęłaś mnie, masz nietuzinkowe pomysły i potrafisz pięknie tworzyć napięcie! Aż nie mogłam uwierzyć, że kończę rozdział XX i nie mam nic dalej, żeby dowiedzieć się, o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi!
    Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej kreacji psychopaty. Gościu jest... wow.
    Poza tym w ogóle masz talent do rysowania charakterów.
    Ciekawi mnie tak wiele wątków, że aż trudno mi wszystkie wymienić :D Dawno nie czytałam tak dobrze zrobionego fanficka! Oczywiście z całym szacunkiem do przeczytanego niedawno Słodkiego Listopada.
    Z moich rad ogólnych - dobrze byłoby przejrzeć posty pod względem poprawności, zwłaszcza te pierwsze, albo znaleźć kogoś, kto Ci je poprawi. Warto też, żebyś sobie przeczytała rozdział po napisaniu jeszcze raz, to wtedy uniknie się błędów typu "ponuro odpowiedział ponuro Draco", bo to chyba u Ciebie najczęściej widziałam.
    To tyle ode mnie, nie poddawaj się, ja chcę poznać całą tę historię!
    Farfocel ;) [www.spalony-feniks.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć! Jesteś tu jeszcze? Opowiadanie dosłownie mnie wciągnęło ale widzę, że od dawna nie ma aktualizacji. Daj znać proszę, czy jest szansa na kontynuację.
    Pozdrawiam mocno :)

    OdpowiedzUsuń